poniedziałek, 12 listopada 2012

W SŁUSZNEJ SPRAWIE


Bardzo lubię zdrowe, domowe jedzenie, pewnie jak każdy z Was.  Gdy potrzebuję czegoś, czego nie byłabym w stanie sama zrobić- wtedy, cóż,  kupuję, bo nie bardzo mam inne wyjście. Ale od kiedy zaczęłam swoją przygodę z gotowaniem i pieczeniem, nie smakują mi już kupowane ciasta czy gotowe sosy w proszku. Zdecydowanie wolę do nich użyć świeżych warzyw i ziół, które wprost uwielbiam. Ziołowe herbatki zresztą - mięta, melisa, rumianek, bratek czy szałwia - to mój stały asortyment na "herbatkowej" półce. I to ziół właśnie zamierzam dziś  bronić, a także medycyny naturalnej, którą zdecydowanie wolę stosować przy niegroźnych dolegliwościach zamiast farmaceutyków.

Ci, którzy zaglądają tu od czasu do czasu wiedzą, jakie mam zdanie na temat leczenia drogą naturalną. Często podkreślałam zbawienne działanie czosnku, rosołu itd. To samo dotyczy mięty, którą piję, gdy mam niestrawność. Gdy mam kłopoty z zaśnięciem lub jestem mocno zdenerwowana - najlepsza wydaje się być melisa. Z kolei rumianek działa przeciwbakteryjnie, dlatego nie tylko dobrze jest pić herbatki rumiankowe, ale również płukać sobie nimi gardło w razie infekcji. Bratek jest nieoceniony w przypadku zapalenia pęcherza, tak samo jak żurawina.  Podobnych przykładów jest bez liku. 

Półtora roku temu, gdy zaczynałam pisać pracę magisterską o organizacjach międzynarodowych, natknęłam się na rozporządzenie Unii Europejskiej, która chciała zakazać rozprowadzania na swoim terytorium leków medycyny naturalnej - nie chodzi tu o same zioła, ale ziołowe leki - syropy czy tabletki. I dzisiaj chciałabym poświęcić wpis właśnie temu rozporządzeniu, ponieważ zdaję sobie sprawę, iż wiele osób nie wie nawet, jakie ustawy są uchwalane pod naszym nosem, cichcem przemycane i nie ogłaszane forum publicznemu tylko po to, aby móc je podpisać bez większych komplikacji, a potem czerpać z nich niezły zysk. 

Naprawdę uważam, iż w przypadku niestrawności, bezsenności, lekkiego przeziębienia znacznie lepiej zastosować coś, co będzie pochodzenia naturalnego, a co najważniejsze, nie będzie nam przynosiło żadnych skutków ubocznych i nie będzie nam obniżało odporności. Poza tym nie jest to przecież nic nowego - polska tradycja jest silnie związana z leczeniem naturalnym. Kto z nas nie je czosnku, nie pije herbaty z malinami i cytryną, mleka z miodem, gdy tylko zacznie kichać? Dawały to nam nasze mamy, a im dawały ich mamy. To tradycja przekazywana z pokolenia na pokolenie, ale - jak widać- komuś to przeszkadza. A przecież natura nie stworzyła tych produktów bez celu - kiedyś ludzie nie mieli aptek ani antybiotyków, a jednak jakoś sobie radzili. 

Zainteresowanych namawiam do podpisania petycji przeciwko rozporządzeniu 1924/2006/WE. Znajdziecie  ją na stronie, która ruszyła z inicjatywy Instytutu Obrony Zdrowia Naturalnego http://iozn.pl/petycja/petycja.html. Zachęcam również do przeczytania samego rozporządzenia : http://eur-lex.europa.eu/LexUriServ/LexUriServ.do?uri=OJ:L:2006:404:0009:0025:PL:PDF, Zdaję sobie sprawę z tego, że może być długie, jednak sama jego treść nasuwa jeszcze więcej wątpliwości co do słuszności wprowadzenia tego typu przepisów do naszego kraju. 

Czy naprawdę wprowadzenie go w życie ma na celu -  jak to jest napisane w preambule rozporządzenia- zapewnienie nam, "konsumentom wysokiego poziomu ochrony, dostarczenia konsumentom wiedzy niezbędnej do dokonania wyboru z pełną świadomością faktów, jak również stworzenia w branży spożywczej równych warunków konkurencji."? Czy ktoś z nas po zażyciu czosnku w kapsułkach miał jakieś działania niepożądane? Osobiście nigdy o nikim takim nie słyszałam. Co innego antybiotyki wyprodukowane w laboratorium - często przynoszą skutki uboczne. Więc o jakim typie ochrony jest mowa w tym artykule? Ochrony czyjej - konsumentów, czy tak naprawdę firm farmaceutycznych? I co właściwie oznacza w tym przypadku "stworzenie równych warunków konkurencji"? Być może to, że w Polsce i  niektórych europejskich krajach lepiej sprzedają się leki pochodzenia naturalnego, niż leki sztuczne, co nie pozwala przynosić firmom farmaceutycznym takiego przychodu, jaki planowały wypuszczając swoje medykamenty na rynek.

Dalej zawarte jest następujące stwierdzenie: "Dyrektywa 2000/13/WE co do zasady zakazuje posługiwania się informacjami, które wprowadzałyby nabywcę w błąd lub przypisywałyby żywności właściwości lecznicze." - czy te wartości lecznicze nie są aby znane od wieków? I nagle stały się wątpliwe?  Następnie: "Ponieważ cel niniejszego rozporządzenia, mianowicie zapewnienie skutecznego funkcjonowania rynku wewnętrznego w odniesieniu do oświadczeń żywieniowych i zdrowotnych przy jednoczesnym zapewnieniu wysokiego poziomu ochrony konsumentów, nie może zostać osiągnięty w sposób wystarczający przez Państwa Członkowskie i można go w związku z tym lepiej osiągnąć na poziomie Wspólnoty, Wspólnota może podjąć działania zgodnie z zasadą pomocniczości, określoną w art. 5 Traktatu. Zgodnie z zasadą proporcjonalności, określoną w tym artykule, niniejsze rozporządzenie nie wykracza poza to, co jest konieczne do osiągnięcia tego celu." - a to oznacza, że Polska nie ma nic do gadania, tylko musi pokornie skłonić głowę i pozwolić sobą rządzić. Jest to kolejny przykład na to, jak niewiele mamy do powiedzenia we własnym państwie i jak ktoś odgórnie kontroluje w nim sytuację, nie patrząc zupełnie na panujące w nim realia.

Dziś chcą zakazać rozprowadzania naturalnych leków, a już jutro zaczną zakazywać uprawy żywności na działkach i w przydomowych ogródkach, bo, o ile się orientuję, takie rozporządzenie również czeka w kolejce na rychłe wprowadzenie go w życie. Więc co będziemy mogli mieć w naszym ogródku? Oprócz trawy i zielska pewnie niewiele, choć kto wie, czy i tego po jakimś czasie nie zabronią? Dlatego proszę wszystkich, aby walczyli o własne prawo do informacji o innych możliwych metodach leczniczych, które to prawo jest jednym z podstawowych praw pacjenta, a  które przez to rozporządzenie jest nam odbierane i nie pozostawia żadnego wyboru co do stosowania mniej inwazyjnych leków. Niech sobie będą leki w aptekach, zioła przecież wszystkiego nie wyleczą, ale nikomu nie wolno odbierać prawa do sposobu dochodzenia do zdrowia oraz prawa do informacji o planowanych zmianach.



A oto kilka ziołowo-leczniczych przepisów. Odsyłam jednocześnie do przepisów, które już się na tym blogu pojawiły, a które mają działanie lecznicze i są bardzo zdrowe:


ŁOSOŚ W MARYNACIE ZIOŁOWEJ:
(przepis na 2 porcje)

  • 2 dzwonki łososia
  • pęczek świeżej mięty
  • garść świeżej melisy
  • garść płatków migdałowych
  • połówka cytryna
  • oliwa
  • sól, pieprz
  • 100g ryżu

Łososia zamarynować dzień wcześniej w plastikowym pojemniku. Posiekać miętę z melisą i obtoczyć nimi rybę. Do pojemnika dodać migdały, wycisnąć sok z połówki cytryny, wyciśnięty owoc również włożyć do opakowania. Zamknąć pojemnik, wstrząsnąć go kilka razy i włożyć na noc do lodówki.
Następnego dnia "obskrobać" łososia z marynaty i podsmażyć na złoto na oliwie. W międzyczasie ugotować ryż, a gdy będzie gotowy, odcedzić go i wymieszać go z marynatą z łososia. Uformować na talerzu z połowy ryżu kulę, położyć na niej usmażonego łososia i przyozdobić plasterkiem cytryny. Można doprawić sola i pieprzem.

ZUPA ZIOŁOWA:
makaron tagliatelle
1 lub 2 marchewki
1 mała pietruszka
kurczak (wykorzystajcie takie kawałki, jakie chcecie, mięso będzie potrzebne po to, aby zrobić na nim bulion, a następnie oskubać i wrzucić do zupy)
1 cebula - pokrojona w piórka lub w kostkę
1 mała cebula, nieobrana, tylko wrzucona cała do garnka, dla koloru
garść świeżego lubczyku
świeża pietruszka - według uznania
świeże oregano - według uznania
opcjonalnie można dodać świeżego tymianku i czosnek
sól
pieprz

Najpierw ugotować bulion. Zawsze gotuję zupy w małym garnku mniej więcej półtoralitrowym, tak w sam raz na dwa obiady dla dwóch osób. Gdy mięso będzie podgotowane, wyjąć je i wrzucić do garna dwie cebule, marchewkę i pietruszkę. Gotować na małym ogniu. W tym czasie oddzielić mięso od kości i wrzucić je z powrotem do garnka. Posiekać zioła i dodać je na sam koniec, gdy warzywa już zmiękną. Doprawić solą i pieprzem.
Wyjdzie z tego bardzo ziołowy i aromatyczny rosół. Ważne jest, aby zioła były świeże, nadadzą zupie nie tylko pięknego koloru, ale również cudowny zapach. Pamiętajcie, aby zioła dodawać na sam koniec, aby nie straciły swoich wszystkich właściwości. Zazwyczaj robię w ten sposób, że odstawiam zupę z gazu i dopiero wtedy dodaję przyprawy, mieszam dokładnie i nalewam na talerz.

Do tego przepisu możecie dodać jeszcze kolendrę, pietruszkę, miętę, melisę, tymianek, czy inne ulubione świeże zioła. Pesto możecie zamknąć w słoiczkach i przechowywać w lodówce kilka tygodni. Jest mocno ziołowe, dość specyficzne i bajeczne jako dodatek do makaronów. Używam go czasami również do kanapek - wtedy robię mniej płynne pesto. W połączeniu w moccarellą i pomidorami jest wyśmienite, ale i sprawdza się świetnie w towarzystwie wędzonego boczku, czy szynki z camembertem lub zwykłym żółtym serem na wierzchu. Palce lizać. 
Polecam również wszystkim utwór Sigur Rós "Dauðalogn" :

Paulina.