Czy wspominałam już, że czas szybko leci? No więc leci strasznie, na wariata. Przeprowadziliśmy się z P. i Bebe do nowego mieszkania dwa tygodnie temu, a mi wydaje się, że było to zaledwie wczoraj i zostało nam jeszcze tyle do ogarnięcia. Całe szczęście okres sprzątania i układania mamy za sobą, jednak posiadanie mieszkania tylko dla siebie wydaje się być niepojętym szczęściem, dlatego wciąż jesteśmy w fazie "processing".
Ogromnym plusem jest to, że kuchnia jest tylko moja i niestety zaczęłam w niej rządzić żelazną ręką. Pozbawiona przez ostatnie dwa lata piekarnika wpadłam w "szał pieczenia" jak określił to P. Obserwując mnie jak zwykle ze stoickim spokojem, z bezpiecznego kąta, siedząc na kanapie, był świadkiem moich nowomieszkaniowych ekscesów. Tak więc wymodziłam cztery rodzaje ciastek i trzy rodzaje ciast w ciągu tych czternastu dni. Wiem co myślicie "Szalona kobieta", "Durna baba", "Kto tyle zje?!" - a moja odpowiedź to "P." Z uporem maniaka wrzucałam jedną partię ciasteczek po drugiej, a P. żerował z jednej strony, natomiast Bebe atakowała mnie z drugiej. Dwoje łasuchów, w tym jeden gderający, że postradałam zmysły, ale uszami trzęsący, gdy wpakowywał do buzi kolejne ciastko. Gdy emocje opadły, a mnie przestała trawić kuchenna gorączka, wrzuciłam na nieco wolniejszy bieg. Wróciłam w końcu do stanu normalności.
Kilka dni temu było jeszcze ciepło, a pomarańczowe słońce wślizgiwało się przez kuchenne okno. Chodziłam spać z nadzieją na kolejny promienny poranek, który przez ostatnie dni krzepił mnie przed pójściem do pracy. Jednak ostatnio, gdy o 5 nad ranem przewracałam się, zagrzebana aż po czubek głowy, pod cieplutką kołdrą, usłyszałam charakterystyczne bębnienie. Otworzyłam niechętnie oczy i oto ujrzałam, Bebe siedzącą na parapecie okna, a za nim deszcz. W mojej zaspanej głowie gdzieś jeszcze tliła się nadzieja na przelotność tego zjawiska, jednak gdy się ostatecznie obudziłam, straciłam całkowicie jej resztki.
Ogromnym plusem jest to, że kuchnia jest tylko moja i niestety zaczęłam w niej rządzić żelazną ręką. Pozbawiona przez ostatnie dwa lata piekarnika wpadłam w "szał pieczenia" jak określił to P. Obserwując mnie jak zwykle ze stoickim spokojem, z bezpiecznego kąta, siedząc na kanapie, był świadkiem moich nowomieszkaniowych ekscesów. Tak więc wymodziłam cztery rodzaje ciastek i trzy rodzaje ciast w ciągu tych czternastu dni. Wiem co myślicie "Szalona kobieta", "Durna baba", "Kto tyle zje?!" - a moja odpowiedź to "P." Z uporem maniaka wrzucałam jedną partię ciasteczek po drugiej, a P. żerował z jednej strony, natomiast Bebe atakowała mnie z drugiej. Dwoje łasuchów, w tym jeden gderający, że postradałam zmysły, ale uszami trzęsący, gdy wpakowywał do buzi kolejne ciastko. Gdy emocje opadły, a mnie przestała trawić kuchenna gorączka, wrzuciłam na nieco wolniejszy bieg. Wróciłam w końcu do stanu normalności.
Kilka dni temu było jeszcze ciepło, a pomarańczowe słońce wślizgiwało się przez kuchenne okno. Chodziłam spać z nadzieją na kolejny promienny poranek, który przez ostatnie dni krzepił mnie przed pójściem do pracy. Jednak ostatnio, gdy o 5 nad ranem przewracałam się, zagrzebana aż po czubek głowy, pod cieplutką kołdrą, usłyszałam charakterystyczne bębnienie. Otworzyłam niechętnie oczy i oto ujrzałam, Bebe siedzącą na parapecie okna, a za nim deszcz. W mojej zaspanej głowie gdzieś jeszcze tliła się nadzieja na przelotność tego zjawiska, jednak gdy się ostatecznie obudziłam, straciłam całkowicie jej resztki.
W takie poranki jak ten nie chce się nic, nie wspominając już o wychylaniu nosa poza drzwi mieszkania. Zbawienną opcją byłaby ta, w której zostajemy w domu, zagrzebani pod puszystym kocem, z książką w jednej dłoni i pomarańczową herbatą w drugiej - takie jednak plany spełzają na niczym, gdy trzeba wyjść do pracy.
Jednak nie mam zupełnie nic przeciwko deszczowym weekendom. Uwielbiam odgłos deszczu bębniący w dachowe okna, na naszym przytulnym poddaszu. I jak długo nie muszę nigdzie wychodzić, tak chmury i wiatr za oknem wcale mi nie przeszkadzają. A jeśli jednak zaczynam tęsknić za słońcem, cóż, wtedy pocieszam się w charakterystyczny dla siebie sposób. Znacie mnie już trochę i wiecie zapewne, że co jak co, ale dobre jedzenie zawsze poprawia mi humor. Z deszczem za oknem oraz szarym niebem, tylko złociste jajka są w stanie mnie ożywić. Dlatego dziś przedstawiam proste, zwyczajne śniadania, w nowej odsłonie.
Jednak nie mam zupełnie nic przeciwko deszczowym weekendom. Uwielbiam odgłos deszczu bębniący w dachowe okna, na naszym przytulnym poddaszu. I jak długo nie muszę nigdzie wychodzić, tak chmury i wiatr za oknem wcale mi nie przeszkadzają. A jeśli jednak zaczynam tęsknić za słońcem, cóż, wtedy pocieszam się w charakterystyczny dla siebie sposób. Znacie mnie już trochę i wiecie zapewne, że co jak co, ale dobre jedzenie zawsze poprawia mi humor. Z deszczem za oknem oraz szarym niebem, tylko złociste jajka są w stanie mnie ożywić. Dlatego dziś przedstawiam proste, zwyczajne śniadania, w nowej odsłonie.
JAJECZNICA NA CHRUPKO:
4 jajka
6 plasterków salami
garść nachos
garść starkowanego sera cheddar na ostro
2 tortille
łyżka majonezu
1 ząbek czosnku
sos Piri piri
sól, pieprz
Oddzielić żółtko od białka. Białka ubić na sztywno, zmieszać je z żółtkami i przyprawić solą i pieprzem. Salami pokroić na ćwiartki i podsmażyć na patelni. Będzie błyskawicznie się topiło i w ciągu pół minuty stanie się chrupiące jak chipsy. Do salami dodać jajka i zrobić jajecznicę. Zetrzeć ser, pociąć tortille na ćwiartki i podpiec je w piekarniku lub podsmażyć na suchej patelni. W tym czasie przełożyć jajecznicę na talerz, posypać serem i pokruszonymi nachos. Majonez zmieszać z czosnkiem i podać obok jajecznicy. Wszystko to skropić sosem Piri piri. Podawać z ciepła tortillą zamiast chleba.
PUSZYSTY OMLET SEROWY:
4 jajka
2 garście startego sera (parmezan, cheddar lub pleśniowy)
pół łyżeczki suszonej papryczki chilli
garść bazylii
łyżka śmietany 18%
sól, pieprz
Białka ubić na sztywno i delikatnie wymieszać z żółtkami. Na patelni rozgrzać łyżeczkę masła z łyżeczką oliwy. Gdy patelnia się mocno rozgrzeje, zmniejszyć ogień i wlać jajka. W momencie, gdy spodnia część omletu będzie ścięta i złocista, na wierzchniej rozprowadzić śmietanę, jednocześnie mieszając ją lekko z nieściętymi jajkami. Ułożyć na wierzchu listki bazylii, posypać suszoną chilli i pokryć starkowanym serem. Zgiąć omlet ostrożnie na pół i przykryć patelnię pokrywką. Po 3 minutach, należy spróbować przewrócić omlet na drugi bok i przykryć z powrotem pokrywką na kolejne 3 minuty.
WANILIOWE PANCAKES Z GĘSTYM SOSEM KARMELOWYM:
niecała szklanka mąki pszennej
3/4 szklanki mleka
1/4 szklanki śmietany 30%
2 jajka
1 łyżeczka proszku do pieczenia
ekstrakt z wanilii (nie ten przezroczysty do ciast, tylko ten ciemny i gęsty) lub 1 opakowanie cukru wanilinowego
Brak tu jakiegoś ustalonego porządku w robieniu ciasta, po prostu wrzucamy składniki do miski i porządnie je ze sobą mieszamy. Oczywiście moglibyśmy pobawić się w opcję ubijania białek, ale to też nie jest potrzebne (ja na przykład to pomijam, bo jestem zbyt niecierpliwa, jeśli chodzi o słodkie śniadania).
Pancakes smażymy na wolnym ogniu, z kropelka oleju rozprowadzoną na patelni. Wlewamy łyżkę lub dwie ciasta na patelnię i broń Boże go nie rozprowadzamy ! W momencie, gdy pęcherzyki powietrza zaczną pojawiać się na wierzchniej stronie ciasta, odwracamy naleśnik na drugą stronę i czekamy aż wyrośnie i napierze złotego koloru.
SOS KARMELOWY:
łyżka masła
3 łyżki cukru
2 łyżki mleka skondensowanego niesłodzonego
W rondlu z grubym dnem rozpuszczamy masło i dodajemy do niego cukier. W momencie gdy cukier się całkowicie rozpuści w tłuszczu i zacznie nabierać brązowego odcienia, dodajemy do niego skondensowane mleko. Masa jest bardzo gorąca, dlatego nie należy jej próbować !
Uwielbiam do takich słodkich dań dodawać jakiś świeży akcent w postaci owoców. Do tej opcji świetnie pasują maliny, ponieważ są kwaskowate. Pancakes układamy jeden na drugim i polewamy je sosem karmelowym. Od razu poprawiają humor w ten szary i nieciekawy poranek.
KOKOSZKA - JAJKO NA TRZY KĘSY:
1 jajko
1,5 łyżki śmietany 18%
sól
masło
masło
Kokilek smarujemy cienką warstwą miękkiego, niesolonego masła. Jajko wbijamy do środka, oprószamy je solą i zalewamy śmietaną. Następnie wkładamy kokilek do brytfanki, którą zalewamy do połowy wrzątkiem i wstawiamy do piekarnika na 200°C. Po 10-12 minutach wyjmujemy brytfankę, a z niej kokilek. Białko powinno się ściąć, żółtko pozostać płynne, natomiast śmietana lekko się zapiec.
Podpieczona śmietana tworzy delikatny krem, a zmieszana z jajkiem smakuje po prostu bajecznie. Właściwie mój humor poprawia się już w momencie ujrzenia przeze mnie tego dania, natomiast w niebie jestem wtedy, gdy zanurzam w nim kromkę pieczywa i biorę pierwszy kęs.
"Kokoszkę" podałam z pastą z cieciorki (pół słoika cieciorki + 1 ząbek czosnku + łyżeczka oliwy + sól i sproszkowana słodka papryka - zmiksowane) i sałatką z cukinii, pomidora, z dodatkiem oliwy, bazylii i mięty.
Podpieczona śmietana tworzy delikatny krem, a zmieszana z jajkiem smakuje po prostu bajecznie. Właściwie mój humor poprawia się już w momencie ujrzenia przeze mnie tego dania, natomiast w niebie jestem wtedy, gdy zanurzam w nim kromkę pieczywa i biorę pierwszy kęs.
"Kokoszkę" podałam z pastą z cieciorki (pół słoika cieciorki + 1 ząbek czosnku + łyżeczka oliwy + sól i sproszkowana słodka papryka - zmiksowane) i sałatką z cukinii, pomidora, z dodatkiem oliwy, bazylii i mięty.
Bebe też rano zbudził bębniący w szybę deszcz. |
To już definitywnie jesień, nawet Bebe wchodzi pod kołdrę i koc. |
Na takie "pocieszające" śniadaniowe poranki polecam puścić w tle Doris Day.
"Perhaps, Perhaps, Perhaps":
"Que sera sera":
"Move over, Darling":
Paulina.