niedziela, 24 listopada 2013

PUMPKIN TIME


Gdy jesień jest w pełnym rozkwicie, rozpoczyna się sezon, za którym tęsknię później przez cały rok. Dynie małe i duże pojawiają się na sklepowych półkach, a ja z uporem maniaka kupuję jedną po drugiej, narażając się przy tym na gniew P. Z każdego zakupionego kawałka połowę oddzielam na jakieś pyszności, które zamierzam upichcić, a drugą połowę kroję w kostkę i wkładam do zamrażarki. P. na zakupach traci cierpliwość, gdy w koszyku ląduje kolejny dyniowy półksiężyc, tłumacząc mi ze swoim słynnym już stoickim spokojem, że "może nam jest to niepotrzebne, skarbie". A ja, jego zupełne przeciwieństwo, podpieram się pod boki, zadzieram wysoko głowę, aby móc na niego spojrzeć i po ran setny powtarzam, że muszę wypróbować kolejny znaleziony/wymyślony przepis. Koniecznie. 

I tak powstają przez całą jesień ciasta, placki, zupy i gulasze dyniowe. Dwoję się i troję, aby przygotować coś nowego, coś, co podkreśliłoby ten delikatny dyniowy smak. I tak dzisiaj, podobnie jak rok temu, wpis zostanie całkowicie poświęcony dyni i jej różnym wariantom smakowym.

 **************************************************************************************************************************************************

 When autumn is in full swing , there is the season I miss the most part of the year. Small and large pumpkins appear on store shelves and I maniacally buy one after another, exposing myself for P.’s anger. When P. goes shopping with me, he always loses his patience when another pumpkin piece lands in our basket. And then he tells me, with his already famous stoic patience: ' Honey, I think we don’t need that'. And I, his complete opposite, pick up my head very high (he’s soooo tall) and say for a hundredth time that I have to try a new recipe. Have to.

And thus the pumpkin cakes, pancakes, soups and stews come into existence during the autumn. I doubling and tripling myself preparing something new, something that would underline the delicate flavor of pumpkin. And so today, like a year ago, this all entry will be dedicated to the pumpkin and its different taste variants. Enjoy.



AMERYKAŃSKA ZUPA DYNIOWA NA HALLOWEEN
AMERICAN HALLOWEEN PUMPKIN SOUP

1 l bulionu z kurczaka (lub warzywnego)                                           - 1 liter of chicken or vegetable stock

400 g dyni                                                                                        - 400 grammes of pumpkin
400 g ziemniaków                                                                             - 400 grammes of potatos
4 dymki                                                                                            - 4 spring onions
2 marchewki                                                                                     - 2 carrots
2 łyżki listków tymianku                                                                    - 2 tablespoons of thyme leaves
sól, pieprz                                                                                         - salt, pepper

Dynię, ziemniaki i marchewkę pokroić w kostkę, a dymkę w krążki. Zagotować w garnku bulion, dodać do niego warzywa i gotować pod przykryciem około 15 minut. Pod koniec dodać tymianek z resztą przypraw.

Pumpkin, potatoes and carrot cut in little cubes and chop 4 spring onions. Boil the chicken stock in a large pot and add the vegetables. Cook everything under the cover for 15 minutes. Finally add thyme leaves with salt and pepper. And it's done - so simple but delicious.


ZUPA Z DYNI NA SŁODKO                        -                        SWEET PUMPKIN SOUP

2 kubki pokrojonej w kostkę dyni                                                - 2 cups of pumpkin (cut in cubes)
pół kubka pokrojonej w kostkę marchewki                                  - 0,5 cup of carrot (cut in cubes)
pół garści suszonej żurawiny                                                         - a handful of dry cranberries
pół garści, pokrojonych w kostkę suszonych moreli                      - a handful of dry apricots
1 litra mleka                                                                                 - 1 liter of milk
2 łyżki śmietany 30 %                                                                   - 2 spoons of double cream (30% of fat)
1 łyżka masła                                                                                - 1 łyżka masła

Bułka z masłem. Pokroić dynię i marchewkę w kostkę. Nieważne jakiej wielkości będzie to kostka, i tak na końcu wszystko zostanie zmiksowane. W dość głębokiej patelni lub rondelku roztopić 1 łyżkę masła i na niej zacząć smażyć dynię z marchewką. Pokroić suszone morele i dodać je razem z żurawiną do rondelka. Smażyć wszystko około 5 minut, od czasu do czasu mieszając. Następnie zalać wszystko mlekiem i gotować na małym ogniu 5-7 minut. Na koniec wszystko zmiksować.

Easy peasy. Cut the pumpkin and carrot in cubes. It doesen't matter how large this cubes will be, anyway, eventually everything will be blended. In a large saucepan melt 1 spoon of butter and add pumpkin and carrot cubes. Chop apricots and add them with the cranberries to the saucepan. Stir everything and leave it to fry for 5 minutes. Next add milk and leave it to cook in very low heat, for 5 to 7 minutes. Finally blend everything. And the soup is ready.
Do tego typu zupy można przygotować słodkie grzanki. Wystarczy pokroić chleb w kostkę, a na patelni rozpuścić masło z cukrem. Dodać chleb i wszystko porządnie wymieszać tak, aby pieczywo pokryło się cukrem z masłem. Smażyć wszystko przez kilka minut, aż grzanki zbrązowieją i staną się chrupkie. Posypać zupę kilkoma z nich i na końcu polać słodką śmietanką.

You can also prepare sweet toasts. Just cut the bread for small cubes. Then heat the butter with sugar in a large saucepan and add the bread. Mix everything and fry couple minutes until bread will be gold and crispy. Sprinkle sweet toasts all over the soup. Final touch - a splash of double cream on the top.

DYNIOWE PANCAKES Z MIGDAŁAMI                    PUMPKIN PANCAKES WITH ALMONDS

2 jajka                                                                               - 2 eggs
1 szkl. mąki                                                                        - 1 cup of flour
1 szkl. mleka                                                                      - 1 cup of milk
1 łyżeczka proszku do pieczenia                                         - 1 teaspoon of baking powder
2 łyżki cukru                                                                      - 2 spoons of sugar
pół łyżeczki cynamonu                                                        - half teaspoon of cinnamon
pół łyżeczki suszonego imbiru                                              - half teaspoon of dry ginger
1 kubek musu z dyni                                                           - 1 cup of pumpkin mousse
garść migdałów                                                                   - a handful of almonds

Nic bardziej prostego. Należy wymieszać wszystkie składniki w dość dużej misce i odstawić na 30 minut. Po tym czasie rozgrzać patelnię i tuż przed wlaniem ciasta zmniejszyć ogień. Dodać kroplę, dwie oleju i rozprowadzić  po powierzchni rozgrzanej patelni. Następnie chochelką wlewać ciasto. Nie rozprowadzać go po całej patelni, tylko zostawić je na samym jej środku. Gdy tylko na powierzchni ciasta zaczną pojawiać się bąbelki, przewrócić je na drugą stronę i smażyć do momentu, aż się zarumieni.

There's no philosophy here. Just mix everything in a large bowl and leave it for 30 minutes. Heat the pan and just before starting to fry your first pancake reduce the heat. Add one, two drops of oil and spread all over the pan. Use your ladle to pour pancake mixture over the pan. Don't spread the mixture all over the pan, leave it in the middle of the pan and wait until bubbles appear on the mixture surface. Then flip a pancake and cook until browned on the other side.


ŚNIADANIOWE SCONES MARCHEWKOWO-DYNIOWE
BREAKFAST CARROT-PUMPKIN SCONES

1,5 szkl. mąki pszennej                                                   - 1,5 cup of flour                                                
2 jajka                                                                           - 2 eggs
1 szkl. mleka                                                                  - 1 cup of milk
3/4 szkl. oleju                                                                 - 3/4 cup of oil
3/4 szkl. cukru                                                                - 3/4 cup of sugar
0,5 szkl. musu z dyni                                                       - 0,5 cup of pumpkin mousse
0,5 szkl. startej marchewki                                              - 0,5 cup of carrot
1 łyżeczka proszku do pieczenia                                      - 1 teaspoon of beaking powder
Najpierw wymieszać mąkę z proszkiem do pieczenia, jajkami, mlekiem, olejem i cukrem. Na koniec dodać mus z dyni i marchewkę. Rozgrzać piekarnik do 180 C i przelać ciasto do form na muffinki. Piec do momentu, aż bułeczki się zarumienią i będą suche w środku. Studzić w piekarniku.

Mix flour, baking powder, eggs, milk, oil and sugar in a large bowl. At the end add pumpkin mousse and a carrot. Stir everything very carefully. Preheat the oven to 180 C. Put the mixture into the muffin formes and bake until the scones will get brown and dry inside. Cool in oven.
Polejcie puszyste babeczki słodką śmietanką i jedzcie je ze szklanką ciepłego mleka z miodem. A do tego, możecie to wszystko posypać cynamonem. Smakuje jak niebo w te zimne, listopadowe wieczory.

Pour your fluffy scones with double, sweet cream. Eat with a cup of warm milk with honey. Sprinkle everything with cinnamon. It's Heaven in cold, November evenings.

"Lost" Die Mason Die:
Paulina.

wtorek, 12 listopada 2013

MAROCCAN FLAVOURS



Kiedy pierwsze przymrozki dają nam się we znaki, dopada nas nostalgia oraz tęsknota za cieplejszymi dniami. Nagle, gdy przypominamy sobie, jak podczas tych rekordowych upałów w sierpniu marzyliśmy o chłodniejszym powiewie powietrza, takie pragnienia wydają nam się absurdalne. Teraz najchętniej wpakowalibyśmy się w najbliższy samolot i polecieli do ciepłych krajów. Jest coś kuszącego w wyprawie do miejsca, gdzie upały praktycznie nigdy się nie kończą, w momencie, gdy w ojczyźnie powoli rozpanasza się zima. 
Cóż, marzenia marzeniami, ale nie zawsze stać nas na ich spełnienie. W takim przypadku uwielbiam organizować sobie małą namiastkę "ciepłego kraju" we własnym domu. W tym tygodniu padło na Maroko. Czy istnieje coś bardziej przyjemnego, niż potrawa wabiąca oszałamiającym aromatem korzennych przypraw? Kmin, szafran i kolendra przyprawiają o zawrót głowy, a anyżkowy posmak fenkułu dopełnia rozpustnego dzieła. Jeden kęs tadżin, a pod powiekami widzę zachodzące nad Marrakeszem słońce i słyszę gwar ludzi tłoczących się na Jemaa El Fna. 



AROMATYCZNY TADŻIN Z KURCZAKIEM



mięso z kurczaka
garść czarnych oliwek
2 cebule
1 bulwa fenkuła
1 szkl. bulionu
1 łyżeczka mielonej kolendry
1 łyżeczka kminu
szczypta szafranu
1 łyżeczka mielonego imbiru
sól
pieprz
2 ząbki czosnku
skórka i miąższ z połówki cytryny
oliwa

Mięso zamarynować dzień wcześniej w mieszance kolendry, kminu i imbiru. Następnego dnia W głębokim garnku rozgrzać oliwę i obsmażyć na niem mięso. Cebulę i fenkuł pokroić w piórka, a czosnek w talarki. Dodać warzywa do mięsa, zamieszać i podsmażać aż zmiękną. Następnie dodać resztę przypraw wraz z oliwkami i skórką wraz z miąższem z połówki cytryny, zalać wszystko bulionem i zmniejszyć ogień. Przykryć garnek i dusić tadżin przez około godziny.

Podawać z kuskusem oraz posiekanym koperem włoskim.
Po długim duszeniu, mięso samo rozpływa się w ustach. Wszystkie smaki łączą się w idealna całość - wyraziste oliwki, wraz z fenkułem, szafranem i kolendrą czynią cuda z dodanym do sosu kurczakiem. Nagle mięso nabiera wyrazistości i niecodziennego smaku. To połączenie, które na długo pozostaje w pamięci i kusi zmysły, namawiając na kolejny raz. 
Oczywiście zamiast czarnych oliwek, równie dobrze można dodać zielone, lub oba gatunki. Jeśli chodzi o kurczaka, to wybierzcie taką jego część, która będzie wam najbardziej odpowiadała. Piersi, skrzydełka, całe uda, to wszystko się doskonale nada do przygotowania domowego tadżin.
Po obiedzie czas na deser, którego urocza nazwa spowodowała, że nic by mnie nie odwiodło od jego zrobienia. Panie i Panowie, oto "Kobiece pępki":

Syrop:
2 szkl. wody
300 g cukru
sok z 1 cytryny

Zagotować wszystkie składniki w garnku.

Ciasto:
50g masła
1 szkl. wody
szczypta soli
150g mąki
2 jajka
olej

Zagotować wodę, masło i sól, następnie dodać mąkę i dokładnie wymieszać. Ciasto ma być gładkie i łatwo odchodzące od dna garnka. Odstawić masę do ostygnięcia, a po tym czasie dodać po jednym jajku, ciągle mieszając. Naoliwionymi palcami uformować kuleczki i w środku każdej z nich zrobić dziurkę.
Na głębokiej patelni rozgrzać tłuszcz i usmażyć na nim ciastka.

Na sam koniec, tuż po wyciągnięciu ciasteczek, włożyć je na chwilę do syropu.
Można posypać je niesolonymi pistacjami i podawać z gorzką herbatą.


Aby wieczór był jak najbliższy klimatom marokańskim, w tle przydałaby się odpowiednia muzyka.
Paulina.

wtorek, 5 listopada 2013

RAINY DAYS IN PRAGUE


Podróże kształcą - na przykład w momencie, gdy Pan w przechowalni bagażu udaje po raz drugi, że się pomylił przy wydawaniu reszty. Podróże dostarczają wiele rozrywki - na przykład wtedy, gdy okazuje się, że w Czechach oprócz biletów, sprzedają też miejscówki i gdy zamiast tego pierwszego kupujesz drugie, a konduktor krzywi się sprawdzając twój "bilet". I wreszcie podróże zaskakują- na przykład wtedy, gdy będąc przy Hradczanach słyszymy "P.! Cześć!" i okazuje się, że brat cioteczny P., z którym udaje nam się w Polsce spotkać raz do roku, wymachuje ręką w naszym kierunku, a potem spędzamy razem dzień włócząc się po Pradze.

Torba zarzucona na ramię, aparat ściskany w jednej dłoni, mapa w drugiej i te wielkie jak spodki oczy - oto wygląd każdego przeciętnego turysty. Co kilka kroków przystanek i gorączkowe  przeszukiwanie mapy. Widać go z daleka wśród mas spieszących się ludzi.
Zwyczajna wąska uliczka, po bokach szare nudne kamienice, aż tu nagle wyłania się kolorowe piękno w postaci Synagogi.

Recepcjonistka w hotelu pyta:
- Skąd jesteście?
- Z Polski. - odpowiadamy chórem. Tylko jedna L. odpowiada, że z Taiwanu. 
- Aa... - recepcjonistka kiwa w zrozumieniu głową, po czym uśmiecha się wstydliwie i mówi. - Dzień dobry, witajcie. Od tej pory, kiedy tylko nas widzi, stara się mówić po polsku. Łamie ten język, oj łamie, ale urzekają nas jej starania.
Hotel bajeczny, bo mieści się w starej secesyjnej kamienicy, która (mam wrażenie) nie zmieniła się nic a nic od 1905 roku, kiedy została zbudowana. Olbrzymie drewniane schody, opadające łukiem ku podłodze oraz kwiatowe freski na ścianach urzekają nas bardzo. W środku, jak w labiryncie, do przechodzenia korytarzami przydałaby się mapka. Dziwimy się, bo jak to możliwe, żeby taka smukła kamienica wciśnięta między inne, wewnątrz jest olbrzymia i kryje w sobie wiele tajemnych zakamarków i korytarzyków?
Rano schodzimy na śniadanie, a na półpiętrze mnóstwo ludzi - wycieczka. Przewodnik opowiada im po polsku:
- Świetnie zachowany hotel z czasów Secesji. Zwróćcie uwagę na... O, uwaga, idą goście, proszę ich przepuścić.
Wszyscy więc ściskają się jeszcze bardziej, mówiąc do nas "Good morning" i bąkając nieśmiałe "I'm sorry". Uśmiechamy się, uśmiechamy i brniemy dzielnie w dół, na pierwsze piętro, gdzie znajduje się stołówka. Po wydostaniu się z gąszczu ludzi przewodnik uśmiecha się do nas i mówi: "Have a nice trip", na co odpowiadamy:
- Dziękujemy. Państwu również udanej wycieczki.
Korytarze i korytarzyki, pełno zakamarków..


Królestwo P.
 
Mamy ochotę odwiedzić uliczkę, na której znajdują się same księgarnie i antykwariaty. P. chętnie pobuszowałby między starymi, opasłymi tomami, a mi może udałoby się znaleźć coś po angielsku lub francusku, nigdy przecież nie wiadomo. Mimo dobrych chęci, nigdy nie udaje nam się dotrzeć w to miejsce. Jakoś zawsze nie ma na to czasu, albo jest nam nie po drodze. 
Kończy się na tym, że po prostu włóczymy się po mieście. Mapa bezpiecznie spoczywa w kieszeni kurtki, a my zaplatamy nogami i brniemy przez tłum do przodu. Bo rzeczywiście ludzi jest sporo i wszyscy idą w jedną stronę - jakiś koncert jest niedaleko, czy jak? Ale z każdym kolejnym dniem dochodzimy do wniosku, że w Pradze właśnie tak jest, gdzie nie spojrzysz - tłumy ludzi. Jesteśmy więc niemile zaskoczeni, gdy na Moście Karola posuwamy się żółwim tempem. Przepychanki, uczucie klaustrofobii i niechęć uderzają w nas falami i pragniemy jedynie jak najszybciej się stamtąd wydostać. Tak, to miasto ma jeden spory minus - niezliczone rzesze turystów.
Hm... Takie "urocze" obrazki można było obserwować z okien wielu restauracji. Mimo, że jestem mięsożercą, jak dla mnie "creepy" widok
Jest zimno, nieustannie kropi deszcz. Odkrywamy, że jesteśmy nieludzko głodni. Wchodzimy do pierwszej lepszej restauracji i siadamy przy wolnym stoliku, tuż przy oknie. Nie skupiam się na otoczeniu, tylko na podanej mi karcie, dochodząc ostatecznie do wniosku, że miałabym ochotę na wszystko. Wybieramy więc takie dania, które porządnie nas nasyca, zamawiamy dodatkowo herbatę i z długim westchnieniem zapadamy w fotelach.
Gdy już trochę się rozgrzewam, zaczynam przytomnieć i rozglądam się po pomieszczeniu. Ładne - ciemne drewniane meble i przyćmione światło małych lamp - przytulnie. W końcu odwracam głowę w kierunku okna i moje oczy spoczywają na ogromnym rożnie, z obracająca się na nim świnką. Powstrzymując odruch wymiotny (mój wewnętrzny mięsożerca na tę chwilę jakoś przycichł) wpadam w błędne koło, obserwując, jak w transie, obracające się zwierzę. Szturcham P., pokazując mu ten upiorny widok, ale jemu wydaje się on zupełnie obojętny. 
Patrzę na L. i jej wzrok mówi mi, że czuje to samo co ja. Obie patrzymy nieprzytomnie na P., na co on się obrusza:
-W domu byś nawet nie pisnęła nad wieprzowiną.
- Pewnie, bo miałabym ją bez głowy i nóg na talerzu.
- Nie widzę różnicy. - P. odpowiada, zamykając mi w ten sposób usta.
Głodny? Na co czekasz?
Gdy przy Hradczanach spotykamy brata ciotecznego P., spędzamy z nim i jego dziewczyną cały dzień. To właśnie dzięki nim możemy się trochę powłóczyć po drugim brzegu Wełtawy, którym byśmy pewnie nie zawracali sobie głowy po zwiedzeniu zamku. A tak, odpuszczamy sobie królewskie pokoje i zamieniamy je na rzecz bajecznych ogrodów, w których przechadzają się pawie i cudownie kwitną magnolie. Za ogrodami wyrasta ogromna kamienna ściana, która wygląda trochę jak miejsce, gdzie rozzłoszczony król mógł wieszać na pal głowy swoich przeciwników. Zostajemy tam dłuższy czas, wykręcając szyje pod dziwnym kątem i doszukując się tych 52-u dwóch głów, których rzekomo w tej ścianie można się dopatrzeć. Chodzimy więc z P. i mozolnie liczymy, głowa za głową. Odkrywamy nawet głowę kota, plus 30-i ludzkich.
Strażnik ogrodu - nie ruszał się z miejsca, tylko stał i obserwował.
Podobno na tej ścianie można się doliczyć 52-ch głów. Znaleźliśmy z P. około 30-tu.
To co mnie zachwyca, to urocze wystawy sklepowe. Mało kiedy mijamy sklep, który by się nie wyróżniał jakimiś ciekawymi dekoracjami. Najbardziej zachwyca mnie sklep z pacynkami, gdzie przy wystawie, w ścianie, powieszono małe drewniane okienka, w których rozgrywają się krótkie scenki. Gdy wrzucimy pieniążka, wszystko ożywa. I tak Pan wręcza kwiaty Pani lub Pan kopie w tyłek drugiego Pana.
Sklep z pacynkami tuż przy Moście Karola
Nareszcie opuszczamy Most Karola, koniec przepychanek.
Nasz hotel
Wiemy, że kuchnia czeska jest raczej z tych cięższych, ale nie przeszkadza nam to. Wręcz przeciwnie, bo po "n" kilometrach zrobionych w ciągu dnia i po przemarznięciu i przemoczeniu do szpiku kości, mamy wilczy apetyt. Treściwe, tłuste jedzenie wydaje się być w tamtym momencie zbawienne i czyniące cuda. Mięso w gęstym, zawiesistym sosie i dwa potężne knedliki obok - cóż, niebo. 

Gdy wróciłam do domu,wciąż miałam ochotę na te knedliki, tak dobrze pasowały do pogody za oknem. Jednak w sklepach nie podobna ich znaleźć, a robić je samemu wydawało mi się trochę zbyt pracochłonne. Więc zrobiłam coś, za co moja głowa wylądowałaby na wielkiej kamiennej ścianie przy ogrodach królewskich - obok czeskiego gulaszu, na talerzu położyłam drożdżowe "pampuchy". Krzyczcie i drwijcie, ale mi bardzo smakowało.

CZESKA POTRAWKA:
1 kg wołowiny
3 posiekane cebule
olej lub masło
1 łyżka mąki
kminek
ostra, mielona papryka
pieprz, sól

Na głębokiej patelni rozgrzać tłuszcz i podsmażyć na nim cebule. Mięso pokroić, obtoczyć w przyprawach, oprószyć mąką. Następnie dodać na patelnię i podsmażyć przez krótką chwilę. Zalać wszystko gorącą wodą, tak aby mięso było całkowicie zanurzone i dusić pod przykryciem przez godzinę do półtorej.
Gotowe przełożyć na talerz i oprószyć tymiankiem.

NA SŁODKO:
kilka śliwek
1 gruszka
cynamon
2 łyżki cukru

Owoce pokroić i wrzucić do garnka. Posłodzić, podlać odrobiną wody i podgotować. Na talerzu, ułożyć przy knedlikach bądź drożdżowych pampuchach i oprószyć cynamonem.

A na zakończenie "Bird song" Florence And The Machine.
Paulina