W związku z tym, że jutro obchodzone jest Święto Zakochanych, postanowiłam w dzisiejszym poście zamieścić kilka drobnych przepisów na desery. Proste, niewymagające zbyt wiele uwagi, bo po co sterczeć w kuchni pół dnia, aby pod wieczór padać z nóg? Bez zbędnego rozpisywania się, przejdę do meritum. Przedstawiam więc 3 propozycje deserów walentynkowych:
MUS CZEKOLADOWY:
150g pianek (wzięłam różowo-białe firmy Jojo, mają lekko truskawkowy posmak)
50g masła
250g gorzkiej czekolady (lepiej użyć gorzkiej niż mlecznej, ponieważ pianki i tak wystarczająco osłodzą deser)
4 łyżki wrzątku
280ml kremówki (36%, wtedy nie będzie trzeba dodatkowo jej ubijać)
W kąpieli wodnej rozpuścić trochę czekoladę w 4 łyżkach wody.
Gdy czekolada na wpół będzie rozpuszczona, dodać do niej masło i pianki. Mieszać cały czas, aż wszystko się rozpuści i powstanie jednolita masa. Odstawić do wystygnięcia.
Ostudzona masę wymieszać z bitą śmietaną i wstawić na kilka godzin do lodówki.
Mus można oprószyć wiórkami białej czekolady lub wiórkami kokosowymi. Idealnie będą tu też pasowały świeże owoce.
Nie trzeba tego deseru dodatkowo słodzić, pianki są wystarczająco słodkie.
Dla tych, którzy uwielbiają niecodzienne i nieco egzotyczne smaki, polecam krem imbirowo-śmietankowy. Deser pochodzi z kuchni karaibskiej i podawany jest tam z ciasteczkami imbirowymi. Ja postanowiłam przyozdobić go dodatkowo plasterkiem świeżego imbiru, aby dodać mu nieco więcej pikantności.
IMBIROWY DESER ŚMIETANKOWY:
1 1/4 szklanki śmietany kremówki 36% (300ml)
30g drobnego cukru
1/4 szkl. ciemnego rumu
10cm startego drobno korzenia imbiru
1/2 łyżeczki mielonego imbiru
1/2 łyżeczki startej gałki muszkatołowej
1 łyżeczka startej drobno skórki limonki
2 łyżki soku z limonki
ciasteczka imbirowe lub inne kruche ciasteczka
Śmietanę ubić z cukrem. Ostrożnie dolać rum, starty i mielony imbir, gałkę muszkatołową, skórkę i sok z limonki - wymieszać. Przełożyć do kieliszków i wstawić na 2 godziny do lodówki. Podawać z ciasteczkami.
Trzecia propozycja właściwie niczego od nas nie wymaga. Wystarczy kupić świeżego ananasa i mieć w domu sproszkowane chili lub świeże, jak kto woli.
Ananasa należy obrać i pokroić w krążki - nie trzeba wydrążać środka. Plasterki wystarczy posypać chili i to będzie wszystko.
Ananas z chili uważany jest w Ameryce Południowej (skąd zresztą pochodzi) za afrodyzjak. Ja po prostu uważam, że połączenie kwaskowatości, słodkości i pikantności daje rewelacyjny i smaczny efekt. Ostrzegam jednak, że nie nie należy jeść tego smakołyku zbyt wiele - zarówno ananas, jak i chili w dużych ilościach mogą poranić usta i język ;(
To wszystko na dzisiaj. My z P. będziemy go obchodzić dwa dni później, jednak już dziś życzę wszystkim Łasuchom udanego Dnia Św. Walentego.
Paulina.
P.S. Mus czekoladowy zainspirowany jest przepisem Nigelli Lawson. Deser imbirowo-śmietankowy zaczerpnięty został z książki "Podróże kulinarne. Kuchnia karaibska".
Świetny blog, podoba mi się to jak piszesz.
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej ;*
Szybko i smacznie :) i ładnie wygląda :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo:}
OdpowiedzUsuńmniam!! chyba skorzystam z 3przepisu:P ananasa kocham, a z chili jeszcze nie próbowałam:P afrodyzjaków nigdy dość:D
OdpowiedzUsuńwesołego Walentego, patrona chorych psychicznie, ale czym właściwie jest miłość:P
:*
buziaki dla P
namówiłaś mnie na grillowanego ananasa:)
OdpowiedzUsuń