Jeśli jesteście maniakami kulinarnymi, to Włochy są miejsce stworzonym dla Waszych żołądków. Nie tylko wszystko jest tutaj gigantyczne (owoce i warzywa na targach to mutanty, jednak nie dziwmy się, w takim klimacie mają jak w raju !), ale i smakuje o wiele lepiej niż w Polsce. Już abstrahując od standardowych pomidorów, które smakują tak, że można by je było jeść całymi dniami, ale i reszta warzyw i owoców ma głębszy, pełniejszy smak. Owoce morza ? Tylko korzystać, skoro można je dostać świeżutkie, rano złowione i dostarczone do restauracji.
Antipasti: Sałatka z łososiem, pomarańczą, fenkułem i czerwonym pieprzem - skropiona oliwą.
Antipasti : Szynka Prosciutto di San Daniele ułożona na rukoli, a do tego marynowana w miodzie i panierowana makaronem ricotta, smażona na głębokim oleju. Powiem jedynie, że ta ricotta przebijała wszystko. Nigdy nie jadłam czegoś tak delikatnego i za razem wyrazistego.
Primi: Canneloni carbonara z sosem z kwiatów cukinii.Primi: Spaghetti z kalmarami w sosie groszkowo-miętowym.
Dolce: Koktajl z jagód.
Typowy posiłek ? Przystawka, danie pierwsze, danie drugie, przekąska i deser. Przy czym rzadko daniem pierwszym jest zupa, to raczej makaron gra tu pierwsze skrzypce. A na drugie ryba lub mięso. Warto korzystać z opcji zamawiania całego przekroju menu, bo często w cenie pojedynczego dania z karty do stołu przynoszonych jest kilka dań. Co prawda w znacznie mniejszych porcjach, ale i tak się najecie po kokardkę, bo przy takim upale nie ma się zbytnio apetytu (40 stopni to taki standard).
Po pierwszym włoskim posiłku udaliśmy się na spacer po okolicy. Zawędrowaliśmy do parku i można sobie wyobrazić nasze zdziwienie, gdy odkryliśmy, że rosną w nim drzewa z owocami granatu. Co prawda owoce były jeszcze niedojrzałe, ich skórka miała zielono-brązowy odcień zamiast czerwonego, ale i tak upajałam się tą wiedzą, że mijam drzewa z tymi cudownymi owocami !
Śniadanie było wliczone w cenę, gdy wybieraliśmy hotel, jednak jak się okazało rano pierwszego dnia, w recepcji wydawano nam małe bileciki, z którymi mieliśmy się udać do baru w parku, leżącym po drugiej stronie ulicy. Wchodzimy i mówimy:
- Hello ! Breakfast for two ! (Dzień dobry ! Poproszę dwa śniadania.) - po czym podałam sprzedawczyni bilecik z hotelu.
- Caffè espresso, Caffè Latte, Caffè Macchiato, Cappuccino ?
Wiedząc z P., że espresso jest nieznośnie małe i równie nieznośnie mocne, odpowiedzieliśmy chórem:
- Caffè Latte.
I tak zaczęła się prawdziwa włoska tyrada, w której skład wchodziła ostra gestykulacja, cudowne dla ucha crescendo akcentu włoskiego oraz barwna mimika sprzedającej. Ponieważ mój włoski, przyznajmy, zaawansowany zbytnio nie jest, a P. nie umie mówić nic poza "Buon giorno", "Mamma mia" oraz "'Dolce vita", wszystko to było dla nas ciągłym potokiem włoskich słów. Złapałam co trzecie słowo i wyciągnęłam ogólny sens - "Stupidi turisti" zazwyczaj nie widzą różnicy pomiędzy Caffè Latte i samym latte. Caffè Latte to kawa z mlekiem, natomiast latte to samo mleko. Jeśli zamawiamy mleko w restauracji dostajemy je spienione z ekspresu. Wynik tej rażącej ignorancji jest zazwyczaj taki, że turysta myśli, iż latte to po prostu zdrobnienie od Caffè Latte, mówi przy zamówieniu samo latte, po czym dostaje mleko i zaczyna się burzyć. Sprzedawczyni chcąc uniknąć nieporozumienia, po włosku nam tłumaczyła tę oto zasadniczą różnicę.
Gdy zamilkła, my kiwając głowami, z lekko rozdziawionymi ustami, powtórzyliśmy:
- Caffè Latte, per favore.
Musieliśmy na kawę poczekać, ale gdy tylko usłyszeliśmy charakterystyczny dzwoneczek, zapowiadający, że można już ją odebrać, P. poszedł po naszą poranną porcję kofeiny. Niestety musiał sprzedawczynię zapytać o cukier. Pytanie po angielsku - odpowiedz (bardzo wyczerpująca) po włosku.
P: Could you speak in english, please ?
Włoszka - zirytowane prychnięcie, wyrzucenie rąk w górę oraz wzniesienie oczu do nieba.
Na drugi dzień, bogatsi o doświadczenia z dnia poprzedniego, wpadliśmy na śniadanie do tego samego baru od progu mówiąc:
- Buon giorno ! Due colazione, per favore ! E due caffè latte, per piacere ! (Dzień dobry ! Poproszę dwa śniadania i dwie kawy latte).
I wiecie co ? Zamiast zwykłych rogalików dostaliśmy te z czekoladą .... O.o Czułam się jak tresowany pies - mówienie po włosku powodowało, że byliśmy lepiej traktowani i dostaliśmy słodkości spod lady. A najgorsze z tego wszystkiego było to, że mój P. ucieszył się jak dziecko na widok czekolady.... Skapitulowałam.
Typowe włoskie śniadanie to słodka bułeczka i kawa. Na początku byliśmy zadowoleni, ale po kilku dniach brakowało nam czegoś konkretniejszego, w czym mogłabym zatopić zęby.
P: Could you speak in english, please ?
Włoszka - zirytowane prychnięcie, wyrzucenie rąk w górę oraz wzniesienie oczu do nieba.
Na drugi dzień, bogatsi o doświadczenia z dnia poprzedniego, wpadliśmy na śniadanie do tego samego baru od progu mówiąc:
- Buon giorno ! Due colazione, per favore ! E due caffè latte, per piacere ! (Dzień dobry ! Poproszę dwa śniadania i dwie kawy latte).
I wiecie co ? Zamiast zwykłych rogalików dostaliśmy te z czekoladą .... O.o Czułam się jak tresowany pies - mówienie po włosku powodowało, że byliśmy lepiej traktowani i dostaliśmy słodkości spod lady. A najgorsze z tego wszystkiego było to, że mój P. ucieszył się jak dziecko na widok czekolady.... Skapitulowałam.
Typowe włoskie śniadanie to słodka bułeczka i kawa. Na początku byliśmy zadowoleni, ale po kilku dniach brakowało nam czegoś konkretniejszego, w czym mogłabym zatopić zęby.
Ciekawostką jest to, że w wielu restauracjach przed podaniem jakiegokolwiek dania podają chleb, który jest potem doliczany do rachunku - 1 / 2, a nawet 3 €. Przy zamawianiu dań możecie od razu zaznaczyć, że nie chcecie chleba. Chociaż często jest się tak głodnym, że miło jest coś przekąsić przed podaniem pierwszego dania. Zazwyczaj chleb, który lądował na naszym stoliku był czymś w rodzaju bułki - z bardzo chrupiącą skórką i miękkim świeżym środkiem.
Antipasti: Vongole z chrupiącym chlebem.
Primi: Grillowane krewetki w orzechowym sosie z blanszowanym jarmużem.Primi: Lasagne bolognese.
Przy takim upale mało kiedy decydowaliśmy się na drugie danie. Wystarczył makaron, który był znacznie lżejszy. Ale powiem, że nieustannie chciało nam się pić i jeść owoce. To właśnie dlatego nie mogliśmy się oprzeć, kiedy mijaliśmy budki rozstawione po całym Rzymie, gdzie sprzedawano z chłodni kubeczki z owocami. Smak schłodzonego arbuza nawiedzał nas nawet w snach, nie było siły, abyśmy przetrwali takie upały bez niego !
Któregoś wieczora zaszliśmy do pobliskiego supermarketu po standardowy przekąskowy must try - ser, szynkę i wino. Szynka nie kosztowała nawet 1 €, a i tak była o niebo lepsza od tego, co możemy dostać w polskich sklepach, które sprzedają pseudo włoskie wędliny.
Kolejna sprawa - gdy zamawiacie alkohol trzeba uważać, bo mają w sprzedaży spore porcje. Nie wchodziliśmy do knajpek gdzie siedzi dużo turystów, także nie mogę się wypowiedzieć jak to jest w takich miejscach, ale tam, gdzie jadają Włosi, gdy zamawiacie wino, często przychodzi butelka. Piwo ? Słusznej wielkości kufel. Faktem jednak jest, że piwo ma mniej procent niż u nas, a wino można rozcieńczać z wodą.
A gdy zdarzy się Wam zgłodnieć w samym centrum ? Przy głównych ulicach jest pioruńsko drogo, ale wystarczy, że skręcicie w pierwszą lepszą uliczkę i wejdziecie do jakiejkolwiek trattorii, a ceny drastycznie schodzą w dół - nawet 10 do kilkunastu euro na daniu !
Mix antipasti: Grzybki z zalewy, marynowany karczoch, oliwki, suszone pomidory, szynka parmeńska, szynka bresaola.
WŁOSKA INSPIRACJA :
Najprostszą i najsmaczniejszą pastą jest ta z bułką tartą. Ubóstwiam ją ! Przepis jest tak prosty, że aż zawstydzający: 2 łyżki bułki tartej, 1/3 posiekanej papryczki chili, 2 posiekane ząbki czosnku podsmażyć kilka minut na oliwie. A gdy makaron będzie gotowy wymieszać z nim bułkę. To jest klasyczny przepis, ale można go troszkę podrasować - do bułki dodać startą skórkę cytryny, posiekaną bazylię, miętę, tymianek i oregano, a już na talerzu wymieszać wszystko z plastrami grillowanej cukinii.
W następnym poście o Rzymie będą największe zabytki oraz kilka rad związanych z kupowaniem biletów.Paulina.
Z tego co pamiętamy to Magda Gessler kiedyś skrytykowała pomysł podawania pieczywa przed posiłkiem :P
OdpowiedzUsuńWszystko wygląda bardzo smacznie a szczególnie te słodkości :D
No cóż, na pewno dużo podróżuje, więc zdaje sobie sprawę z tego, że taki zwyczaj panuje w wielu restauracjach, nie tylko we Włoszech. A grissini ? Je też często nam podawano przed posiłkiem :)
Usuńwspaniała , poruszająca kubki smakowe relacja. czekam na c.d. przepadam za włoskimi smakami, a Rzym jest niesamowity! pozdrowienia
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Po prostu nie mogłam się oprzeć i robiłam zdjęcia tym potrawom - szczególnie dlatego, że tak pięknie wyglądały na talerzu :)
UsuńTo wszystko wygląda tak pysznie. Kocham kuchnię włoską :-)
OdpowiedzUsuńAle same pyszności :)
OdpowiedzUsuńPyszności :)
OdpowiedzUsuńno no same pyszności :)
OdpowiedzUsuńByłam 10 lat temu w Rzymie, pięknie miasto :) Ale i tak będąc 3 razy we Włoszech jadłam przede wszystkim pizzę !
OdpowiedzUsuńBo to taki standard, my też się jej najedliśmy po uszy :) Tym bardziej, ze ta włoska inaczej wygląda i smakuje - była pyyysznaaa ! :D
Usuńoj wszystko wygląda bardzo smacznie :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę, byłam kiedyś w Rzymie, ale nie miałam okazji odwiedzać takich fajnych miejsc, pozdrawiam i miłego, dalszego wypoczynku życzę :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, ale mój urlop dobiegł końca już tydzień temu :{ Teraz czas na pracę, a w domu na robienie przetworów :)) Pozdrawiam !
UsuńOj zazdroszczę takiej wycieczki :)
OdpowiedzUsuńTyle nowych smaków, aż zgłodniałam :)
Ileż wspaniałych smaków! :D
OdpowiedzUsuńPozwolę sobie udostępnić:)
OdpowiedzUsuń