Mój małżonek (trochę już go z opowieści znacie) podchodzi bardzo sceptycznie do "mniej tradycyjnych" produktów i dań. Jego definicja słowa "weganizm" jest dość dosadna, a na słowa typu "spirulina", czy właśnie "komosa", reaguje wywracaniem oczu i pobłażliwym uśmieszkiem. Ale co by tu o moim mięsożercy nie mówić, zawsze spróbuje mojego wynalazku i nawet jeśli będzie to danie bez mięsa, bez jajek, bez mleka, "bez smaku" jak on to mówi, to gdy mu posmakuje, rzeczywiście potrafi pochwalić. Sam się pewnie przy tym dziwi, ale jednak !
Trafiłam ostatnio na okazję - duże opakowanie komosy ryżowej stało przecenione, pyszniło się w jarzeniowym świetle sklepowej alejki. Chwyciłam chciwie zdobycz i popędziłam do kasy. Zrobiłam ją tego samego dnia na obiad. Podając P. jego talerz (z kawałkiem kurczaka z boku) spodziewałam się stosownego komentarza.. Popatrzył sceptycznie na danie i zapytał:
- A co to ?
- Komosa ryżowa.
- A tak po polsku ?
- Po polsku to komosa ryżowa.
- Aha.... Czyli co to jest ?
- To taka roślinka. Jemy ją jako "kaszę" lub "ryż", są też z niej mąki.
- Aha... Czyli znowu jakiś wynalazek, tak ?
- Jedz nie gadaj.
- A dlaczego tak dziwnie wygląda ?
- Bo jest przeterminowana i w połowie zjedzona przez robale.
- To po co mi to dajesz ?
- Żeby było zabawnie.
Chwilę dziubał w talerzu widelcem, po czym zapytał:
- Naprawdę to jakiś ferment, czy wszystko jest ok ?
- Dobre to, dobre. Jedz wreszcie !
Oczywiście mój P. nie byłby sobą, gdyby nie poczytał co dziwnego zjadł. Udobruchała go informacja o tym, że tę roślinę uprawiali Inkowie (ach ten umysł inżyniera - poszukuje poszukuje i poszukuje). Gdy siedziałam nad pracą na tym wpisem, zajrzał mi przez ramię, powiedział "O, to to coś dziwnego, co jedliśmy ostatnio ? Dobre to było. Nawet bardzo dobre." I w tym momencie to ja przewróciłam oczami i pobłażliwie się uśmiechnęłam. Gdy zastanawiałam się jak nazwać danie, P. podsunął mi pomysł i tak oto strasznie długa nazwa mi wyszła...
"DANIE Z DZIWNEJ ROŚLINY, KTÓRĄ JEDLI INDIANIE, A MOJA ŻONA ZAPOMNIAŁA, ŻE TO NIE AMERYKA POŁUDNIOWA TYLKO POLSKA I NIE ZASERWOWAŁA MI SCHABOWEGO":
1 szklanka ugotowanej komosy ryżowejpół awokado
pół pomidora
2 łyżki grillowanej kukurydzy
1 łyżka posiekanego szczypiorku
1 łyżeczka nasion chia
1 łyżeczka nasion sezamu
1/3 cebuli pokrojonej w piórka
3 łyżki octu z czerwonego wina
sól, pieprz
Opcjonalnie: pieczone lub smażone mięso z podudzia kurczaka
Cebulę zalać octem, posolić i docisnąć widelcem do dna miseczki, tak aby pokrył ją ocet.
Komosę ryżową ugotować zgodnie z tym, co napisane jest na opakowaniu. Kukurydzę ugotować - 10 minut w osolonej wodzie, a następnie podsmażyć kolbę na maśle na patelni grillowej. Skroić dużym nożem ziarenka kukurydzy.
Kurczaka posolić i popieprzyć i usmażyć na patelni na złoty kolor.
Komosę ryżową rozłożyć na talerzu, a na niej ułożyć resztę składników. Pokrojone awokado, pomidora, kurczaka. Posypać szczypiorkiem, kukurydzą, prażonymi pestkami słonecznika, nasionami chia i sezamu. Na koniec rozłożyć na wierzchu cebulę.
Danie wyszło pyszne, mocno warzywne i pełne smaków. Zrobiłam wszystkiego trochę więcej, popakowałam składniki w pojemniki i następnego dnia zmieszałam wszystko jeszcze raz i zapakowałam P. do lunchboxu.
Paulina.
A ja lubię takie udziwnienia :) Btw. Informacja o małżonku mnie nieco zaskoczyła, tak młodziutko wyglądasz na zdjęciu profilowym! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Chyba taki typ urody, bo jak czasami kupuję wino, to mnie zawsze pytają o dowód :) A ja w przyszłym roku skończę 30 lat ! Mąż i dziecko, co tu dużo mówić... ;)
UsuńNic tylko się cieszyć :)
UsuńKochany mąż, skoro mimo swoich poglądów, próbuje wszystkich eksperymentów :)
OdpowiedzUsuńPrzepysznie wygląda!
Komosę uwielbiam i z takimi dodatkami danie bardzo trafia w mój gust - m.in do lunch boxa :)
OdpowiedzUsuńA Twój P powinien być szczęśliwy, że dzięki Tobie tyle smaków poznaje ;)
Uwielbiam komosę :) Razem z gryką i prosem są moimi ulubionymi dodatkami do posiłków. Twoje danie z chęcią zabrałabym np. uczelnie :)
OdpowiedzUsuńWspaniała sałatka, ja komosę uwielbiam pod każdą postacią :-)
OdpowiedzUsuńJak tu kolorowo, zdrowo i smacznie :) No pięknie! Takie proste danie, a takie efektowne... Super propozycja. Trzeba koniecznie przetestować. Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńNo to mamma podobnych mężów, a quinoa lubię i do sałatek i zamiast ryżu. Od czasu do czasu nawet coś upiekę ...
OdpowiedzUsuńBardzo miło się czyta ten post:)
OdpowiedzUsuńJak patrzę na ten talerz to robię się bardzoooo głodna:)
OdpowiedzUsuńcałusku kochana:)
Kolorowo i zdrowo :) Przyznam się, że komosy jeszcze nigdy nie robiłam, ale Twój przepis znacznie mi ją oswoił ;)
OdpowiedzUsuńP.S. Mężowie tak mają ;)
Obłędne:)
OdpowiedzUsuńHaha mąż taki oporny jak nasz tato niegdyś :) Takie komentarze były wręcz w pakiecie z konsumpcją obiadu ale z czasem stwierdził, że raczej wszystko mu smakuje i już nie wydziwia :P
OdpowiedzUsuńDanie bardzo kolorowe i apetyczne :)
Ale się uśmiałam. Posta przeczytałam wszystkim w domu na głos :) :) :)
OdpowiedzUsuńGenialny pomysł na obiad :) Ładnie wygląda :)
OdpowiedzUsuńSkąd ja znam to mięsożerne, tradycjonalne podejście ;d
Chyba większość facetów tak ma haha :D
OdpowiedzUsuńA danie? Uwielbiam takie połączenia - smacznie i kolorowo!
Hehe:) Faceci są mniej chętni do poznawania nowości spożywczych
OdpowiedzUsuńWooow, wygląda na bogato. Aż się głodna zrobiłam!
OdpowiedzUsuńJest pysznie :)
OdpowiedzUsuńDanie z tej "dziwnej "rośliny jest niesamowite! :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, mikrouszkodzenia.blogspot.com
Pyszne danie! Także zgłodniałam!
OdpowiedzUsuńHaha, fajnie to opisałas:) A danie wygląda pysznie, szkoda, ze ja nie trafiłam na przecenę komosy:(
OdpowiedzUsuńtwoje dania zawsze wyglądają tak obłędnie *O*
OdpowiedzUsuńMój Łukasz na słowo "komosa" reaguje okrzykiem: "Ja tego jeść nie będę!" :D
OdpowiedzUsuńhaha jakbym o moim mężu czytała! Ale danie wygląda naprawdę pysznie. Ja ostatnio zakochałam się w komosie, ta czarna jest też świeta do ryb np :)
OdpowiedzUsuńO bardzo ciekawy przepis na inna wersje z komosa .. Zapisuje i z checia wyprobuje .. Robilam tez dosyc niedawno po raz pierwszy komose w wersji:komosa+zielona soczewica+pesto z pietruszki+pomidorki koktajlowe .. Uwierz, ze reakcja mojego M. byla prawie identyczna: Co to jest ? Czy ty nie mozesz jakiegos normalnego obiadu ugotowac ? ... Po czym po pierwszej lyzce zamilkl calkowicie a po tym, ze dokladal sobie jeszcze kilka razy mozna bylo sie domyslec, ze smakowalo ;) Ps. Dziekuje, ze zagladasz do mnie i za komentarze, bardzo :):) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPiękna prezentacja!
OdpowiedzUsuńO rany, ale pysznie wygląda! Tak to już jest z tymi mężami, nagadają się, nagadają, a na końcu i tak pochwalą :)
OdpowiedzUsuńPysznie wygląda Twoje danie ;)
OdpowiedzUsuńKomosa, największe dobro kuchenne! Pysznie wygląda.
OdpowiedzUsuńale się usmiałam z tego wpisu! :) normalnie jakbym czasami ze swoim rozmawiała, na szczęście też zje każdy mój wynalazek i jak to sam stwierdza, chyba już go nic nie zdziwi, ale czasami prowadzi sie z nimi tak "inteligentne rozmowy", o tym co zjedli, że tylko się uśmiać :) Ja swojemu zawsze powtarzam, że jest szcześliwcem, bo może spróbować tylu nowych rzeczy, o których jego koledzy nawet nie słyszeli :D A pojemniczki do pracy to już standard :)
OdpowiedzUsuńPyszna wersja komosy ;)