niedziela, 10 stycznia 2016

CAN'T LIVE WITHOUT... czyli NIE MOGĘ ŻYĆ BEZ...

Rok 2015 był na pewno obfitujący w wydarzenia, które na zawsze zamieniły moje życie. Ale też przez te 12 miesięcy nawiązałam mnóstwo znajomości - blogowych, jak i tych poza blogosferą i zmieniłam trochę kierunek, w którym podążam kulinarnie. Cały czas się dokształcając i szukając nowych inspiracji, spotykałam się z produktami nowymi, intrygującymi, a także doceniłam na nowo te, które tak dobrze już znałam. Dziś więc post trochę podsumowujący, gdyż chciałabym się skupić na tych rzeczach, bez których ten rok nie miałby takiego uroku :}

1. Absolutnym numerem jeden jest SPIRULINA. Odkryta dużo wcześniej, ale dopiero na jesieni stałam się jej zagorzałą fanką. Ponieważ z pewnych przyczyn zdrowotnych nie mogłam patrzeć na mięso, a większość produktów byłam zmuszona omijać szerokim łukiem, aby nie nabawić się anemii, musiałam szukać pełnowartościowych źródeł białka i żelaza. I to właśnie dał mi koktajl, w  którym była spirulina. Kiedy wiedziałam już, że jestem od tego koktajlu uzależniona, a każdy łyk był jak zbawienie, postanowiłam nie dręczyć więcej obsługi znanej w Białymstoku wegańskiej restauracji i zakupiłam na stronie internetowej własny zapas tego cuda. 

KOKTAJL ZE SPIRULINĄ:
2 banany
1 pomarańcza
1 płaska łyżeczka cynamonu
1 płaska łyżeczka sproszkowanej spiruliny

2. Nasiona CHIA są czymś fenomenalnym ! Na początku masowo robiłam z nich puddingi, teraz dodaję je niemal do wszystkiego - ostatnio nawet do marchewkowych bajaderek - zamiast jajka. Placki z tymi nasionami stały się moim ulubionym weekendowym śniadaniem, a wczoraj przyszedł mi do głowy szalony pomysł wykorzystania ich w zapiekance owocowej. Mój P. oczywiście patrzył sceptycznie na te podobne do maku nasionka, ale jakby nie patrzeć, skończyło się to tak jak zwykle - ględzenie, a potem dzikie jedzenie. 
Czekoladowo-orzechowe ciasto bezglutenowe i bez jajek. Idealna śniadaniowa propozycja :}
3. Olej KOKOSOWY stał się dla mnie jednym z najważniejszych produktów. Jeden duży słoik stoi w kuchni i jest oczywiście używany do gotowania, smażę zwłaszcza na nim placki, albo dodaję do deserów. Chociaż nie powiem, curry, które ostatnio robiłam, też zyskało na smaku, gdy na początku podsmażyłam na nim warzywa.
Natomiast drugi wielgachny słoik stoi w łazience i jest używany jako kosmetyk. Z moimi uczuleniami i alergiami, które ostatnio bardzo się nasiliły, zrezygnowałam z wszelkich kosmetyków do twarzy i codziennie wieczorem wcieram olej w skórę pod oczami - w ten sposób poprawiam krążenie i nie mam takich sińców. A po kąpieli obowiązkowo stosuję go jako balsamu do ciała. Osoby, które boją się rozstępów, powinny pomyśleć o używaniu tego oleju !

4. Nie mogę ostatnio obejść się bez lizaków z SYROPU KLONOWEGO. To taka moja słabostka, którą staram się ograniczyć, choć na pewno są zdrowsze od lizaków kupowanych w sklepie. Na razie mam zapas, który kupiłam, ale poważnie zastanawiam się, czy by nie spróbować samej zrobić taki smakołyk :}

5. SYROP Z POKRZYWY dostałam w prezencie i od razu powiem, że smakowo mi odpowiada, pomimo, że zostałam ostrzeżona, iż smak ma ohydny. Mi on przypomina po prostu zieloną herbatę. Jakby nie patrzeć, dla kogoś takiego jak ja, włażącego z przeziębienia w przeziębienie, taki syrop jest w sam raz. Używam go naprzemiennie z SYROPEM Z CZARNEGO BZU. 

6. Jeśli chodzi o książkę poświęconą tematyce kulinarnej, najbardziej w tym roku ucieszyłam się chyba z wyłowionej na wyprzedaży w Outlecie Empiku "Jamie's Great Britain" - w oryginale! Oczywiście ten kto mnie zna, wie że uwielbiam oglądać Jamie'go Oliver'a głównie dla niego samego - słuchanie jego seplenienia jest jak muzyka dla moich uszu. Poza tym jest tak swobodny i zabawny, że jego programy to sama przyjemność. Nie dość, że sam outlet na wstępie obniżył cenę o 30%, to jeszcze tego dnia była dodatkowa obniżka od przeceny - 40 %, co daje mi w sumie 70 % przeceny z ogromnej ceny wyjściowej - 130 zł. Byłam wniebowzięta. Nie wahałam się ani sekundy - program kiedyś oglądałam na Kuchnia +, ale książki na polskim rynku próżno było mi szukać - bo chyba nawet nie ma jej wydania w naszym języku. A wydana jest pięknie i mówi o regionalnych przepisach Wielkiej Brytanii. Jeśli kiedyś się na nią natkniecie (oczywiście po przecenie, bo jak dla mnie 130 zł to dużo za dużo, ale to chyba normalna cena jeśli chodzi o anglojęzyczną knigę), koniecznie musicie ją nabyć ! Jest piękna :}

A Wy na punkcie jakich produktów macie fioła ? Bez czego nie możecie żyć ?

Paulina.

niedziela, 3 stycznia 2016

A LITTLE BIT OF EVERY... DAY - DECEMBER 2015

Minął grudzień, a wraz z nim kolejny rok, więc oczywiście czas na małe podsumowanie.
Grudniowe poranki - przed 6 P. wychodzi do pracy, a ja nie mogę już zasnąć. Dlatego siedzę owinięta w koc na parapecie i obserwuję jak miasto budzi się do życia. 
To tyle, jeśli chodzi o śnieg w grudniu - cały 1 dzień to trwało ! 
Weekend w rodzinnym Olecku i oczywiście nie mogło się obyć bez spacerku nad jezioro. Było mroźno (to był ten weekend, pod koniec którego padał śnieg),cicho i spokojnie. Idealnie na przechadzkę dla pary, która na spacery musi się zazwyczaj zapuszczać do parku, przy którym ciągle jeżdżą hałasujące samochody..
Okutana Ruda..
Czy wyobrażacie sobie, jakby to pięknie wyglądało, gdyby dookoła był śnieg ? A tak ledwo przymrozek i cieniutka warstwa białości w tle..

Fabryka uszek i pierogów ruszyła... Nie było z nami mojego szwagra - K., który lubi przy takich akcjach rozkręcać związki zawodowe. Dlatego mój P. narzekał, że brat by go wspomógł i za pracę z wałkiem dostałby chociaż miskę ryżu... A tu nic.
Uroczy prezent od szwagierki - A. Te wspaniałe marchewkowe muffiny wyszły z jej studia kulinarnego ATUTY...
Tymczasem spacerując przez Białystok, rozwiązując jednocześnie moje problemy z kręgosłupem, natknęłam się na budynek, którego jeszcze nie widziałam po remoncie (rzadko tamtędy chadzam). 
Przedświąteczny wysyp straganów na rynku stał kilka tygodni. Tylko białego puchu brakowało do tej świątecznej scenerii.
"Robiłaś zakupy? A pokaż co masz w tej reklamówce !"
Zakwas na barszcz robiony prawie na ostatnią chwilę. Cuchnące świństwo, ale zupa z nim naprawdę nabiera głębszego smaku :)
Poranne robienie przedświątecznego keksu.
Gorąca czekolada, keks i zabieram się za pakowanie prezentów.
Już na samym początku czuję, że mogę mieć pewne problemy... Coś czai się w ciemnościach...
Chwila nieuwagi i moja ozdobna wstążka zostaje porwana przez rząd ostrych ząbków osadzony we włochatym ryjku. Zaczyna się pogoń...
Okazuje się, że nie tylko wstążki i kokardki robią na naszej "cholerze" wrażenie. Otóż interesują ją także papier do pakowania prezentów.
I taśma klejąca....
 Z tą ostatnią szybko jednak dochodzi do wniosku, że może lepiej dać sobie z nią spokój, gdy klei się do drobnych włosków przy pyszczku, niebezpiecznie blisko długaśnych wąsów.
Zapakowałyśmy... Nie wiem, kto był przy tym bardziej podekscytowany, a po wszystkim wyczerpany...
Domowe czekoladki zostawione do zastygnięcia. Biała jest z prażonymi migdałami i jagodami goi, a ciemna z pistacjami i płatkami róży.

Domowy Sylwester, spędzony z P., bojącą się fajerwerków Bebe i dobrym jedzeniem. 
Były suszone śliwki zapiekane w plasterkach boczku / serowe ciasteczka / sałatka z makaronem ryżowym, szynką, ogórkiem, koperkiem i majonezem / patera antipasti - suszone pomidory, oliwki faszerowane migdałami, oliwki faszerowane anchois, marynowane karczochy, marynowane serem papryczki chili oraz jabłuszka kaparowe / paluszki chlebowe z rozmarynem / wielki talerz smażonych na maśle z czosnkiem i pietruszką krewet :} 
 Ciasteczka serowe w przygotowaniu.

Po świątecznych przysmakach i sylwestrowych łakociach nie został już żaden ślad, dlatego musiałam się zwrócić ku czeluściom mojej zamrażarki. Wygrzebałam wczoraj kaczkę, co mnie i P. bardzo usatysfakcjonowało :) Zazwyczaj w swoich podsumowujących ostatni miesiąc postach nie daję oddzielnych przepisów, ale to na prośbę jednej z facebookowiczek, która poprosiła mnie o jakąś obiadową inspirację. Więc przedstawiam kaczkę z obłędną soczewicą, zaznaczając jednocześnie, że do tego przepisu można użyć akurat takiego mięsa jakie macie skitrane w swojej zamrażarce ;) Bo tutaj absolutną królowa jest ta fenomenalna soczewica, więc czy będzie to kaczka, czy kurczak, czy kawałek duszonej karkówki lub schabu, to tak naprawdę nie ma znaczenia. Dla nie mięsożerców dobrą wiadomością jest to, że tę soczewicę mogą potraktować jako samodzielne danie - bo sama też jest świetna !
A oto przepis :

CONFIT Z KACZKI Z OBŁĘDNĄ SOCZEWICĄ:
(przepis podobny do tego, jaki Jamie Oliver przedstawił w swojej książce "Kulinarne wyprawy Jamiego", aczkolwiek nieco zmodyfikowany przez rudą kucharkę)

3 marchewki
3 łodygi selera naciowego
2 cebule
2 korzenie pietruszki
1 szkl. zielonej soczewicy (ale równie dobrze może być czerwona)
1 ząbek czosnku
1 l wody lub bulionu

sól, pieprz

Bouquet garni, czyli związane sznurkiem zioła:
świeży lub suszony tymianek
1 liść laurowy
kilka łodyg natki pietruszki

2 łyżki naturalnego jogurtu
1-2 łyżki octu z czerwonego wina
pół szkl. grubo posiekanej natki pietruszki

kacze nogi
kaczy tłuszcz

Jeśli rzeczywiście użyjecie kaczych nóg, musicie się za nie zabrać kilka godzin przed obiadem, ponieważ confit to nic innego jak długie duszenie mięsa w jego tłuszczu. Ja najpierw wytopiłam na małym ogniu tłuszcz z moich nóżek, a następnie zaczęłam w nim "gotować" mięso. Był to kiedyś świetny sposób na konserwację mięsa. Ja robiłam confit tylko z dwóch nóg kaczki, ale zazwyczaj odbywało się ze znacznie większą ilością mięsa. Wiadomo, że wszystkiego się od razu nie jadło - mięso zostawiało się w wytopionym tłuszczu i w ten sposób możne je było bardzo długo przechowywać. Oczywiście confit można zrobić z kaczki, gęsi, a nawet wieprzowiny. 

Soczewica:
Marchewkę, seler, korzeń pietruszki pokroić w dość drobną kostkę. W średnim garnku roztopić 1 łyżkę kaczego tłuszczu i wrzucić do niego warzywa. Po 10 minutach zalać je wodą lub bulionem, dorzucić do nich liść laurowy, całe łodygi pietruszki i tymianku związane razem sznurkiem oraz soczewicę wraz z posiekaną cebulą i czosnkiem - gotować tyle czasu, ile musi się gotować soczewica (zgodnie z instrukcją na opakowaniu, czyli około 45 minut). 

W tym czasie nogi kaczki można wyjąć z wytopionego wcześniej tłuszczu i wstawić do nagrzanego do 200 stopni piekarnika na 20-30 minut, czyli po prostu do czasu aż będą rumiane.

Przez te 45 minut soczewica powinna wchłonąć bulion, w którym się gotuje, przybierając konsystencję gęstego gulaszu. Zdejmijcie ją zatem z ognia, wyjmijcie z niej bouquet garni, dodajcie do niej posiekaną natkę (lub tak jak Jamie posiekany szpinak, akurat jego zabrakło mi w moich mrożonych zapasach), doprawcie solą, świeżo zmielonym pieprzem, dodajcie 1-2 łyżki octu z czerwonego wina, zamieszajcie i zacznijcie wykładać na talerze. Jeszcze tylko kleksy jogurtu naturalnego, na wierzchu noga kaczki i danie gotowe.

Smacznego !

Udanego ostatniego dnia długiego weekendu !

Paulina.