wtorek, 21 sierpnia 2012

ROZKOSZ WZROKIEM DYKTOWANA

Ponieważ jeszcze trwają wakacje i ponieważ nic tak nie sprzyja endorfinom jak cukier, należy sobie umilać życie małymi słodkościami. Dzisiejszy motyw przewodni - Marie Antoinette, czyli po polsku Maria Antonina, która słynęła nie tylko z upodobania do roztrwaniania bogactw narodu francuskiego, ale również swojej miłości do słodyczy. To ona zadbała o szyk i wdzięk w wersalskim pałacu i przyczyniła się do - przynajmniej u dworzan - częstszej kąpieli, ale znana była również z wykwintnych balang i wieczorków pełnych rozpusty, między innymi piątego grzechu głównego. Tak więc nie znali umiaru w jedzeniu i piciu wersalscy dworzanie, a prym w tym wiodła właśnie Marie Antoinette. Ale nie było to obżarstwo i pijaństwo, jak z przydrożnej oberży - o nie ! Marie Antoinette wiedziała jak zadbać nie tylko o rozkosz kubków smakowych, ale i o rozkosz wizualną. Dlatego wszystkie potrawy, a zwłaszcza słodkości cechowała uroczość formy i przepych dodatków. 
Najsłynniejsza roztrwonicielka fortuny była inspiracją dla przepisu, który zamierzam dziś umieścić. Mini babeczki, wypełnione kremem, ozdobione świeżymi owocami i listkami mięty. Małe co-nie-co, gdy czujemy pożądanie dla słodyczy, w sam raz na dwa kęsy - a endorfiny buzują jak szalone. Babeczkowy szał zakropiłam malinami, borówkami, trochę winogronami i zatopiłam to wszystko w śmietankowym lub czekoladowym kremie.                                                                                     Ot, takie petit plaisir - mała rozkosz.


BABECZKI MARIE ANTOINETTE:

Ciasto:
1 1/4 szkl. mąki tortowej
1/3 szkl. cukru pudru
90g masła, zimnego, posiekanego
1 żółtko jajka
1 łyżka zimnej wody

Najpierw rozgnieść masło w mące, a następnie dodać resztę składników i wyrabiać, aż będzie gładkie. Następnie schować je na godzinę do lodówki.


Krem śmietankowy:
opakowanie budyniu śmietankowego (może być też budyń waniliowy, lub jakikolwiek inny preferowany przez Was smak)
mleko - tyle ile podane jest na opakowaniu budyniu
ok. 100g masła w temperaturze pokojowej
cukier puder, jeśli budyń nie jest słodzony i ilość również zależy od tego, jak słodki krem chcecie uzyskać.

Ugotować budyń tak jak podane jest na opakowaniu. Gdy przestygnie, zmiksować go z masłem i dodawanym porcjami cukrem pudrem.


Krem czekoladowy:
200g gorzkiej czekolady
200g masła
1 szkl. cukru pudru
1/4 łyżeczki soli

Masło utrzeć i dodać do niego rozpuszczona wcześniej czekoladę, lekko przestygniętą. Miksować. Dodawać porcjami cukier puder i sól, ciągle miksując.
UWAGA ! Bardzo ważne jest, aby nie było więcej czekolady, niż masła, ponieważ po przestygnięciu krem zwyczajnie stwardnieje.


Wyjąć z lodówki ciasto na bazę do babeczek i je rozwałkować. Można też urywać kawałkami ciasto i obklejać nim od wewnątrz foremki do babeczek - jest kleiste, dlatego łatwo się ze sobą sklepia, co nie powoduje jego pękania. Gdy wszystkie foremki zostaną obłożone ciastem, wypełnić je kremem.
Na wierzchu ułożyć owoce. Wybór również zależy od Was, ja, jak już wspomniałam wcześniej, wybrałam borówki, maliny i trochę winogron, a uroku dopełniały małe listki świeżej mięty na samym wierzchołku babeczki.

Prawdziwe deserowe rozpasanie ! Miłe nie tylko dla podniebienia, ale również cieszy oczy, takie małe dzieła sztuki przypadają mi chyba najbardziej do gustu.
Zdaję sobie również sprawę z tego, iż nie jest to przyjemność typu "raz dwa i po krzyku", tylko wymaga trochę czasu i poświęcenia. Ale również kto powiedział, że jest to deser na zwykłe, nudne popołudnie? Takie urocze majstersztyki wymagają specjalnych okazji, chyba że napraaaawdę się Wam nudzi. Tymi babeczkami uczciłam spotkanie z dziadkami oraz z dłuugo niewidzianym bratem.
Ciasto kruche użyłam z przepisu na tartę tatin, który już wcześniej tu umieszczałam. Upodobałam go sobie, bo jak dotąd jest on moim zdaniem najlepszy. Próbowałam już wielu kombinacji przepisów na ciasta kruche, jednak to na tartę tatin z książki o kuchni francuskiej, jest jak na razie moim faworytem.
Dla zainteresowanych tematyką Marii Antoniny, polecam - pewnie wszystkim doskonale znany - film Sofii Coppoli pod takim samym tytułem. Film jest o tyle interesujący, ponieważ wraz z całym XVIII-wiecznym entourage'm zestawia bardzo nowoczesną muzykę. Nie wspominając już o przepięknych kostiumach, no i oczywiście wspaniałej grze Kirsten Dunst. Wszystko to jest miłe dla oka, podejrzewam, że tak samo, jak byłaby prawdziwa Marie Antoinette. Kto nie miał okazji jeszcze oglądać, gorąco polecam, bo naprawdę warto.

Pod spodem zamieszczam kilka zdjęć z filmu:

I na zakończenie piosenka pochodząca z soundtracku filmu :

Paulina.

4 komentarze:

  1. Razem z małym Krzyśkiem stwierdziliśmy, że nie możemy na to patrzeć, bo od razu chce nam się czegoś słodkiego. Zjedliśmy więc malinowe żelki, na otarcie łez oraz powodowani niemocą spróbowania tych pyszności na zdjęciach. Pozdrawiamy naszego Łasuszka!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. echhhh małe cudeńka.....

    Carry

    OdpowiedzUsuń