Pracowity weekend. Sobota do połowy dnia pod znakiem sprzątania i prania, by później zmienić się w popołudnie pracy umysłowej. Uwielbiam pisać. Od kiedy pamiętam, zawsze skrobałam coś w zeszycie - na początku bajki, które czytałam na podwórku. Potem jeszcze robiłam z moją przyjaciółką z dzieciństwa (nazywaną do dnia dzisiejszego"siostrą") podręczniki dla młodszych dzieci, którym urządzałyśmy letnią szkółkę w "bazie", czyli zarośniętej przestrzeni pod kilkoma drzewami. Pod koniec podstawówki przerzuciłam się na wiersze, które czytałam rodzicom na głos (a oni czasami z nich chichotali. Tata to nawet raz zarechotał). W liceum natomiast zaczęłam pisywać opowiadania. I przecież nawet tego bloga założyłam po to, aby ćwiczyć swoje pisanie oraz moją wytrwałość. W weekendy więc piszę. Piszę jak nakręcona, kiedy mam wenę i staram się pisać, kiedy tej weny brak. Pisanie jednak wyzwala we mnie głód. Bo przecież to normalne, aby po kilku godzinach skupiania się na komputerze i tekście, nad którym się obecnie pracuje, nasz żołądek wreszcie zaczął protestować. I stąd też wzięły się moje i P. weekendowe śniadania. Smaczne, w miarę szybkie, ale ciekawe, dające możliwość wypróbowania nowych przepisów lub po prostu pozwalające puścić wodze fantazji. Dziś więc coś lekkiego, świeżego, ale sycącego (jeśli nie jesteście tak konserwatywnym mięsożercą, jak mój P., któremu musiałam z boku położyć smażone na chrupko salami z pieczarkami).
Busy weekend. Saturday is the cleaning and laundry day, later I like doing my writing work. I love writing very much. Since I remember I have always scratched something in a notebook - at the beginning there were the fairy tales. At the end of my primary school I started to write the poems which I was reading to my parents at aloud (although they were sometimes giggling). In high school I started to write short stories. And yet even this blog I started to menage to practice my writing and my perseverance.
So when the weekend begin, I write. But the hours spending on inspirational stories and focusing on my imaginary world make me hungry. So my weekend lunch is always very satisfactory. Tasty, as quick, but interesting, giving the opportunity to try out the new recipes or simply allowing free rein to your imagination. Today something light and fresh, but rich.
TABBOULEH, czyli sałatka z kaszy bulgur:
2/3 szkl. kaszy bulgur
1-2 szkl. grubo posiekanej natki pietruszki
1/3 szkl. posiekanej mięty
3-4 pomidory, drobno pokrojone
1 cebula, drobno pokrojona
1/4 szkl. oliwy
1/4 szkl. soku z cytryny
1 posiekana dymka
sól, pieprz
Kaszę ugotujcie tak jak na opakowaniu - wszystko zależy od tego, czy kupicie ją drobną, czy grubą. Do przestygniętej kaszy dodajcie resztę składników, przyprawcie, wymieszajcie i zajadajcie.
TABBOULEH - bulgur groats salad:
2/3 cup of bulgur groats
1-2 cup of chopped parsley
1/3 cup of chopped fresh mint
3-4 tomatoes
1 chopped onion
1/4 cup of olive oil
1/4 cup of lemon juice
1 chopped spring onion
salt, black pepper
Cook the bulgur groats as you have instructions on the box. When bulgur groats is cooler, add the rest of ingridients, mix and eat. It's that easy.
Cults "Most wanted":
Paulina.
I tried this recipe and it's so good. It's refreshing cuz I always use every kind of groats only for hot meals.
OdpowiedzUsuńNatalie.
I'm glad that u tried my recipe. The groats salad is a great snack and I hope u enjoyed it ;)
OdpowiedzUsuńKiedy wreszcie doczekamy się książki?
OdpowiedzUsuńSchlebia mi to, ale myślę, że szanse są nikłe :P ;) Poza tym ten blog, to właśnie jest taka książka - moja własna kulinarna książka...
OdpowiedzUsuń