Dziś będzie mało kulinarnie. Głównie ze względu na to, że postanowiłam poruszyć temat bardzo mi bliski, który dwa lata temu stał się tematem również dotyczącym mnie. Od zawsze uwielbiałam zwierzęta, a od kiedy tylko pamiętam miałam kota i psa w domu. Wyjeżdżając na studia brakowało mi tego, jakiegoś sierściucha w pobliżu, który przyjdzie i mnie pocieszy gdy jest mi smutno (a one zawsze to wiedzą), potuli się i zwyczajnie pobędzie gdzieś blisko, leżąc na fotelu obok, podczas gdy ja się uczę. Byłam tak przyzwyczajona do obecności zwierzęcia w domu, że mimo upływu ośmiu lat, wciąż wieczorem, balansując na skraju jawy i snu, czekałam aż kot przyjdzie i położy się w nogach mojego łóżka. Ciągle mówiłam do P. "A jak już będziemy mieli swoje mieszkanko/domek, to pójdziemy do schroniska i weźmiemy psiaka i kociaka, prawda?", na co on niezmiennie odpowiadał "Przygarniemy do domu każde potrzebujące zwierzątko".
Aż stało się, wczesnym latem wyszliśmy na zakupy, kiedy usłyszałam niesione przez wiatr niewyraźne piszczenie. Miauczało rozpaczliwie.
- Słyszałeś ? - zapytałam P., po czym przystanęłam wytężając słuch, co nie było łatwe bo byliśmy akurat przy ruchliwej drodze i nie dość że hałasowały samochody, to jeszcze wiał silny ciepły wiatr.
- Wydawało Ci się. - odpowiedział P., który wiedział jak bardzo uczulona jestem na każde zwierze napotkanie na ulicy. Gdy juz miałam mu przyznać rację i zaczęłam się odwracać, znowu to usłyszałam. Przeraźliwy pisk istoty przerażonej.
- Nie ! Dobrze słyszałam ! - szepnęłam do niego. Błądziłam wzrokiem po skrawku trawy, mieszczącym się tuż przed ulicą i dostrzegłam w słońcu małą czarno-białą kulkę. Kotek się trząsł, przestraszony śmigającymi samochodami i zapewne tym, że znalazł się tam sam. Podeszłam bliżej, zauważył mnie i przykucnął tak, aby skryć się w trawie całkowicie. Zerwałam źdźbło trawy i pomachałam nim, aby przyciągnąć jego uwagę. Po pewnym czasie podziałało i tak udało mi się kotka porwać w moje ramiona. Był malutki, mieścił mi się w dłoni. Przytuliłam go do siebie i zaczęliśmy z P. wracać do mieszkania. Kot tylko, zbyt oszołomiony tym wszystkim, wpychał mi nos w szyję, wąchając jak szalony, co to za monstrum go porwało.
Weterynarz stwierdził, że mała (bo okazała się kocicą) ma może zaledwie 7 tygodni i powinna być jeszcze przy matce. Nazwaliśmy ją Bebe, co po francusku znaczy "dziecko", ze względu na to, że była jeszcze taka mała. Miejsce, w którym ją znaleźliśmy ewidentnie wskazywało na to, że ktoś ja po prostu wyrzucił z samochodu - świadczyć mogła też o tym rana na główce, jakby ktoś ją brutalnie wypychał przez okno. Zranione oko nie zagoiło się do dzisiaj, brązowa rysa na gałce nie przeszkadza jej na szczęście w funkcjonowaniu. Przez pierwsze tygodnie bała się wszystkich, którzy do nas przychodzili, akceptowała jedynie mnie i P., tak jakby wiedziała, że jej pomogliśmy. Gdy tylko ktoś wchodził do pokoju, biegła do któregoś z nas i wbijała się głową w nasz brzuch lub rękę, aby się schować. Przeraźliwie bała się torebek foliowych, co tylko dało nam do myślenia, że chyba ktoś ją w takiej trzymał. Do tej pory boi się samochodów. Jazda z nią autobusem jest męką, bo tak jak zazwyczaj nie używa głosu i miauczy "szeptem", tak w podróży potrafi się wydzierać non stop przez 3 godziny. Chyba dalej żyje w lęku, że zabraknie jej jedzenia, bo z misek zmiata szybko to, co jest jej podane. Boi się dosłownie wszystkiego co nowe, gdy była młodsza, z każdą nową zabawką oswajała się minimum tydzień, bo napawała ją przerażeniem. Po dwóch latach spędzonych z nami możemy powiedzieć, jak bardzo się zmieniła i stała się o drobinę ufniejsza. W nocy wtula się to raz we mnie, raz w P., przy czym zaczyna nas lizać po nosach, mrucząc głośno na cały regulator (wiem, że niektórych to brzydzi, ale zauważyłam, że głownie tych, którzy sami nie mają zwierząt).
Wiem, że nasz kot być może nie przeżył zbyt wiele w porównaniu do innych zwierząt, które były np. maltretowane. Ale wystarczy zobaczyć, że niewiele trzeba, aby skrzywdzić zwierzaka na całe życie. Zwierze to istota, która również potrafi cierpieć i czuje tak samo jak my strach, ból, czy osamotnienie, która miewa potem koszmary i budzi się z nich z krzykiem (po takim koszmarze budzi się z głośnym piskiem i przybiega do tego z nas, który jest najbliżej, wtulając się i zasypiając ponownie). To, że jest to kot lub pies lub jakiekolwiek inne zwierze nie daje nam prawa do tego, aby zachowywać się w sposób okrutny, utwierdzając w ekosystemie opinię, że jesteśmy Panami tego świata. Być może wydam się dla niektórych fanatyczką, ale mój umysł naprawdę nie potrafi pojąć, jak można skrzywdzić jakąkolwiek istotę, która żyje i czuje. Jeśli już zabijacie dla jedzenia, róbcie to chociaż w sposób humanitarny. Jeśli nie jesteście na tyle odpowiedzialni, aby zajmować się zwierzęciem, to go nie bierzcie pod swój dach. Po co ? Żeby jak wam się znudzi, albo będzie wymagało od was uwagi, będziecie mogli je wywieść do lasu i uwiązać lub jadąc po drodze do kina, wyrzucić z samochodu ?
Zdjęcie zrobione kilka godzin po tym, jak wzięliśmy Bebe do domu. |
Nie, nie znęcamy się nad tym kotkiem, on po prostu śpi... |
Tak właśnie pada dwumiesięczny kot w samym środku zabawy. W jednej chwili bryka jak na spidzie, a już w następnej pada na kocyk, jakby ktoś mu wyjął wtyczkę i odłączył od prądu. |
Był środek lata, upał niemiłosierny, a kot tulił się do gorącego zasilacza... |
Czego..? |
Kto powiedział, że śpi się tylko na leżąco ? |
W porządku, to pierwsza część tytułu dzisiejszego postu się wyjaśniła, ale dlaczego druga część nazywa się "Królowa jest tylko jedna ?". Otóż, nasza Bebe ma wybitny charakterek. Ciężko się wychowuje zwierze, które zostało zabrane od matki i mimo, że pała miłością, trudno mu znaleźć jakikolwiek autorytet.
Na początku było zabawnie - mały kot brykający po nas jak po trampolinie, mimo, że była 4 nad ranem.. Ok, jest jeszcze młody, niech hasa. Zazwyczaj dostawałam koty 3-4 miesięczne, nigdy nie miałam pod opieką młodszego, a tu proszę trafił się taki, co nie ma nawet jeszcze dwóch miesięcy. A jakiesz było moje i P. zdziwienie, gdy zaczęliśmy w mieszkaniu znajdować miniaturowe mleczaki, na których miejscu zaczęły wyrastać ostre zęby godne drapieżnika.
Kot, który jest wdzięczny za to, że go przygarnięto, jest najsłodszy na świecie, bo okazuje się, że każdego dnia dostaje się od niego prezent. W łóżku zaczęliśmy znajdować kolorowe papierki po cukierkach, zakrętki po butelkach od mleka, a nawet kawałki liści z kwiatków - wszystko to było znoszone do naszego "legowiska". Nauczyliśmy się więc od tej pory przeszukiwać przed spaniem dokładnie łóżko, żeby w nocy żaden z tych prezencików nie wbijał nam się w plecy. Ale najlepszym prezentem od kota okazały się tłuste upolowane muchy, które przynosiła nam w pyszczku i kładła na kolanach, patrząc na nas i miaucząc - coś dając do zrozumienia, ale tylko ona wiedziała co. Raz miała miejsce przezabawna i urocza sytuacja. Bebe dostała wyjątkowy posiłek. Akurat kupiłam wołowinę na obiad i trochę jej skroiłam do miski mniejszych skrawków. Kot zjadł połowę, a drugą połowę poprzynosił nam na kanapę w kilku turach. Rozłożyła dookoła nas te kawałki i znowu miauczała, trącając nas łapką po kolanach.
Poza tym gdy się z nią bawimy, lubi aportować. Nie wiem skąd jej to przyszło do głowy, ale jak jej coś rzucamy, to często bywa tak, że po to biegnie, łapie w pyszczek i przynosi z powrotem.. Patrząc na to, że uwielbia też gryźć buty, zaczynamy się zastanawiać, czy nie ma w niej ukrytego psa.
W ogóle nasza kotka ma bardzo dziwne poczucie smaku. Zdarzyło jej się zjeść cebulę ze śledzia w oleju. Raz siedziała P. na kolanach podczas śniadania. Pociekła mu po kubku strużka kawy, a nasz kot wychylił szyję niczym wąż i zlizał tę stróżkę O.o Sos karmelowy ? Uwielbia - a mówi się, że koty nie czują smaku słodkiego, więc naprawdę nie wiem co tu jest grane, ale nasza Bebe za słodkim przepada. Poza tym zdarzyło jej się zjeść gotowanego buraka, uwielbia rosół - dajcie jej włoszczyznę z makaronem w bulionie i nasza Bebe zacznie mruczeć ze szczęścia.
Kot, który jest wdzięczny za to, że go przygarnięto, jest najsłodszy na świecie, bo okazuje się, że każdego dnia dostaje się od niego prezent. W łóżku zaczęliśmy znajdować kolorowe papierki po cukierkach, zakrętki po butelkach od mleka, a nawet kawałki liści z kwiatków - wszystko to było znoszone do naszego "legowiska". Nauczyliśmy się więc od tej pory przeszukiwać przed spaniem dokładnie łóżko, żeby w nocy żaden z tych prezencików nie wbijał nam się w plecy. Ale najlepszym prezentem od kota okazały się tłuste upolowane muchy, które przynosiła nam w pyszczku i kładła na kolanach, patrząc na nas i miaucząc - coś dając do zrozumienia, ale tylko ona wiedziała co. Raz miała miejsce przezabawna i urocza sytuacja. Bebe dostała wyjątkowy posiłek. Akurat kupiłam wołowinę na obiad i trochę jej skroiłam do miski mniejszych skrawków. Kot zjadł połowę, a drugą połowę poprzynosił nam na kanapę w kilku turach. Rozłożyła dookoła nas te kawałki i znowu miauczała, trącając nas łapką po kolanach.
Poza tym gdy się z nią bawimy, lubi aportować. Nie wiem skąd jej to przyszło do głowy, ale jak jej coś rzucamy, to często bywa tak, że po to biegnie, łapie w pyszczek i przynosi z powrotem.. Patrząc na to, że uwielbia też gryźć buty, zaczynamy się zastanawiać, czy nie ma w niej ukrytego psa.
W ogóle nasza kotka ma bardzo dziwne poczucie smaku. Zdarzyło jej się zjeść cebulę ze śledzia w oleju. Raz siedziała P. na kolanach podczas śniadania. Pociekła mu po kubku strużka kawy, a nasz kot wychylił szyję niczym wąż i zlizał tę stróżkę O.o Sos karmelowy ? Uwielbia - a mówi się, że koty nie czują smaku słodkiego, więc naprawdę nie wiem co tu jest grane, ale nasza Bebe za słodkim przepada. Poza tym zdarzyło jej się zjeść gotowanego buraka, uwielbia rosół - dajcie jej włoszczyznę z makaronem w bulionie i nasza Bebe zacznie mruczeć ze szczęścia.
Ale nasz kotek, to także straszna ciamajda. Potyka się za każdym razem jak biegnie, jak schodzi w domu po schodach i często też nie trafia dobrze do celu gdy skacze. Jak już się bawi albo poluje, w ogóle nie patrzy gdzie biegnie, w związku z tym zalicza tzw. młotka prawie codziennie. Od tego obijania się na prawo i lewo, wybiła sobie dwie górne jedynki... Czy znacie kota, który w wieku dwóch lat byłby szczerbaty, bo latał jak szalony i rąbnął się w łeb ? Eh... nasza oferma. Niby z niej taki koteczek a la figo-fago, zaczepna, próbuje nam pokazać kto tu rządzi, a jak zaplątała się podczas zabawy w torebkę, to ze strachu zrobiła pod siebie. I to na 10 minut przed naszym wyjściem rano do pracy. Akcja "sprzątanie" była rekordowo szybka.
Wspomniałam już, że lubi akcje figo-fago. A tak, bo to dzielny kotek, straszny kotek, który lubi grozić i pokazywać każdemu, że warto się go bać. Wyobraźcie sobie następującą scenę (która nota bene rozgrywa się codziennie po kolacji kotka - brzuszek pełny, można brykać) : Siedzicie sobie na kanapie, oglądacie wiadomości/film, aż tu nagle wskakuje na stół straszny zwierz. Sierść mu sterczy na wszystkie strony, jest napuszony, ogon tak gruby jak wasza ręka. Do tego stoi bokiem i się kiwa - chyba chce Was przegonić. Co robicie ? My wybuchamy śmiechem. Wyraz konsternacji na pyszczku kota jest bezcenny.
Straszna zresztą z niej cholera. Chyba już jej nie wpoimy, aby nie wchodziła na stół w jadalni. Wie, że nie może tam wskakiwać, a mimo to z uporem maniaka się tam ładuje. No i jeszcze te jej wybrzydzanie co do piasku w kuwecie. "Lawendowy?" patrzy na nas jak na idiotów. "Sami sobie róbcie do lawendowego !", po czym wychodzi z łazienki i już tam nie wraca...nawet gdy ją potrzeba przyciska. "Trocinowy? Chyba Was pogięło" - skutkiem tego przedsięwzięcia był szybki spacer do Auchan o 18 w niedzielę. P. skwitował to jednym trafnym zdaniem "Piep***na higienistka", po czym zaprzestaliśmy żwirkowych eksperymentów.
Wspomniałam już, że lubi akcje figo-fago. A tak, bo to dzielny kotek, straszny kotek, który lubi grozić i pokazywać każdemu, że warto się go bać. Wyobraźcie sobie następującą scenę (która nota bene rozgrywa się codziennie po kolacji kotka - brzuszek pełny, można brykać) : Siedzicie sobie na kanapie, oglądacie wiadomości/film, aż tu nagle wskakuje na stół straszny zwierz. Sierść mu sterczy na wszystkie strony, jest napuszony, ogon tak gruby jak wasza ręka. Do tego stoi bokiem i się kiwa - chyba chce Was przegonić. Co robicie ? My wybuchamy śmiechem. Wyraz konsternacji na pyszczku kota jest bezcenny.
Straszna zresztą z niej cholera. Chyba już jej nie wpoimy, aby nie wchodziła na stół w jadalni. Wie, że nie może tam wskakiwać, a mimo to z uporem maniaka się tam ładuje. No i jeszcze te jej wybrzydzanie co do piasku w kuwecie. "Lawendowy?" patrzy na nas jak na idiotów. "Sami sobie róbcie do lawendowego !", po czym wychodzi z łazienki i już tam nie wraca...nawet gdy ją potrzeba przyciska. "Trocinowy? Chyba Was pogięło" - skutkiem tego przedsięwzięcia był szybki spacer do Auchan o 18 w niedzielę. P. skwitował to jednym trafnym zdaniem "Piep***na higienistka", po czym zaprzestaliśmy żwirkowych eksperymentów.
Ufff... Przydługi ten post, wiem. Ale gdy ostatnio przeczytałam o kolejnym przywiązanym do drzewa w lesie psie, to mnie krew zalała. W związku z tym ten wpis, bo jak czasami spojrzę na Bebe i jej fajtłapowatość, to myślę, że miała dużo szczęścia. Dla niektórych może zabrzmiałam jak maniaczka, ale spokojnie, do nich mi jeszcze daleko. Uważam jednak, że zwierze, którym się opiekujemy jest członkiem rodziny. Tak zostałam nauczona od małego i tak traktowałam wszystkie swoje zwierzęta. To niesamowite jak wielką empatią potrafią się wykazać, podczas gdy ludzie traktują nas w obojętny sposób.
Śliczny kiciuś :) Ciężkie miał przeżycia, ale teraz wygląda na szczęśliwego; ) Moja kuzynka niedawno zaadoptowała kotka ze schroniska. Wybieraliśmy go razem i od razu pokochaliśmy ;) Ja jeśli kiedyś będę miała kota to właśnie takiego ze schroniska ;)
OdpowiedzUsuńKiedyś przeczytałam takie zdanie, wypowiedziane przez jednego z weterynarzy, że dopóki w schroniskach wciąż się znajdują jakieś zwierzęta, człowiek nie powinien ich sobie kupować, jak jakąś rzecz - wybiera kolor, co ładniejszy pyszczek. To żywa istota, a nie zabawka.
UsuńFajnie napisane! Ja też nie wyobrażam sobie jak można.... wziąć na chwilę a potem oddać, porzucić....lub jeszcze gorzej porzucić po kilku latach bo.... pojawiło się dziecko i ,, zabawka,, w postaci psa, kota póki co odpada. Tymczasem psy i koty baaardzo się przywiązują do swych panów i miejsca. One też chcą potrzebują domu, serducha, czułości. Dobrze jednak wiemy, że to ( porzucenie) nie jest ( paradoksalne) najgorsze. Ileż jest okrutnych przypadków znęcanie się, bicia, głodzenia. Nie potrafię pojąć cóż to za,, ludzie,, tak postępują!!!
OdpowiedzUsuńJa, chociaż kiedyś chciałam mieć kotka.... pałam miłością do psów a konkretniej bullterierierków. Mam sunię, już niestety nie młodą i widzę jak baaardzo się przywiązała do nas....my do niej zresztą też ogromnie :) Znamy się juź,, jak łyse konie,, i kochamy bezgranicznie :)) też uwielbia leżeć na słoneczku lub przy pracującym piekarniku, nawet jak jest upał :)) Pozdrawiam!
U mojej mamy w domu jest jeszcze 17-letni kot, staruszek, ale wciąż żwawy. I to prawda, zwierzęta się bardzo przywiązują do właścicieli, nawet koty, które uważane są za nieczułe.
UsuńW kontekście wpisu to jeszcze powinnam dodać, że moja sunia choć rasowa też została wzięta,, do zaopiekowania,, z hodowli w wieku 3 lat, niestety nie mogła mieć szczeniąt.... a na psich wystawach zdobyła już wszystko więc.... niejako dla hodowcy stała sie nie przydatna :( bywają i takie przypadki....
UsuńSię rozpisałam i zapomniałam o najważniejszym: urocza ta Wasza kotka :)
OdpowiedzUsuńNic nie szkodzi, miło wiedzieć, że ktoś jeszcze ma słowotok ;)
UsuńJaki wzruszający post! Też uwielbiam zwierzęta, chociaż ja jestem zwolenniczką zwłaszcza królików i chomików. Nie rozumiem jak ludzie mogą być tacy okrutni i tak traktować zwierzęta...Wspaniale że uratowałaś tego malutkiego kotka. Widać, że teraz jest szczęśliwa z wami :)
OdpowiedzUsuńNie ważne jakie zwierzę, ważne że się je szanuje :) Co do Bebe, to był wtedy niekorzystny czas na branie zwierzaka, ale nic nie mogłam na to poradzić, musiałam ją stamtąd zgarnąć i nie wyobrażałam sobie, aby ją oddać do schroniska ;/
Usuńśliczna kicia :)
OdpowiedzUsuńNie często czytamy tak długie wpisy od deski do deski :P Jednak tutaj się uśmiałyśmy niemiłosiernie :D W naszym domu nigdy nie było żadnego zwierzaka. Mieszkamy na wsi i 3 psy oraz dwa koty mieszkały sobie na podwórku ale w żadnym wypadku ani jedno zwierze nie mogło postawić swojej łapki na progu, ponieważ nasza mama już wyskakiwała z miotłą :P Dlatego bardzo nie lubimy zwierząt w domu ale nie zmienia to faktu, że kochamy zwierzęta i takie sceny porzucenia, o których piszesz są nie do pomyślenia! Bebe jest słodkim kotkiem i coś czujemy, że z Angeliką by się dogadały (potykanie się o własne nogi zdarza się dość często :D)
OdpowiedzUsuńAle mam nadzieję, że Angelika ma zachowane wszystkie zęby ? ;)
UsuńHahahaha niestety nie... :P Dwie mocne porcelanki uzupełniają uzębienie, jednak nie z powodu żadnej wywrotki :D
UsuńSłodki kociak :)
OdpowiedzUsuńJaki kochany
OdpowiedzUsuńUcałuj ode mnie <3
Zapraszam do mnie ,
http://patrycjabunt.blogspot.com/
Wspólna obs ? Zacznij ja się uczciwie zrewanżuję
Świetny post wszystko przeczytałam :) Dobrze, że Bebe na Was trafiła, że istnieją ludzie którym zależy na losie zwierząt. Mnie też nazywają maniaczką kotków, ale ja się tym nie przejmuję i wciąż próbuje wymusić na moim facecie kocura ze schroniska. W moim rodzinnym domu dalej pomieszkuje 16 letni kocur którego dostałam w dzieciństwie i widzę, że Bebe jest podobna: wylegiwanie się na słońcu, kładzenie się na książkę albo gazetę, którą ktoś właśnie czyta i słynne nastroszenie sierści i podskakiwanie bokiem :)
OdpowiedzUsuń