Pomysł na domowe karmelki zrodził się rok temu. Wiem, jak na tyle lat prowadzenia bloga i jakieś tam już doświadczenie, strasznie dużo czasu mi to zajęło. Ale ! Ta myśl natchnęła mnie w kluczowym momencie, czyli tuż przed Świętami. Więc, właściwie nie przygotowując się do tego jakoś zbytnio, robiąc wszystko na tak zwanego czuja, zabrałam się do roboty. Jako maniak "zrobię to sama, aby było jak najmniej chemii", nie chciałam tknąć skondensowanego mleka w puszce, tylko zrobiłam wszystko od podstaw. Wiem, wiem, teraz zapewne kręcicie nosami, marudząc, jaka to żmudna praca, ale powiem wam, że absolutnie było warto ! Efekt był zachwycający (nie chcę się chwalić, ale hello? TAKI BYŁ.).
DOMOWE KARMELKI:
1 l mleka
500 ml śmietany 30 %
1 kg cukru (jeśli was stać, może być brązowy, nada świetnego posmaku, jednak dla mnie to czysta ekstrawagancja)
1 laska wanilii
Do garnka wlewamy mleko, śmietankę i wrzucamy przeciętą na pół laskę wanilii oraz wyciągnięte z niej wcześniej nasiona (każda połówkę przejechać łyżeczką, a nasiona same wyjdą). Zagotować, zmniejszyć ogień, po czym dodać cukier, dokładnie wymieszać, aż się rozpuści i gotować na małym ogniu przez kilka godzin. I teraz WAŻNE ! Nie powiem Wam dokładnie ile godzin mi to zajęło, ale musicie systematycznie zaglądać do garnka, zamieszać i wrócić po jakimś czasie powtarzając tę czynność. Dlatego ważne jest, abyście wybrali dobry garnek, z solidnym dnem.
Gdy masa zacznie gęstnieć, poświęcajcie jest częściej uwagę, ponieważ w tym momencie powoli będzie brązowieć i ważne jest, aby nie zaczęła się przypalać. Gdy kolor będzie karmelowy (ale nie za ciemny !), zdejmijcie masę z ognia, wyjmijcie laski wanilii, dobrze masę wymieszajcie, przelejcie do silikonowej lub jednorazowej prostokątnej formy i zostawcie do ostudzenia - najlepiej na noc. Po tym czasie potnijcie zwykły papier śniadaniowy na prostokąty, a karmelową masę starajcie się pociąć na prostokąty lub kwadraty. Nie będzie to łatwe, gdyż wszystko będzie się kleiło, ale chodzi tutaj o to, aby mniej więcej zachować pożądany przez nas kształt. Gdy tylko niekształtny karmelek przeniesiemy na prostokąt papierka (kładziemy go na tej śliskiej stronie), zawijamy i nadajemy mu palcami jeszcze raz taki kształt, jaki chcemy. Zawinięta w papierek masa wciąż jest plastyczna i mimo iż jest okryta, łatwo ją uformować w prostokąt, dociskając wszystkie boki pod kątem prostym. Na koniec zawijamy dwa końce papierka i to wszystko - pierwszy karmelek gotowy :P
Po mniej więcej tygodniu dniach od przygotowania karmelki mają kruchą skórkę, a środek ciągnący. Po kolejnych kilku dniach środek robi się coraz bardziej chrupki. Także dostosujcie leżakowanie do swoich upodobań. Ja wolę te pierwsze karmelki, ale mój P. lubi jak są chrupiące (dziwak !).
Część masy, dzień wcześniej, zostawiłam w garnku, wrzuciłam do niej prażone migdały i podgotowałam 20 minut na wolnym ogniu, często mieszając. Następnie przelałam do słoiczków i miałam domowe masło karmelkowe. Dobre na tosty lub do ciasta czy muffinek. Masa jest bardzo wytrzymała, ponieważ trzymana w lodówce dotrwała tam prawie roku - ostatni słoiczek zużyłam w październiku tego roku :}
Paulina.
Super pyszne prezenty :) pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJej, aż mi ślinka cieknie na sam ich widok:))
OdpowiedzUsuńCudowne! :)
OdpowiedzUsuńSuper, ja bym się pewnie nie podjęła, ale zjadłabym ze smakiem ;-)
OdpowiedzUsuńAle fajowy pomysł! Pysznie wygladają te karmelki i zawartość słoiczka też :)
OdpowiedzUsuńDzięki :) Słoiczek jeden udało mi się uchować i dwa miesiące temu został ostatecznie zjedzony. P. wyjada paluchami takie rzeczy :)
UsuńWspaniałe! b lubię Twój blog!
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa :)
UsuńAleż one musza smakować obłędnie :D Jednak to masło w słoiczku kompletnie nas dobiło iw wywołało ślinotok :P
OdpowiedzUsuńTak... Karmelki w tamtym roku zeszły w rekordowym tempie. Po świętach jak wróciliśmy, to masło w słoiczkach zaczęło być pożerane przez P. w zastraszającym tempie, najpierw poszły do paszczy migdały, a potem krem został wyjedzony paluchami...
UsuńSama niedawno robiłam krówki, ale moje nie wyglądały tak świetnie :)
OdpowiedzUsuńChociaż wole kruche, to takim nie mogłabym się oprzeć :)
Mój P. też za kruchymi przepada, a ja jednak nie potrafię tego zrozumieć :) U mnie musi być ciągutka :D
UsuńSkakałabym z radości za taki pyszny prezent, nie ma nic lepszego niż domowe słodkości :D
OdpowiedzUsuńNigdy nie jadłam takich domowych!:)
OdpowiedzUsuńOch, to Olga, musisz koniecznie spróbować, bo prawdę powiedziawszy są lepsze niż te kupne. Może to jest kwestia tej świeżej wanilii i braku sztucznych aromatów, ale warto je zrobić.
UsuńO Mamo, ślinotok! Wyglądają obłędnie!
OdpowiedzUsuńChciałabym dostać takie karmelki :)
OdpowiedzUsuńWarto poświęcić trochę czasu, żeby przygotować dla kogoś tak cudowny prezent ;)
To prawda, każdy ma uśmiech na twarzy, jak je dostaje :) W tamtym roku rozeszły się szybko, dlatego w tym będę robiła potrójną porcję :}
UsuńOjoj to ja chcę takie karmelki :-) wyglądają pysznie :-)
OdpowiedzUsuńniegdy nie jadłam domowych muszą być boskie :)
OdpowiedzUsuńSą pyszne i warte tych godzin, które trzeba im poświęcić.
UsuńPomysłowe słodkości
OdpowiedzUsuńmy zawsze najbardziej cieszymy się z ręcznie robionych prezentów, zwłaszcza ze słodyczy:)
OdpowiedzUsuńAleż fajny pomysł. Takie prezenty są najfajniejsze, bo robione od serca :)
OdpowiedzUsuńWyglądają super :) takie prezenty najlepsze :)
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że to jest do zrobienia w domu :)
OdpowiedzUsuńAgnieszka, wszystko tak naprawdę jest do zrobienia w domu. Trzeba tylko poszperać jak to zrobić :)
UsuńDomowe karmelki wygrywają <3
OdpowiedzUsuńPan Robak jest wielbicielem ciągutek - Twoje wyglądają cudnie ciągutkoooowo :) muszę je przygotować na urodziny męża <3
OdpowiedzUsuńŚwietne :D
OdpowiedzUsuń