XXI-szy wiek - czas nerwów i harówki. Poza pracą, szybkim obiadem, połykanym mechanicznie w pośpiechu, pozostaje nam naprawdę niewiele czasu na przyjemności. Doba ma niestety tylko 24 godziny, z czego możemy wykroić sobie jakieś 2, góra 3 na "wreszcie robię to co chcę". Dlatego zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że stanie przy garach, aby ugotować jakieś "fiu fiu", jest jedną z ostatnich rzeczy na liście, które chętnie zrobilibyście w ciągu tych 2, 3 godzin. Ja również, mimo mojego maniakalnego zamiłowania kuchnią, miewam takie dni, kiedy nie mogę nawet spojrzeć w kierunku kuchenki - tak mi się nie chce nic gotować. Ze zmęczeniem rozsadzającym mi każdą komórkę ciała oraz ze zobojętnieniem na rozpaczliwe wołanie o pomoc mojego żołądka, chwytam chleb, masło, mięcho i przeżuwam, nie czując nawet smaku. Dlatego juz jakiś czas temu, wypracowałam sobie mój mały niezbędnik na alarmowe sytuacje, tzw. "kod czerwony". Po pierwsze - zawsze, ale to zawsze, muszę mieć sos sojowy, bo mam wrażenie, że bez niego nie przeżyję. Po drugie - dobrze by było mieć gdzieś ukryte zupki chińskie (kupuję te rozstrojstwo dla makaronu, a przyprawy wywalam). Po trzecie - mrożone warzywa - w sezonie zawsze kupuję trochę więcej i część zamrażam, właśnie na takie kryzysowe sytuacje. Po czwarte - moją wadę przekształciłam w zaletę, którą wprowadziłam w życie kulinarne moje i P. - jestem tak zwanym chomikiem. Gdy kupuję powiedzmy ziarna sezamu, biorę tego tyle, aby wypełniło cały słoiczek.
Dlatego, gdy z P. wyczuwamy, że będzie nam potrzebny "kod czerwony", włączam tryb chomika i przystępuję do działania. A znając upodobanie P. do sosu sojowego (tak, też jest jego wielkim fanem), przygotowuję coś, co nazywamy "a la chińszczyzną", które to określenie jest trochę na wyrost, co nie znaczy, że ostateczny rezultat nie jest zadowalający. Przeciwnie, bo danie wychodzi bardzo smaczne.
Makaron z warzywami "Kod czerwony":
(porcja na 2 osoby)
2 opakowania zupki chińskiej (zawsze wybieram tę na "V", ponieważ uważam, ze ma najsmaczniejszy makaron)
pół małej marchewki, obranej i pokrojonej w słupki
ząbek czosnku, obrany i pokrojony w cienkie plasterki
pół brokułu, umyty i podzielony na różyczki
pół piersi z kurczaka, pokrojona w kostkę (opcjonalnie, bo równie dobrze danie może być wegetariańskie)
sos sojowy
pieprz
można oprószyć sezamem
Na patelni rozgrzać olej (może być sezamowy, ale zwykły też będzie dobry), wrzucić marchewkę i brokuły. Jeśli jest to opcja z mięsem, wtedy najpierw należy usmażyć kurczaka, a dopiero wtedy, gdy zbrązowieje, dorzucić do niego marchewkę z brokułami. Osobiście lubię, gdy kurczak jest soczysty, dlatego po podsmażeniu, dolewam do niego wrzątku i dusze przez 15 minut razem z marchewką i czosnkiem, a brokuły wrzucam wtedy, gdy zdejmuję pokrywkę i daję płynowi odparować. Wiem co powiecie - że wydłuża to czas przygotowywania dania. A ja na to,że właściwie, duszącym się kurczakiem z warzywami nie trzeba się przejmować, bo robi się sam, a i tak ostatecznie całość trwa 20 minut - przecież makaron tylko się zalewa i po 2 minutach jest gotowy.
Odcedzony makaron przełożyć do miseczek. Zalać go sosem sojowym bądź sojowo-grzybowym, posypać sezamem, popieprzyć i pomieszać. Z patelni przełożyć warzywa wraz z kurczakiem na makaron i ponownie wymieszać. Gotowe - 20 minut.
UWAGA dla wszystkich, którzy rzadko stykają się z kuchnią (zwłaszcza dedykuję tę uwagę do panów) !
To, że polejecie na przykład kaszę sosem sojowym i wymieszacie z byle czym, nie oznacza jeszcze, że będzie to danie. Tak samo, jak polanie makaronu ketchupem i wkrojenie do niego konserwy nie zrobi z niego spaghetti (chociaż P. się zapierał, że było dobre....;/ ). Dlatego zastrzegam, że wszystko z morzem umiaru i kilkoma kroplami rozsądku.
Polecam dziś wszystkim utwór Gotye "Save Me":
Paulina.
P.S. Następny post będzie po raz kolejny poświęcony filmom + jakaś mała przekąska kulinarna.