niedziela, 6 września 2015

RZYM KULINARNE - część 2

Któregoś z kolei ranka w Rzymie poszliśmy na śniadanie grubo po 8 rano. Jakież było nasze zdziwienie, gdy bar, w którym wydawano posiłki był jeszcze zamknięty ! Z tyłu, na krzesełku siedział młody mężczyzna. Gdy go zapytaliśmy po angielsku, czy otwarte, leniwym krokiem zaczął otwierać knajpkę. Uprzedził nas, również po angielsku (!), że croissanty jeszcze nie są gotowe, bo nie zdążył ich upiec. Byliśmy trochę zdziwieni, jako, że śniadania są ponoć wydawane od 7.30, a to już dochodziła 9.  
Pokiwaliśmy na to głowami, zamówiliśmy kawę z mlekiem i usiedliśmy przy najbliższym stoliku. Wtedy też usłyszeliśmy:
- You're on vacanza ! Vacation ! You should sleep, rest. It's too early for breakfast. (Jesteście na wakacjach ! Powinniście spać, odpoczywać. Za wcześnie na śniadanie.)
Cóż, ciekawe spostrzeżenie. I pewnie bym się leniła, gdybym była w domu, a nie na wycieczce, za którą zapłaciliśmy i zamiast bimbać w hotelu, lepiej coś pozwiedzać i się czegoś ciekawego dowiedzieć. Mój P. wypowiedział to właśnie na głos w tym samym momencie, w którym ja wymawiałam to w głowie.

Zimny arbuz, papaja, melon i kokos - człowiek jest tak przegrzany, że chciałby choć na chwilę zaznać lodowatego ukojenia. I od razu mówię - lody tak nie chłodzą. Wbrew pozorom wszystkie lody, które jedliśmy były bardzo ciepłe w porównaniu ze schłodzonym arbuzem. Dlatego też polowania na budki z owocami były nierozerwalną częścią tej wycieczki.

Codziennie po powrocie do hotelu i lodowatym prysznicu, szliśmy na kolację. Knajpek było dookoła bardzo dużo, ale my upodobaliśmy sobie dwie - małą pizzerię, która powstała w 1946 roku oraz restaurację serwującą ryby i owoce morza. To właśnie do tej restauracji poszliśmy na pierwszą włoską kolację. Od razu mieliśmy problem z kelnerem, który nie mówił po angielsku. Jak już wspominałam, hotel był umieszczony w nieturystycznej dzielnicy, niedaleko kampusu uniwersyteckiego oraz Politechniki. W związku z tym jedliśmy kolacje tam, gdzie Włosi, a co za tym szło, mało kto mógł z nami pogadać po angielsku. Kelner strasznie się tym faktem zestresował i zaczął nas unikać. Na szczęście przed wyjazdem liznęłam trochę włoskiego (bez przesady, ale podstawowe zwroty weszły mi do głowy) i zamówienie złożyliśmy właśnie w tym języku.
Podstawa na stoliku, to oczywiście chleb i butelka lekko gazowanej wody. Na tę wodę rzucaliśmy się niesamowicie - była chłodna i po całym dniu męki w upale wciąż nam było mało płynów. W efekcie, butelka była pusta przed podaniem przystawki. 

 Warzywa i anchois w cieście naleśnikowym.

Rano szybko robiliśmy się głodni - okazało się, że mimo upału potrzebowaliśmy czegoś więcej na śniadanie niż mała kawa i rogalik. Dlatego drugie śniadanie przychodziło bardzo szybko, było kupowane w supermarkecie i konsumowane między zwiedzaniem jednego i drugiego zabytku. Czy mówiłam już, jak rewelacyjne mają tam wędliny ?
Ach ! I jeśli też się zdecydujecie na takie podjadanie na ławce w parku, to uwaga na mewy ! Latają po całym mieście i są strasznie natrętne, gdy zobaczą, że wyjmujecie coś z torby. Nie dawajcie im nic do jedzenia, bo robią się bezczelne i zaczynają wyrywać jedzenie z ręki. Tak załatwiły jedną Francuzkę, która też urządziła sobie lunch kilka ławek dalej od nas. A mewy nie są małe - mi sięgały prawie do kolana.

Lody pistacjowe wymiatały !

 Antipasti: sałatka - ośmiornica, marchewka, seler, oliwki, sos cytrynowo-czosnkowy.

 Antipasti: vongole w sosie z rosołu, cytryny, czosnku, białego wina i pietruszki.

 Primi: Spaghetti a vongole: mule, cytryna, chili, pietruszka, czosnek.

 Secondi: Lasagne  z rybą i owocami morza w sosie śmietanowym.

 Secondi: Zupa rybna z makaronem, fasolą i chili.

 Dolce: Sorbet cytrynowy z kawałkami arbuza.

 Primi: Bucatini w sosie pomidorowym, z boczkiem i pecorino.

 Primi: Spaghetti z krewetkami i posiekanymi kwiatami cukinii.


Parmezan do posypania dań często znajduje się na stole.




WŁOSKIE INSPIRACJE : Ciasto Amaretti z morelami:

Ciasto:
2 jajka
o,5 szkl. mleka
0,5 szkl. oleju
1/3 szk. Amaretto
0,5 szkl. cukru
1,5 szkl. mąki
1 łyżeczka sody
szczypta soli

0,5 szkl. pokruszonych ciastek Amaretti
10 przekrojonych na pół moreli

Jajka ubić z cukrem, aż zaczną robić się białawe. Dodać mleko, olej i Amaretto i dokładnie wymieszać. Dosypać mąkę zmieszaną z sodą i solą i wyrobić mikserem na gładką masę. 1/3 masy przelać do natłuszczonej formy (małej tortownicy o średnicy 18 cm), ułożyć na spodzie część moreli, posypać połową kruszonki z ciastek i zalać resztą ciasta. Na wierzchu ułożyć morele i posypać resztą ciastek. 
Piec około 50-60 min. w nagrzanym do 190 stopni piekarniku. Po wyjęciu ciasta z piekarnika, gdy będzie jeszcze ciepławe, można je nakłuwać długimi wykałaczkami i polać trochę Amaretto.



Paulina.

15 komentarzy:

  1. Jak się ma interes to nie ma wakacji... z resztą taka knajpa to we wakacje powinna działać na najwyższych obrotach.
    Boże ten kokos nas urzekł, ciekawe jak smakuje tak pokrojony miąższ :) Lody pistacjowe wyglądają równie genialnie, smakowały jak marcepan? czy jednak smakowały pistacjami?
    Nigdy nie jadłyśmy zupy rybnej... i to jeszcze z fasolą :D
    A ciasto jest obłędne :) Lubimy takie popijać napojem ryżowym lub orzechowym :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem dlaczego, ale jak zobaczyłam tego kokosa, myślałam, że będzie dość miękki, a on był bardzo twardy i smakował jak mocno sprasowane wiórki. Lody smakowały tak, jak pistacje, jakby do buzi włożyło się garść orzechów - pycha ! A zupa była ciekawa, też takiej nigdy nie jadłam i nie pomyślałabym, aby tak połączyć produkty :)

      Usuń
    2. Też byśmy spodziewały się dość miękkiego miąższu :P
      To dobrze, że lody były prawdziwie pistacjowe, ponieważ te podróby o smaku marcepanu są jakąś pomyłką :/

      Usuń
  2. Zdecydowanie kuchnia włoska należy do moich ulubionych:)) Też mogłabym się porwać w taką podróż poślubną:))

    OdpowiedzUsuń
  3. nie lubię owoców morza,ale reszta,,,a zwłaszcza to ciasto..mniam !

    OdpowiedzUsuń
  4. Super relacja ;) Najbardziej ciekawi mnie ten kokos, wygląda smakowicie, no i te lody pistacje - cudo ;)

    A z tym śniadaniem to ciekawe jaki byłby ich poziom zdziwienia, gdyby ktoś o 7.30 przyszedł :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się w ogóle zastanawiam, czy ktoś tam w ogóle przychodzi punkt 7.30 :)

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Tak, kotek lubi tak czekać w pobliżu, jak coś pichcę :) I próbuje na mnie wymuszać takie dokarmianie, niedoczekanie :}

      Usuń
  6. Cudna kicia :) a i dania wyglądają fantastycznie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniałe fotki a te jedzonko, mniam :-) super relacja :-) lody pistacjowe są mega :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Aż mi się zachciało prawdziwych włoskich gelato! Wygłaskaj kota ode mnie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja bym teraz zjadła porcję takich prawdziwych. A ty wygłaskaj swojego kota ode mnie, bo jest cudny :))

      Usuń
  9. Inspiraja wyszła genialna!:)

    OdpowiedzUsuń