czwartek, 17 września 2015

RZYM KULINARNIE - część 3

Dziś przedstawiam kolejną odsłonę Rzymu kulinarnie. Będzie to trzecia i ostatnia część, chociaż w przyszłości planuję wstawić jeszcze kilka włoskich wpisów..
Będąc w Rzymie uwielbiałam przyglądać się wystawom sklepowym - wszystko było tak smakowicie wyeksponowane. Tu piramidki z delikatnych makaroników, tam miniaturowa waga, na której ktoś porozkładał przetwory zamknięte w małych słoiczkach, a poniżej miniaturowe buteleczki Limoncello i Limoncino. 
Prawdziwą mekką stały się cukiernie - bo przecież Włochy słyną też ze wspaniałych biscotti (ciastek)! Jest ich tyle do wyboru: cantucci (moje ulubione, wyglądają jak przypieczone kromki chlebka z orzechami i suszonymi owocami), zawijane cannolo (puszyste rurki z kremem), treccine (kruche z migdałem i w cukrze), amaretti (ulubione P. migdałowe, smakują jakby były nasączone Amaretto), ricciarelli (kruche, obtoczone w cukrze pudrze i rozkosznie popękane niczym wysuszona ziemia), canestrelli (maślane i kruche, najczęściej w kształcie kwiatka z dziurką w środku)... tyle tego jest, aż trudno się zdecydować.

Grubaśne salami...

 Antipasti : znowu vongole - przyznaję, nie mogłam się nimi najeść :) Były tak dobre, że nawet teraz jak o nich pomyślę, to tęsknię...
 Secondi: Mix ryb i owoców morza z grilla.


Akurat gdy minęliśmy Fontannę di Trevi, złapała nas burza. Lało niesamowicie i mimo, że deszcz był ciepły, to i tak przyspieszył naszą decyzję o zjedzeniu obiadu. Pobiegliśmy na oślep kilka uliczek, aż trafiliśmy do restauracji na uboczu. Skusiły nas świeże warzywa rozłożone w koszach przed wejściem oraz ogromne warkocze czosnki i papryczek chili. Zamówiliśmy sobie mały przekrój menu - nauczeni przykładem z ostatnich dni, po włosku. Po zjedzeniu secondi, poprosiliśmy ponownie o kartę, aby zamówić deser, ponieważ doszliśmy do wniosku, że oprócz lodów i owoców, nie mieliśmy okazji spróbować włoskich słodkości. A tu klops - w karcie była właśnie sałatka macedonia (czyli owocowo-orzechowa), lody, szarlotka i tiramisu. Kelner, który nas obsługiwał, podszedł czekając na werdykt, chwilę przysłuchując się naszym debatom. 
- Io prendo due tiramisu, per piacere. - złożyłam zamówienie. Wybór był oczywisty. Natomiast to, co zdarzyło się chwilę później wywołało nasze zaskoczenie. Kelner przyjął od nas karty z menu, po czym powiedział:
- Bardzo dobry wybór. - po polsku. I odszedł.
Gdy przyniósł nam deser, zapytałam, czy jest Polakiem, jednak on odpowiedział, że prawie. Mimo to , jakby nie było, do końca rozmawiał już z nami właśnie w naszym języku. I muszę powiedzieć, że bardzo ładnie, nienaganną polszczyzną, prawie bez akcentu.
 Primi: Spaghetti z ragoût bolognese. - chyba domyślacie się, kto ciągle zamawiał makaron z pomidorowym sosem i mięsem ? Mój makaronowy tradycjonalista - P.
 Primi: Penne alla putanesca. Sos warzywny.

Secondi: Grillowany kurczak w cytrynowym vinaigrette

 Dolce: Tiramisu.

 Ten bursztynowy płyn to Amaro (korzenno-ziołowy likier), a przezroczysty to Grappa (napój alkoholowy z wytłoków i pestek winogron). Trzeba uważać na jedno i na drugie, bo nieźle kopią, chociaż Grappa jest o tyle gorsza, że nie jest słodka i strasznie ciągnie procentami.. Niemniej jednak wciąż uważam, że byłaby świetnym dodatkiem do czekolady i czerwonych winogron - mój P. szczerze wątpił w takie zestawienie produktów. Ale właśnie z tym kojarzył mi się zapach Grappy, gdy tylko ja powąchałam stanęły mi przed oczami kosteczki czekolady i kiść świeżych winogron - muszę w końcu sprawdzić, czy instynkt mi dobrze podpowiada :}
Zamówiliśmy w końcu lody na deser... I dostaliśmy plastikowe opakowanie ze sklepu, podane w szklanej miseczce. Uśmialiśmy się - u nas to by było nie do wyobrażenia. Przynajmniej by je wyciągnęli z opakowania, zachowując pozory :} Nie wspomnę już o tym, że chcieliśmy czekoladowe - ciemne, kelnerka jednak podała nam czekoladowe - białe, twierdząc przy tym, że to prawie to samo :}
 Tagliata z wołowego steku, z pomidorkami koktajlowymi, rukolą i octem balsamico.

 Antipasti: Focaccia i talerz z szynką parmeńską, salami, oliwkami i marynowanymi karczochami. Foccacia wyglądała raczej jak podpłomyk, ale i tak była pyszna ! Lekko słonawa, pachnąca dymem z pieca :)
 Contori: Sałatka.
 Bruschetta al pomodoro.
 Bruschetta al melanzana. - z grillowanym bakłażanem.
 Colazione / Śniadanie: Panini, czyli grillowana kanapka z szynką i serem.

Paulina.

7 komentarzy:

  1. Same pyszności aż ślinotoku dostałam ;) no w tych cukierniach to bym była skłonna parę kilo zakupić :D z lodami to mnie rozbawili...ale pozostałe dania pysznie wygladają...jadłabym :) Grappa i winogrona z czekoladą to jest to, wiem coś o tym ;) natomiast ten drugi trunek o wdzięcznej nazwie Amaro mnie zaintrygował... chętnie bym zadegustowała :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobają mi się te wszystkie ciasteczka i sałatki :) a i ten grillowany baklażan wygląda bardzo smakowicie :)
    A z tymi lodami to faktycznie mogli się trochę wysilić :p

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolorowe makaroniki zawsze wyglądają jak z bajki :D
    No lodami to zawalili sprawę ale z drugiej strony to przynajmniej nie zagarniają dla siebie czyjegoś towaru pod swoja nazwą, jakby nie patrzeć trochę uczciwi :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale olbrzymie salami! I zjadłabym to penne :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zachwyciłam się tym salami *.* :D
    Wspaniała wycieczka i tyle nowych kulinarnych odkryć. Od samego patrzenia na te pyszne ciastka aż ślinka cieknie :)
    Czekam z niecierpliwością na włoskie przepisy :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja chyba zdecydowałabym się na wszystko! Pyszności! :)

    OdpowiedzUsuń