środa, 18 stycznia 2012

STYCZNIOWY OGIEŃ

Jak to w styczniu bywa, pogoda Nas nie rozpieszcza. Wiatr hula, słońce zniknęło za gęstymi chmurami, a śnieg przedziera się cwaniacko za kołnierz płaszcza. Czy Wam też nie chce się wychylać nosa poza dom? Najchętniej zaszylibyście się pod kocem, włożyli grube skarpety i zrobili sobie cały dzban herbaty z malinami? W taką pogodę marzy mi się kaflowy piec i wielki gar gęstej, ostrej zupy.
Tylko to sobie wyobraźcie : mała kamienna chatka, duży kamienny piec, koc w kratkę, malinowa herbatka i miska zupy z soczewicy. Pikantnej, oczywiście. Żeby wypaliło wszystkie zarazki. A wszystko to w samym środku stumilowego, ośnieżonego lasu :)
Kiedy za oknem mróz i zawierucha, lubimy z P. jadać gorąco, pokrzepiająco, pikantnie i obficie. Zupa, jak wiemy zawsze jest dobra w walce z zimnem, rosół ma ponoć właściwości lecznicze, więc logiczne zdaje się spożywanie jej w taką pogodę. 
Poniżej zamieszczam przepis na zupę z soczewicy właśnie. Dlaczego? Dlatego, że jest tak sycąca, że z powodzeniem może zastąpić drugie danie. Dlatego, że ma cudowny smak i mimo, że nie ma w niej ani grama mięsa (jest kostka rosołowa wołowa, ale umówmy się, że to nawet obok mięsa nigdy nie leżało), a smakuje jak dobry gulasz (mięsożerny P. zajada się zupką i o dziwo nie pyta nawet o żadne mięsko. Jak widać więc, opcja ta jest również strawna dla mięsolubych osobników). Poza tym jak to zupa, jest diabelnie prosta - wiecie, wrzuca się wszystko do garnka w odpowiedniej kolejności i odpowiednio długo kisi pod przykryciem. No i jest piekielnie ostra. Oczywiście. Ale to już opcja dla fanów pikantnej kuchni, można ją przecież przyprawić o wiele łagodniej. 
Z przepisu, który podam wychodzi mały garnek zupy - bądźmy szczerzy, dla mnie i P. to już dwa obiady, więc przyjmijmy, że przepis jest na 4 porcje.

1,5 l wody
1 średnia marchewka pokrojona w kostkę
1 pietruszka pokrojona w kostkę
pół cebuli pokrojonej w kostkę (nie musi być drobno, w zależności, jak kto lubi)
2 ząbki czosnku pokrojone w kostkę (nie trzeba siekać)
1/3 papryczki chilli czerwonej (przekroić na pół, usunąć gniazda nasienne i pokroić w paseczki)
1/3 papryczki chilli zielonej (pokroić tak samo, jak czerwoną)
pół czerwonej papryki, pokrojonej w kostkę
1 kostka wołowa
2 listki laurowe
1 pomidor pokrojony w kostkę (nie trzeba koniecznie obierać go ze skórki)
1/4 opakowania soczewicy zielonej
1/3 łyżeczki sproszkowanej papryczki chilli z pieprzem cayenne
1 łyżeczka sproszkowanej papryki słodkiej
sól i pieprz kolorowy (najlepiej świeżo zmielony) - według uznania
pietruszka świeża lub suszona
oregano

1,5 l wody zagotować w garnku, wrzucić do niej marchewkę, pietruszkę, cebulę, czosnek, papryczki chilli, paprykę czerwoną i kostkę wołową z liśćmi laurowymi. Gotować na małym ogniu do zmięknięcia wszystkich warzyw, po czym dodać cały pomidor, pokrojony w kostkę i soczewicę. Gotować do momentu, aż soczewica zmięknie, wtedy dopiero można przyprawić zupę. Po przyprawieniu gotować jeszcze 10 minut, na wolnym ogniu. W razie, gdyby zupa była za gęsta, dolewać po trochu wody. Ot i cała filozofia. 
P.S.Gotować pod przykryciem !

Gorąco polecam nie tylko Łasuchom, ale wszystkim Głodomorkom oraz tym, którzy spragnieni są ciepła w te zimne dni  :-}
Wasz Naczelny Łasuch.

2 komentarze:

  1. Bonapetit siostra :)

    OdpowiedzUsuń
  2. I do tego pieczywko Twojej roboty:)A to byłam ja kędziorek:)

    OdpowiedzUsuń