niedziela, 23 marca 2014

AMERICAN DREAM


 Nic nie smakuje tak, jak domowe obiadki. Od czasu do czasu jednak nachodzi nas tęsknota za starym dobrym fast foodem. Myśląc stereotypowo, fast food kojarzy nam się najczęściej z kuchnią amerykańską. I choć jest to bardzo niesprawiedliwa łatka, prawda jest taka, że gdy słyszymy o Stanach, pojawiają nam się w głowie obrazki hot-dogów, hamburgerów oraz napompowanych pancake'ów. Cóż, co prawda to prawda, po części przecież ten kraj z tego słynie. W cyklu postów "American...." będę pisać o kuchni amerykańskiej właśnie. Pancake'i już były, jako sztandarowe danie śniadaniowe. Dziś więc to, co oczywiste - Panie i Panowie oto Cheeseburger De Luxe z domowym sosem barbecue. 



SOS BBQ:
pół czerwonej cebuli - posiekanej
1 łodyżka selera naciowego - posiekanego
1 ząbek czosnku - posiekany
1/4 papryczki chilli - posiekanej
1/3 sproszkowanego pieprzu cayenne
3 łyżki oliwy
1/4 słoiczka koncentratu pomidorowego
50 ml sosu balsamicznego lub dość gęstego octu balsamicznego
2 płaskie łyżeczki cukru
1-2 łyżki sosu Worcestershire
szczypta soli

Na patelni rozgrzać oliwę, po czym dodać cebulę, selera, czosnku, chilli oraz pieprz. Gdy cebula i czosnek się przyrumienią, dodać resztę składników, Podgotować 1-2 minuty. Gotowe.

CHEESEBURGER:
100 g mielonego mięsa
1 ząbek czosnku, posiekany
sól, pieprz
2 łyżki bułki tartej
1 łyżka oliwy z chilli
kilka listków świeżej bazylii, oregano i tymianku, posiekanych

1 duży plaster sera
1 liść sałaty
2 bardzo cienkie plasterki wędzonego boczku boczku
3 krążki czerwonej cebuli
2 marchewki pokrojone w słupki

Mięso wymieszać ze wszystkimi składnikami (czosnek, przyprawy, bułka tarta i oliwa) i uformować burgera. Bułkę przekroić na pół i wstawić do piekarnika na kratkę, włączyć termoobieg i ustawić 50 stopni. 
Rozgrzać olej na dwóch patelniach. Na jednej usmażyć marchewkę, a na drugiej burgery. Gdy mięso będzie dochodziło, obok na tej samej patelni ułożyć boczek i zdjąć go w momencie, gdy będzie chrupki.
Gdy bułka się przyrumieni, wyjąć ją, posmarować każdą połówkę mieszanką majonezu i ketchupu i układać kolejno : ser, sos BBQ, burgera, boczek, krążki cebuli, i sałatę. Na talerz wyłożyć marchewkowe chipsy. Pycha.
Oczywiście zamiast frytek marchewkowych, najadekwatniejsze byłyby te zrobione z batatów, czyli słodkich ziemniaków. Nie zawsze jednak można je spotkać w naszych sklepach, dlatego uważam, że marchewka staje się tutaj świetną alternatywą.

A dla tych, którzy za mięsem nie przepadają, pozostaje jeszcze rybna alternatywa:

BURGER RYBNY:
1 filet z ryby - rodzaj obojętnie jaki, ja użyłam morszczuka
1 posiekana dymka
sól, pieprz
1 łyżka soku z cytryny
1 łyżka oliwy
2 łyżki bułki tartej
kilka listków posiekanej pietruszki lub kolendry

Procedura taka sama, nic szczególnego - filet rozdrobnić i zmieszać ze wszystkimi składnikami, formując z niego burger.

SOS MUSZTARDOWY:
1 czubata łyżka musztardy
1 łyżeczka soku z cytryny
1 łyżeczka oliwy z oliwek
spora szczypta soli
pół łyżeczki płynnego miodu
szczypta pieprzu

Razorlight "America" :
Paulina.

niedziela, 16 marca 2014

"MNIAM MNIAM MNIAM - MIŁOŚĆ W BRZUSZKU MAM"

Dojście do gotowania zajęło mi trochę czasu, nie powiem. Ale gdy już w to weszłam, poczułam, że jest to coś, co będę kochała robić już zawsze. Gdy humor nie ten - piekę ciasteczka, a gdy nadchodzi weekend,obmyślam plan wspaniałych uczt z kuchni całego świata. Ale najczęściej gotuję, bo kocham to uczucie tworzenia czasami czegoś z niczego. Gdy przerobimy już te wszystkie programy i książki kucharskie, gdy zaznajomimy się z ekscytującymi produktami, nagle stwierdzamy, że właściwie nie wiadomo kiedy weszliśmy już w fazę inspiracji. Faza ta, jak sama nazwa wskazuje, bazuje raczej na nam tylko znanej chwili, kiedy to nachodzi nas wena. Myślimy: "Jak ja chciałabym/chciałbym pojechać do Włoch", po czym po bardzo krótkim, acz skomplikowanym ciągu przyczynowo-skutkowo-myślowym, wpadamy do kuchni i wyczarowujemy przepyszną pastę i coś na kształt biscotti na deser. Jednocześnie jest to faza tzw. "ogniska domowego", które skłania nas do tego, aby swoją wiedzę, hobby i zapał przenieść na porządek dzienny, do kuchni rodzinnej. Przecież nie codziennie mamy możliwość wyczarowania dania rodem z cordon bleu, co nie oznacza, że chętnie byśmy takiego nie zjedli. Wręcz przeciwnie. Dlatego inspiracje i ognisko domowe pięknie się ze sobą komponują, gdy chcemy zjeść posiłek w pełni smaków, z dobrymi składnikami, ale jednocześnie ze świadomością, że jest to jednak wciąż jedzenie domowe. Dziś więc będzie taki właśnie wpis - o drobnych inspiracjach rzutujących na potrawy zjedzone w zaciszu domowym, w zwykły powszedni dzień. 

NAJPROSTSZA SZWAJCARSKA ZAPIEKANKA - GRATIN DE POMMES DE TERRE:
3 ogromne ziemniaki pokrojone w plasterki
8 plasterków wędzonego boczku
250 ml śmietany 18% lub 20%
sól, pieprz
1-2 ząbki czosnku
gałka muszkatołowa

Pokrojone w plasterki ziemniaki trochę podgotować, tak aby były na wpół surowe. Brytfankę posmarować masłem, ułożyć w niej podgotowane ziemniaki i posypać boczkiem. Do kubeczka ze śmietaną dodać przyprawy z czosnkiem i wymieszać, a następnie zalać nią ziemniaki z boczkiem.
Wstawić do nagrzanego do 180°C piekarnika i piec ok. 30-40 minut, aż ziemniaki wchłoną większość śmietany, a z reszty zrobi się kremowy sos.
To jedno z moich ulubionych dań. Zaczęło się bardzo niewinnie - po małych poszukiwaniach, przygotowałam je z mamą po raz pierwszy na Dzień Europy w gimnazjum (moja klasa wylosowała Szwajcarię). I od tej pory danie to na stałe wypisało się w nasz domowy jadłospis. Zwłaszcza w sezonie wiosenno-letnim robione jest niezwykle często. Niby nie ma w nim nic odkrywczego, ale połączenie ziemniaków, śmietany, boczku i gałki muszkatołowej zawsze działa na mnie w magiczny sposób. Do tego - koniecznie - sałata z vinaigrette'm. Nigdy mi się nie znudzi. 

INSPIROWANE WŁOCHAMI OLIWNE CIASTO CZEKOLADOWE:
75 ml oleju roślinnego
75 ml oliwy z oliwek
50 g kakao
125 ml wrzątku
125 g mąki pszennej
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
szczypta soli morskiej
200 g cukru
3 jajka

Piekarnik rozgrzać do 170°C. Kakao z wrzątkiem wymieszać na gładką masę i odstawić do przestygnięcia. Mąkę wymieszać z solą i sodą. W oddzielnej misce przez około 3-4 minuty miksować jajka, cukier oraz olej z oliwą. Po tym czasie, dalej miksując, dodawać na zmianę masę kakaową z masa mączną. Ciasto powinno wyjść dość płynne, prawie takie jak naleśnikowe.
Przelać masę do tortownicy o średnicy ok. 22 cm. i włożyć do nagrzanego piekarnika na 45 minut. Ciasto powinno wyjść lepkie.

Mimo, iż sporo tu kakao, a ciasto po przekrojeniu wydaje się być zbite i ciężkie, to tak naprawdę jest ono kwintesencją lekkości o bardzo czekoladowym smaku. Mimo, iż jestem straszną konserwatystką i oliwa z oliwek zawsze średnio mi się widziała w połączeniu z deserami, to jednak w tym przypadku działa cuda. Polecam dla wszystkich łasuchów, fanów Włoch oraz maniakalnych czekoladożerców, ponieważ to właśnie dla Was zostało stworzone to ciasto. (D., wiesz, że o Tobie jest mowa ;) )

A na pożegnanie, wspaniali Imagine Dragons i ich "Demons"

Imagine Dragons "Amsterdam" :

Paulina.

czwartek, 13 marca 2014

MAKE MY TAI MOOD


Choć wielu się jej boi i uważa za skomplikowaną, kuchnia azjatycka wcale nie jest taka straszna, na jaką wygląda. Wręcz przeciwnie: każde danie składa się z prostych składników,a to,jak je połączymy oraz przygotujemy, czyni z niego coś wyjątkowego i egzotycznego zarazem. L.,  pokazała mi na przykład, że wiele dań przyprawianych jest jedynie imbirem, czosnkiem oraz świeżą chili. Sosy sojowy, rybny, czy ostrygowy używane są w niewielkich ilościach, jedynie dla podkreślenia smaku. No i jest jeszcze oczywiście cukier, który łączony jest niemal zawsze z sosem sojowym - dla zrównoważenia smaku. Tak więc słodko-słona ryba z nutą świeżego imbiru była dla mnie absolutnie niebiańska. Tak samo przyprawiam również mięso: jedynie cukier, sos sojowy, chili oraz imbir, nic więcej nie potrzeba do szczęścia. Kuchnia Dalekiego Wschodu to równowaga smaku, konsystencji oraz proporcji. 
 L. pochodzi z Tajwanu, a ja zamierzam dziś zagłębić się w kuchnię tajską właśnie- na dwa różne talerze. Łączy je jednak jedna rzecz - obie kuchnie są niezwykle proste i absolutnie nie należy się ich bać. Nasza wiosna różni się kolosalnie od tej w Tajlandii, jednak tajska ostra zupa krewetkowa znakomicie rozgrzeje nas po chłodnym marcowym spacerze. Zapraszam.

TAJSKA ZUPA KREWETKOWA:
20 krewetek
2 cm świeżego korzenia imbiru - pokrojonego w cienkie plasterki
2 ząbki czosnku - pokrojonych w cieknie plasterki
10 cm źdźbła trawy cytrynowej
1,5 l wody
1 duża papryczka chili - pokrojonej w cienkie plasterki
małe opakowanie makaronu ryżowego
3 łyżki soku z cytryny
1/4 szkl. sosu rybnego
1 dymka - pokrojona  w cienkie ukośne plasterki
garść posiekanej pietruszki lub kolendry

Krewetki wrzucić w pancerzykach do garnka z gotującą się wodą. Dodać imbir, trawę cytrynową oraz połowę ilości chilli, Gotować na małym ogniu przez około 10 minut, po tym czasie wyjąć krewetki. W czasie, gdy będą się studziły, wywar odcedzić do czystego garnka. Krewetki obrać i odciąć im główki. Makaron zalać wrzątkiem, a do zupy dodać sok z z cytryny razem z sosem rybnym, potem dymkę, pietruszkę i resztę chilli. Makaron przełożyć do miseczek, zalać zupą.
Zupa wychodzi diabelnie ostra, także dla wrażliwszych polecam zrezygnować z połowy ilości chilli, która jest w oryginalnym przepisie. Poza tym, aromat jest dość delikatny i przyjemnie krewetkowy. Naprawdę polecam.

Paulina.

poniedziałek, 10 marca 2014

FAR FAR EAST



Jestem ogromną fanką kuchni azjatyckiej. Nałogowo kupuję książki i oglądam programy poświęcone zarówno kulturze, tradycji, jak i potrawom Dalekiego Wschodu. Za każdym razem, gdy jesteśmy z P. na cotygodniowych zakupach w jakimś dużym hipermarkecie, moje nogi same niosą mnie w stronę alejki z produktami import_owanymi. Tam zatrzymuję się przed tymi wszystkimi sosami sojowymi, ryżowymi makaronami, zapakowanymi chlebkami naan oraz słoiczkami z marynowanym imbirem i chłonę, chłonę, chłonę. Moje oczy się rozszerzają, moje usta otwierają, a zniecierpliwiony P. mruczy, że idzie do działu książek, póki się nie napatrzę. Wracam potem do niego, niosąc w dłoniach niczym skarb kolejny smakołyk, który absolutnie "muszę muszę mieć!", a P. z pobłażliwością macha głową. Cóż, wychodzą z tego jednak niezłe sobotnie uczty, pałaszowane za pomocą bambusowych pałeczek albo chlebka chapati. I uwierzcie mi, jestem tak samo zafascynowana kuchnią chińską, jak i indyjską. Wszystko, co jest jak najbardziej egzotyczne i inne od kuchni rodzimej, spotyka się ze sporym entuzjazmem z mojej strony. Tylko czytam przepisy i krzyczę "Zrobimy to!"


Ostatni weekend upłynął absolutnie pod znakiem kuchni azjatyckiej. Chinami, Japonią, Wietnamem i Tajlandią zdominowałam całą sobotę oraz niedzielę. Wpadłam w, jak to mówi za każdym razem P., SZAŁ. Dostałam zielone światło na to szaleństwo, więc wykorzystałam je do maksimum, słysząc potem : "Dać Ci palec, Kwiatuszku, a urwiesz całą łapkę". Cóż,może i tak, ale nie narzekał potem, gdy pałaszował sushi tak, że mu się  uszy trzęsły, albo gdy wjechały na stół sajgonki. Sosy rybny i sojowy lały się litrami, a do tego wszystkiego zakupiłam jeszcze śliwkowe wino Choya. O ile sushi wydaje się niewdzięcznie pracochłonne (i takie jest, ach ten klejący się ryż!), o tyle sajgonki są naprawdę proste do zrobienia. Smażone lub tylko sparzone, oba warianty są smaczne. L., moja tajwańska przyjaciółka, radziła mi spróbować tych sparzanych, które głównie w takiej formie się u niej jada. Ale moje łakomstwo zawsze sięga dalej, dlatego przygotowałam również wersję smażoną.
SAJGONKI SMAŻONE:
opakowanie papieru ryżowego
100 g ryżu
1 pierś z kurczaka
kilka listków sałaty lodowej lub kapusty pekińskiej
garść grzybów mun
łyżka sosu sojowo-grzybowego
1 dymka
1 cm korzenia imbiru
olej arachidowy
cukier
wrzątek

Ryż ugotować. Na głębokiej patelni lub w woku rozgrzać olej i wrzucić posiekany korzeń imbiry, a po chwili pokrojonego w drobną kostkę kurczaka z posiekaną dymką. Po 3 minutach smażenia dodać grzyby i zalać wszystko sosem sojowym, 2-3 łyżkami wrzątku i płaską łyżeczką cukru (tak naprawdę ilość cukru zależy od Waszych upodobań smakowych). Smażyć kurczaka na dużym ogniu jeszcze dwie minuty, po czym dodać do niego ugotowany ryż i zasmażać minutę. W tym samym czasie posiekać sałatę lodową. Wymieszać sałatę z resztą farszu.
Przygotowanie papieru ryżowego nie jest wcale takie trudne, chociaż zadanie to należy raczej dać ludziom cierpliwym. Do miski wlać wrzątek, w którym należy zamaczać pojedynczo arkusze papieru ryżowego, aż zmiękną. Gdy arkusz zostanie namoczony, przełóżcie go na stół lub talerz i od razu połóżcie na niego farsz i zawińcie tak jak krokiety, czy gołąbki. Powtarzajcie te czynność za każdym kolejnym arkuszem. Na koniec nalejcie sporo oleju na płaską patelnie i usmażcie sajgonki na średnim ogniu.

Sałatka do smażonych sajgonek:
Do takiego tłustego dania, wspaniałym połączeniem wydaje się być świeża sałatka. Skrójcie świeżego ogórka, poszatkujcie kapustę pekińską, pokrójcie w słupki czerwoną paprykę, w paski dymkę lub szczypiorek i posiekajcie odrobinę świeżej chilli. Skropcie wszystko dressingiem: łyżka octu ryżowego i cukier.
SAJGONKI SPARZONE:
opakowanie papieru ryżowego
kilka listków sałaty lodowej lub kapusty bok choy
1-2 marchewki
garść makaronu ryżowego
pół świeżego ogórka

Sałatę posiekać, marchewki i ogórka skroić w słupki, a makaron ryżowy zalać wrzątkiem. Przygotować papier ryżowy i nafaszerować go po trochu wszystkimi składnikami. Sajgonek nie smażyć, po prostu zostawić je tak jak są i podawać ze słodko-pikantnym sosem chilli.

Sos do sajgonek:
1/4 szkl. octu ryżowego
pół świeżej chili
2 ząbki czosnku
2 płaskie łyżki cukru

Chili pokroić w krążki, a czosnek posiekać. Następnie w garnku zagotować wszystkie składniki. Gotować przez około 10 minut.


Sałatka:
1/4 czerwonej słodkiej papryki
kilka listków kapusty bok choy lub pekińskiej
1 dymka
1 płaska łyżka prażonych ziaren sezamu
opcjonalnie podgotowana lub podsmażona pierś z kurczaka
1 łyżka majonezu
1 łyżka sosu sojowo-grzybowego
1 łyżeczka sosu ostrygowego
Paulina.

P.S. A w następnym wpisie - tajska zupa krewetkowa.

sobota, 22 lutego 2014

PERFETTO SOLUZIONE


Gdy przychodzi czas czystej desperacji, zawsze skłaniam się ku prostym rozwiązaniom - zwłaszcza, gdy nie dysponuję zawrotną ilością czasu. Ale kto powiedział, że prostota nie jest idealnym rozwiązaniem na każdą sytuację? Pogoda jak na złość nie może jednoznacznie określić swojego statusu, a ja zaczynam desperacko tęsknić za wiosną. Jednocześnie potrzebuję też czegoś, co mnie rozgrzeje i pokrzepi po powrocie do domu - stałam wszakże pół godziny na mrozie czekając na przystanku i jechałam prawie drugie tyle w nierozgrzanym autobusie. Pokrzepiający obiad zawiera się więc w jednym, pięknym melodyjnym słowie - minestrone. Czyli mówiąc krótko i na temat - włoska zupa warzywna. Rodzajów jest tyle ile samych Włochów, albowiem nie znajdziecie podstawowego przepisu na minestrone. Dodajcie do garnka takie warzywa, które akurat są dostępne w sezonie, dorzućcie makaronu lub ryżu, czy nawet podajcie ją z pajdą chleba, nieistotne, ponieważ minestrone to zupa ludzi kreatywnych. Osobiście przeżywam aktualnie bum na kapustę włoską, dlatego własną minestrone przygotowałam właśnie z nią. Sami widzicie - perfetto soluzione, gdy w grę wchodzi i prostota, i czas, a także i pieniądze.


MINESTRONE
1 marchew
1 duża pietruszka 
1/4 małego korzenia selera
2 gałązki selera naciowego
2-3 duże liście kapusty włoskiej
1 mała cebula
1 ząbek czosnku
pół puszki białej fasoli
2 litry wody
1 łyżeczka koncentratu pomidorowego
kilka posiekanych listków bazylii, pietruszki, tymianku
suszony majeranek i oregano
sól, pieprz

Zupa, jak zupa, należy pokroić warzywa i je ugotować. Kapustę i fasolę dodajcie na sam koniec, ponieważ szybko się podgotują. Następnie przyprawcie wszystko w takich ilościach, w jakich lubicie. E pronto ! Ricette rapidi.

A na deser proste CIASTO Z ANANASEM:
1 puszka ananasa
6 białek
1 szkl. cukru
1 szkl. mąki
ok. pół szkl. stopionego masła
1 łyżeczka proszku do pieczenia

Białka zmiksować na sztywno, a następnie dodawać do nich partiami cukier. Cały czas ubijając, dodać następnie masło oraz mąkę wymieszaną z proszkiem.
Na dnie formy (natłuszczonej i wyłożonej papierem do pieczenia) ułożyć przekrojone na pół plastry ananasa, które na koniec należy zalać ciastem. Na wierzchu ułożyć jeszcze kilka plasterków ananasa. Piec w rozgrzanym do 180°C piekarniku przez około godzinę lub do momentu, gdy ciasto zacznie brązowieć.
Chrupiąca skórka ciasta przypomina do złudzenia ciasteczka amaretti - dodajcie do samego ciasta trochę Amaretto i będziecie we włoskim niebie. 

Paulina.

czwartek, 13 lutego 2014

THE VALENTINE'S DAY



Walentynki - to nie tylko dzień, ale dłuższy czas udekorowanych serduszkami wystaw sklepowych oraz zdecydowany wzrost sprzedaży wyrobów czekoladowych. Dzień jak co dzień, jednak to niezły pretekst do randki, zwłaszcza jeśli przez dłuższy czas na takowe się nie chodziło. Przez pracę i domowe obowiązki (dopadła nas szara rzeczywistość), nie byliśmy z P. wieki na takiej randeczce. Dlatego w Walentynki staramy się zawsze gdzieś wyjść. Kino lub teatr są zazwyczaj pierwszymi na naszej liście, kolację natomiast  przygotowuję sama. Dlatego dziś proponuję menu, które szybko się przygotowuje i które nie potrzebuje wymyślnych składników.

PSTRĄG NA SPOSÓB ORIENTALNY:
Ryba:
2 pstrągi tęczowe
4 łyżki sosu sojowego
2 łyżki oliwy
1 czubata łyżka cukru
korzeń świeżego imbiru, ok. 2cm

Sałatka:
pół długiego ogórka
pół surowej marchewki
2 łyżki kiełków fasoli mung
1 liść sałaty lodowej
pół świeżej papryczki chili
1 dymka lub trochę szczypiorku

Dressing:
1 łyżka sosu rybnego
2/3 łyżki octu ryżowego
1 łyżeczka cukru
1 łyżeczka jasnego sosu sojowego

Wszystkie składniki podane w przepisie na rybę są na dwie osoby. To znaczy, że jeżeli na jednej patelni przygotowujemy jedną rybę, sos sojowy, olej, cukier i imbir musimy podzielić na dwa.
Na patelni rozgrzewać olej, sos, cukier i starkowany imbir. Gdy cukier się rozpuści, wrzucamy na patelnię rybę. Ponieważ nie potrzebuje ona długiego smażenia, należy ją smażyć ok. 2 minut z każdej strony. Ja swoją lekko poddusiłam, przykryłam przykrywką patelnię i zostawiłam tak również na 2 minuty.

Jeśli chodzi o sałatkę, to papryczkę chili i sałatę należy pokroić w paski. Marchewkę obrać i obieraczką wyciąć cieniutkie pasy. Dymkę lub szczypior pokroić na ukos, a ogórka naciąć wzdłuż widelcem po całej długości, dookoła, a następnie pokroić w plasterki. Jeśli chodzi o kiełki, z nimi nie trzeba nic robić.

Wszystkie składniki do dressingu dokładnie wymieszać i polać nimi sałatkę.
Ryba w swojej słodko-słonej zalewie z nutą imbirowej świeżości powala, a chrupiąca sałatka z niecodziennym dressingiem wydaje się być idealnym do tego dania uzupełnieniem. Nie dodałam żadnego ryżu czy makaronu, wydawały mi się zbędne. Soczyste mięso ryby z samą sałatką wspaniale się uzupełniają i nie potrzebują niczego innego do towarzystwa.

Podajcie do tego schłodzone białe wino ryżowe - niebo.
Oczywiście kolacja nie może obyć się bez deseru. I z tym nie ma problemu, ponieważ ciasto, które zamierzam zaproponować, można spokojnie zrobić dzień wcześniej i wcale nie trzeba w to wkładać wiele wysiłku.

MOCNO CZEKOLADOWO-OWOCOWE CIASTO BEZ PIECZENIA:
Spód:
400 g herbatników
150 g masła

Masa:
100 g czekolady gorzkiej
100 g czekolady mlecznej
50 g cukru
1 płaska łyżka mąki ziemniaczanej
200 g śmietany 36%
2-3 garści owoców mrożonych (maliny lub owoce leśne)

Herbatniki zmiksować z masłem i wyłożyć na spodzie tortownicy.
Czekolady wraz z cukrem rozpuścić w kąpieli wodnej, pod koniec dodać mąkę i dokładnie wymieszać, a gdy będą ostudzone, wymieszać je ze śmietaną i owocami. Masę przełożyć na ciasteczkowy spód.
Wstawić na kilka godzin do lodówki, najlepiej na całą noc.
Kwaśne owoce przełamują ciężką słodycz czekolady. Spód jest delikatny i przyjemnie słodko-maślany. Całość, zadziwiające, ale orzeźwiająca.

The Turtles "Happy together":
A oto wykonanie tej samej piosenki przez aktorów serialu "That 70's show":
Paulina.