czwartek, 24 maja 2012

PASTA WIECZOROWĄ PORĄ

Połowa maja już za nami, zaraz nastąpi pracowity czerwiec, a po nim upragnione dla wszystkich wakacje. Rozkoszując się niebiańską pogodą nie zauważam nawet jak szybko mijają dni. Cóż, może ma to też związek z ciągłym siedzeniem w bibliotece i po prostu starą dobrą rutyną typu - szkoła, praca, obiad, praca, kolacja, spanie? Po jakimś tygodniu przeciekania czasu przez palce i zadowalaniu się kanapką, postanowiłam wyrwać się z żywieniowego konwencjonalizmu i wróciłam na trochę do kuchni. Z braku czasu jednak, z braku chęci na coś tłustego w ten upalny dzień, za to z ogromną chęcią na coś cieszącego oczy i oczywiście smacznego, przystąpiłam, ku uciesze P., do przygotowywania spaghetti. Nie zachwycała mnie jednak zbytnio wizja stania nad kuchenką i przygotowywania chlapiącego na wszystkie strony sosu, dlatego postanowiłam poeksperymentować. W tym momencie P. był przerażony wizją zestawienie jego ulubionego dania ze słowem "improwizacja", ale ostateczny wynik go zadowolił, gdyż danie miało w sobie pomidory - nie ośmieliłabym się ich nie dodać w tym krytycznym momencie ! 


SPAGHETTI Z POMIDORAMI, ŚWIEŻĄ BAZYLIA I ORZECHAMI: (na 2 porcje)
kilka pomidorków typu cherry, pokrojonych w niezbyt cienkie plasterki
całe liście świeżej bazylii (cała doniczka)
1 lub 2 ząbki czosnku, zmiażdżone
2 garści posiekanych orzechów włoskich lub ziemnych niesolonych
oliwa z oliwek
sól, pieprz

makaron spaghetti - pół opakowania
starty ser do posypania na wierzchu (parmezan wydaje się być idealny, jednak my użyliśmy zwykłego sera żółtego)

Podczas gdy makaron będzie się gotował, na rozgrzanej patelni uprażyć posiekane orzechy. Gdy nabiorą złocistego koloru, polać je dwoma łyżkami oliwy z oliwek, dodać do nich całe liście bazylii i zmiażdżony czosnek. Mieszać do momentu, aż bazylia się lekko skurczy. 

Na koniec dodać plasterki pomidorów. Smażyć je, przewracając delikatnie na drugą stronę, tak, aby się nie rozwaliły. Posolić i popieprzyć.


Po ugotowaniu makaronu polać go odrobiną oliwy z oliwek, wymieszać i przełożyć na talerz. Na wierzch ułożyć pomidory z bazylią i orzechami. Całe danie oprószyć startym serem.


 I obiado-kolacja gotowa. Przygotowanie trwa dosłownie tyle, ile potrzeba na ugotowanie makaronu.

Na zakończenie polecam jeszcze utwór "Youth" zespołu Daughter


Paulina.

poniedziałek, 14 maja 2012

STRANGENESS & CHARM


Soczysta zieleń dookoła ! Duszny, fioletowy bez kwitnie niedaleko i aż korci, żeby go zerwać i wstawić do wazonu. Ulubiony majowy kwiat. Gdy byłam mała upodobałam sobie robić z niego zupki w wiaderku, doprawiałam szczyptą mleczy i dosalałam piaskiem. Dziś to całkiem inna historia, chociaż zamiłowanie do zielska pozostało. 

Wiecie co jest idealne? Kolacja na świeżym powietrzu, najlepiej przy świecach. Gdy zaczyna robić się ciepło, lubimy z P. jadać na balkonie. Oczywiście zorganizowanie tego, jakkolwiek wydaje się banalne, wymaga w naszym "studenckim" mieszkaniu nie lada poświęceń. Trzeba taszczyć stół z pokoju, za nim krzesła, a na koniec wykombinować jak na tym wąskim kawałku drewna poukładać wszystko, co przygotowaliśmy. Repertuar kulinarny jest jednak z mojej strony do przewidzenia. Uwielbiam sałatę, uwielbiam zieleninę i prawie na pewno zawsze przemycam coś podobnego na naszą "balkonową" kolację. Dlatego przedstawiam Wam mój ostatni "przemytniczy" repertuar:





SAŁATA Z DRESSINGIEM Z SERA PLEŚNIOWEGO:
główka sałaty, listki podarte
świeża bazylia, całe listki (ilość w zależności od tego, jak bardzo lubicie bazylię)
10 pomidorków cherry, przekrojonych na pół lub 2 pomidory pokrojone na grubsze ćwiartki
10 rzodkiewek przekrojonych na ćwiartki
1 ser pleśniowy (może być bleu lub brie, albo camembert)
kilka łyżek śmietany do sosów (18%), tyle, żeby ser się w niej rozpuścić i dressing nie wyszedł zbyt gęsty, ilość śmietany zależy od rodzaju sera.
sól
pieprz

W misce wymieszać sałatę z bazylią, dodać pomidory i rzodkiewkę. Ser pleśniowy pokruszyć na kawałki i wrzucić do małego rondelka. Ustawić na ogniu, zalać śmietanką i cały czas mieszając do czasu aż ser się rozpuści. Na koniec polać sałatę rozpuszczonym serem, ewentualnie doprawić sola i pieprzem.

Do sałatki można dodać też inne zioła, jak świeże oregano, pietruszkę, kolendrę, a także szczypiorek.
Dobrym dodatkiem są też paluszki chlebowe o smaku czosnkowym. Te zostały kupione w wymienianym już przeze mnie sklepie, z robaczkiem w logo. Opakowanie ma w sobie dwie paczki chlebowych paluszków, cena również przystępna.

Na zakończenie żegnam się z Wami moim ukochanym wierszem Bolesława Leśmiana "Dziewczyna". Pamiętam, jak przeczytałam go w podstawówce i była to miłość od pierwszego wejrzenia. W pewnym momencie znałam go na pamięć. Dziś ciężko mi opowiedzieć wszystkie wersy po kolei, jednak co jakiś czas uwielbiam do niego wracać. Myślę, że jest Wam dość znany, gdyż, o ile dobrze pamiętam, przerabia się go w liceum.
Dwunastu braci, wierząc w sny, zbadało mur od marzeń strony,
A poza murem płakał głos, dziewczęcy głos zaprzepaszczony.

I pokochali głosu dźwięk i chętny domysł o Dziewczynie,
I zgadywali kształty ust po tym, jak śpiew od żalu ginie...

Mówili o niej: "Łka, więc jest!" - I nic innego nie mówili,
I przeżegnali cały świat - i świat zadumał się w tej chwili...

Porwali młoty w twardą dłoń i jęli w mury tłuc z łoskotem!
I nie wiedziała ślepa noc, kto jest człowiekiem, a kto młotem?

"O, prędzej skruszmy zimny głaz, nim śmierć Dziewczynę rdzą powlecze!" -
Tak, waląc w mur, dwunasty brat do jedenastu innych rzecze.

Ale daremny był ich trud, daremny ramion sprzęg i usił!
Oddali ciała swe na strwon owemu snowi, co ich kusił!

Łamią się piersi, trzeszczy kość, próchnieją dłonie, twarze bledną...
I wszyscy w jednym zmarli dniu i noc wieczystą mieli jedną!

Lecz cienie zmarłych - Boże mój! - nie wypuściły młotów z dłoni!
I tylko inny płynie czas - i tylko młot inaczej dzwoni...

I dzwoni w przód! I dzwoni wspak! I wzwyż za każdym grzmi nawrotem!
I nie wiedziała ślepa noc, kto tu jest cieniem, a kto młotem?

"O, prędzej skruszmy zimny głaz, nim śmierć Dziewczynę rdzą powlecze!" -
Tak, waląc w mur, dwunasty cień do jedenastu innych rzecze.

Lecz cieniom zbrakło nagle sił, a cień się mrokom nie opiera!
I powymarły jeszcze raz, bo nigdy dość się nie umiera...

I nigdy dość, i nigdy tak, jak pragnie tego ów, co kona!...
I znikła treść - i zginął ślad - i powieść o nich już skończona!

Lecz dzielne młoty - Boże mój - mdłej nie poddały się żałobie!
I same przez się biły w mur, huczały śpiżem same w sobie!

Huczały w mrok, huczały w blask i ociekały ludzkim potem!
I nie wiedziała ślepa noc, czym bywa młot, gdy nie jest młotem?

"O, prędzej skruszmy zimny głaz, nim śmierć Dziewczynę rdzą powlecze!" -
Tak, waląc w mur, dwunasty młot do jedenastu innych rzecze.

I runął mur, tysiącem ech wstrząsając wzgórza i doliny!
Lecz poza murem - nic i nic! Ni żywej duszy, ni Dziewczyny!

Niczyich oczu ani ust! I niczyjego w kwiatach losu!
Bo to był głos i tylko - głos, i nic nie było oprócz głosu!

Nic - tylko płacz i żal i mrok i niewiadomość i zatrata!
Takiż to świat! Niedobry świat! Czemuż innego nie ma świata?

Wobec kłamliwych jawnie snów, wobec zmarniałych w nicość cudów,
Potężne młoty legły w rząd, na znak spełnionych godnie trudów.

I była zgroza nagłych cisz. I była próżnia w całym niebie!
A ty z tej próżni czemu drwisz, kiedy ta próżnia nie drwi z ciebie?

I jeszcze równie romantyczna, szalona i zarazem demoniczna Florence Welch w utworze "Strangeness and Charm"


Paulina.

piątek, 4 maja 2012

APPLE-RHUBARB-LIME EVENING

Skwar ostatnich dni przechodzi powoli. Za moim oknem granatowe chmury na tle soczyście zielonych drzew, gdzieś na horyzoncie błyska, a krople rozbijają się o szyby okien. Przyjemna ulga po tych ciężkich, dusznych dniach. Zamierzam więc zawinąć się w koc, niczym kokon i usiąść przy oknie z książką. Kot Korek zapewne zaraz przybędzie umościć mi się na brzuchu, kompletnie nie zważając na to, że jestem w trakcie czytania - położy się więc bezczelnie na książkę, którą będę trzymała w dłoniach, a co tam. 
Uwielbiam te młode soczyste listki na drzewach, które wyglądają dość psychodelicznie, gdy tło robią im granatowe chmury burzowe. Albo ten zapach deszczu, ścierający gorący kurz z chodników. Kocham deszcz, kocham burzę - całe to napięcie rozchodzące się po dusznym dniu. 
Do takiej pogody dobrym towarzyszem byłoby pyszne ciasto. Najlepiej coś lekkiego i umiarkowanie słodkiego, ze świeżą, owocową nutą. I tu wpadłam na pomysł - tarta z jabłkiem, rabarbarem, skropiona sokiem z limonki. 
Przepis na kruche ciasto postanowiłam ściągnąć z tarty tatin z gruszkami, którą już tutaj prezentowałam. Próbowałam już wiele przepisów na kruche słodkie ciasta do tart, ale ten jak na razie wypadł w moim przekonaniu najlepiej. Po pierwsze i właściwie najważniejsze, ciasto nie wychodzi suche, a to jak wiemy jest dużym plusem. Po drugie jest idealnie maślane, takie jakie powinno być prawdziwe kruche francuskie ciasto na tartę (jak wiemy Francuzi uwielbiają masło). 
Farsz jest słodki, ale dzięki limonce nie wydaje się być przesadzony. A ponieważ rabarbar pojawił się ostatnio w sklepach, trzeba korzystać ile wlezie! Przepis wydaje się być idealny na ciepłe popołudnie/wieczór. Ciasto nie jest zbyt ciężkie, a jabłkowo-rabarbarowy środek dodaje mu tylko świeżości. Nie dodawałam żadnych przypraw, typu cynamon, czy imbir, jak to zazwyczaj się robi w przypadku jabłek. Uznałam, że sok z limonki (bądź cytryny, jak dla mnie na jedno wychodzi) będzie w tym przypadku jedyną i w zupełności wystarczającą "przyprawą". Przedstawiam, więc:





Właściwie nic dodać nic ująć. Można jedynie powiedzieć "Bon appétit !"

Dla fanów książek podróżniczych i kulinarnych zarazem polecam klasykę w postaci książki Julii Child pt. "Moje życie we Francji". Lekka literatura, na ciepłe majowe wieczory. To niezwykła historia kobiety, która dzięki swojej podróży po Francji odkryła pasję, która później uczyniła z niej jedną z najbardziej popularnych kobiet w Stanach Zjednoczonych. Child opowiada o tym, jak uczyła się gotować, jak tworzyła swoją pierwszą książkę kulinarną. Ale niech was nie zmyli ten wstęp. "Moje życie we Francji" to najzwyczajniej w świecie obraz cudzoziemców mieszkających w obcym kraju i borykających się ze wszelkimi trudnościami, jakie tylko obcokrajowiec może napotkać. Począwszy od barier językowych, kończąc na kulturowych, Child z ogromną dozą humoru, jak i dystansu do samej siebie oraz swojej narodowości, opisuje jedne z najcudowniejszych i najbardziej pouczających doświadczeń w swoim życiu. 

I na zakończenie żegnam się dwoma utworami Dido z płyty "Life for rent". Upodobałam sobie tę brytyjską wokalistkę już w gimnazjum i od tego czasu raz po raz wracam do niej wiernie, nie wiedzieć dlaczego zawsze w sezonie wiosenno-letnim. 

Utwór "See the sun", który połączony jest na płycie z utworem "Closer", tak więc oba utwory w jednej "piosence".

"Sand in my shoes", chyba dobrze znany, zważywszy na fakt, iż był singlem promującym płytę.

Paulina.

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

BREAKFAST OF CHAMPIONS

Jestem fanką sandwich'y. Nie, nie, nie zwykłe kanapki, ale te na ciepło robią furorę w moim małym świecie. Jest to specjał, który ośmielam się nawet nazywać idealnym "śniadaniem mistrzów". I co z tego, że kanapka, którą zazwyczaj lubię sobie serwować, aż krzyczy "Jestem tłusta !". Kto by się tym przejmował, kiedy słońce niedawno wzeszło, brzuch burczy i domaga się jedzenia na gwałt, a po południu i tak idzie się na rower? Na pewno nie ja - liczy się te cudowne 15 minut - 10 na przygotowanie, 5 na jedzenie w zastraszającym, żarłocznym tempie. 


Kanapka à la Śniadanie Mistrzów jest idealna z 6 powodów :
  • Powód nr 1 - tostowany chleb tudzież bułka
  • Powód nr 2 - jedna średnio-cienka warstwa majonezu, która zmienia wszystko
  • Powód nr 3 - podsmażane plastry grillowanej piersi z kurczaka (ale może to być równie dobrze każde mięso. Kiedy zaczął się sezon grillowania zawsze można zachować trochę specjałów na następny ranek do idealnej kanapki)
  • Powód nr 4 - jajko sadzone, z lekko płynnym żółtkiem, oprószone solą i pieprzem, smażone na cebulce
  • Powód nr 5 - 1 liść chrupiącej sałaty (żeby oczy widziały zieleń i przekazały głowie wiadomość "Nie, nie, to nie takie złe, spójrz - s a ł a t a")
  • Powód nr 6 - plaster żółtego sera, dość gruby, położony na gorącą grzankę
I teraz - kanapkę składamy w taki sposób, jak wyżej wymienione są dowody na idealność. 

Wiem, wiem, nie wygląda tak jak na plakatach w knajpkach, ale czasami już nawet nie liczy się forma podania, tylko jego treść, a ta ręczę, że jest smakowita. Chrupiący, gorący chleb, rozpuszczony ser, rumiany kurczak, sadzone jajko o płynnym żółtku, majonez i sałata = poezja.

Ostrzegam jednak, że po jednej takiej kanapce, no może po dwóch, będziecie syci aż zanadto (no chyba że jesteście P. i macie bębenek bez dna). 

Jako, że jutro już maj, a pogoda jest dla nas niezwykle łaskawa, wszystko bujnie kwitnie, rośnie i się zieleni. A ja na majówkę wyjechałam do rodziców. Spacerując wczoraj wieczorem podziwiałam poczynania wiosny - ogród za domem powoli zamienia się w raj na ziemi.

I jeszcze ten zapach kwitnącej wiśni przesycający powietrze :)

Życzę wszystkim udanej majówki i żegnam się utworem "The Only One" grupy The Black Keys. W sam raz na leniwe, słoneczne popołudnie i majówkowy chill out.

Polecam też serial, dla wszystkich serialożerców, takich jak ja. Może wydawać się dość kobiecy, ale zapewniam, że jest odpowiedni dla obu płci. Jak to każdy serial, odcinek pilotażowy jest wprowadzeniem do całej historii, jednak w miarę oglądania, odcinek za odcinkiem, zaczynamy uwielbiać czwórkę głównych bohaterów, włączając w to wszystkie dziwactwa, które im towarzyszą. Hit jesieni 2011 stacji Fox.
Jess po zerwaniu z chłopakiem szuka nowe mieszkania. Odpowiada na ogłoszenie trójki współlokatorów - Nick'a, Coach'a oraz Shmidt'a. Do paczki dołącza również przyjaciółka Jess - Cece.



Paulina.   

piątek, 27 kwietnia 2012

GORĄCZKA PIĄTKOWEGO POPOŁUDNIA

Gorąco dopadło znienacka (choć każdy go już wyczekiwał), z dnia na dzień powodując paradę gołych ramion. Nagle wszystkie rośliny wystrzeliły z wielką pompą i wściekle się zazieleniły. Nie mam nic przeciwko temu, jako majowe dziecko czuję, że w końcu odżywam. 
Z P. zaczęliśmy spacerkować - po obiedzie, powolutku, lubimy zagłębiać się w osiedla starych domków, albo zaglądać do parku niedaleko, siadać na ławce przy "ścieku" po którym pływają kaczki i wsłuchiwać się w szum samochodów, piątkowych kierowców śpieszących z pracy do domu. Cóż, uroki mieszkania w większym mieście - czasami tęsknimy za błogą ciszą i świeżym powietrzem z rodzinnych stron. 
Ponieważ temperatura stała się lekko nieznośna - nasza tytułowa gorączka - na nic zdają się ciepłe obiadki. Dlatego dziś zaszaleliśmy na kolorowo i zajadaliśmy się wiosenną tortillą na zimno. 
Tortilla - chleb Azteków. I nie wymyślam w tej chwili, bo tortilla rzeczywiście od Azteków pochodzi. Za ich czasów robiona była z mąki kukurydzianej (obecnie jest to zazwyczaj mieszanka mąki kukurydzianej i pszennej). Placki kukurydziane były i faktycznie wciąż są, podstawą kuchni meksykańskiej. Należy zwrócić szczególną uwagę na fakt, iż kukurydza była uważana za świętą roślinę, dlatego wytwarzane z niej posiłki traktowano z należytą czcią. Aztekowie mieli specjalny sposób wyrabiania tortilli, który to rytuał jest praktykowany do dziś na południu Meksyku. 
Tortillą nazywamy sam placek bez dodatków, można go jednak podawać na setki sposobów, a każdy z nich ma swoją nazwę. Stąd znamy między innymi tacos, quesadillas, enchiladas, czy burrito. Właściwa nazwa zależy od tego jak podajemy tortillę, z jakim farszem i jaką postać przyjmuje sam placek. Tyle możliwości i tyle przyjemności z odkrywania wszystkich rodzajów ;)
Piękno tortilli polega na tym, że właściwie można w nią wpakować dosłownie wszystko. Oczywiście według tradycji meksykańskiej są to zazwyczaj mielone mięso, pomidory, papryka, cebula i zioła. A gdyby tak odbiec trochę od tej tradycji i stworzyć sobie własna? 

Przygotowałam dziś :
2 dzwonki łososia (z polecanej wcześniej robaczkowej sieci sklepów, gdzie 4 dzwonki można kupić za 10 zł) - podsmażyłam je na patelni na rumiany kolor, przyprawiłam sola i pieprzem, a następnie oddzieliłam mięso od ości.
drobno pokrojona połówka czerwonej papryki
pół awokado pokrojone w paski
pół twarogu Capri (któremu daleko do naszego polskiego twarogu, ten jest bardziej sprężysty i nie jest taki suchy, jest też znacznie lżejszy)
1/3 główki sałaty lodowej, posiekanej
sos tzatziki
sos musztardowo-śmietanowy (3 łyżki śmietany 18% wymieszać z 4 łyżeczkami musztardy Dijon lub musztardy angielskiej, dodać kilka posiekanych krążków pora)
2 jajka na twardo, posiekane i wymieszane z łyżką majonezu.

Placki tortilli (polecam te, zakupione również w znanej sieci sklepów z robaczkiem w tle. Obecnie jest promocja majówkowa i można kupić 5 placków tortilli za 3.99 zł)

I teraz najpiękniejsze - to co znajdzie się na tortilli zależy tylko od Was, wariantów jest mnóstwo i każdy może wybrać taki zestaw składników, jaki będzie mu najbardziej smakował.
My wybraliśmy następujące kombinacje:
Wariant na górze:
sos tzatziki + jajka + łosoś + sałata + awokado
Wariant na dole:
sos musztardowo-śmietanowy + łosoś +  sałata + twaróg + papryka
Na koniec zawijamy każdą z połówek tortilli jak naleśnik. 
+ schłodzone piwo imbirowe lub schłodzona zielona herbata.

Smacznego Wszystkim i żegnam się z Wami piosenką Imogen Heap "Headlock".

Paulina.

niedziela, 22 kwietnia 2012

MANGO MANIA


"Wiosna"

W powietrzu wieją upojenia szumy,
Spod zasp śnieżnych, spod lodowych płyt,
W młodzieńczym szale piękności i dumy
Ziemia odsłania swój dziewiczy wstyd.

Pól się zielone śmieją obietnice
I prężne sokiem, nagie ciała drzew
Liśćmi się kryją, jak pierwsi rodzice,
Gdy deszcz rozkoszy obudził w nich krew.

                                                        Leopold Staff

Alfons Mucha "Wiosna"



Zielone pączki nieśmiało zakwitły na gałęziach drzew, wyglądając jak wiosenne bombki. Słońce częściej przebija się przez puchate chmury, a śpiew ptaków jest pierwszym dźwiękiem, który słyszę po przebudzeniu. Nawet powietrze pachnie ciepłem. Dlatego zielone szaleństwo wciąż trwa, a sałatkowy sezon zaczyna. 

Dzisiejszy wpis będzie poświęcony wspaniałej wiosennej sałatce z mango. Zielona soczysta sałata lodowa, wymieszana z roszponką, rumianym kurczakiem i pieprznym mango wydaje się być odpowiednia na wiosenną przekąskę.

Mango jest idealne nie tylko jako deser - surowe lub w koktajlu, ale również jako dodatek do dania głównego, czy to mięsnego, czy rybnego. Nie jest do końca słodkie, ma lekko kwaskowaty smak z pieprzną nutą. Soczyste, staje się zbawieniem w upalne dni. Pochodzenie? Południowo-wschodnia Azja.



 SAŁATKA Z MANGO I KURCZAKA:  
4 listki sałaty lodowej
dwie garście roszponki
pół mango pokrojone w słupki
1/4 piersi z kurczaka, pokrojona w kostkę
sok z połowy limonki
sól, pieprz

Pierś z kurczaka pokroić w kostkę i usmażyć na rumiany kolor na patelni z dodatkiem oliwy z oliwek. Można ją chwilę podusić, aby nie była sucha.

Sałatę lodową porwać na części, pęczki roszponki pozostawić nienaruszone. Pół mango obrać i pokroić w słupki. Do miski wrzucić sałatę z roszponką, rozsypać na wierzchu mango i kurczaka. Skropić sałatkę sokiem z limonki, doprawić solą i pieprzem.





Do sałatki można również dodać pokrojone w kostkę grzanki i oprószyć szczypiorkiem.



Nie tylko na zewnątrz zrobiło się wiosennie. Na podwórku rośliny wypuszczają zielone pączki, a w naszym mieszkaniu, na parapecie, w kieliszku od szampana, główkę do słońca wystawia słoneczny żonkil. Myślę, że robi niezłą konkurencję dla "kwiatka" P. i uważam, aczkolwiek po cichu, że bije go na głowę swoim soczystym kolorem.
A że jestem wielką fanką sztuki i namiętnie kolekcjonuję albumy poświęcone tej tematyce, dzielę się z Wami obrazami znanych i docenianych, których dzieła świetnie wpasowują się w dzisiejszą zieloną tematykę.



Gustav Klimt "Pole maków"
Pierwszy,przedstawiony na początku wpisu - Alfons Mucha - podbił moje serce w momencie, gdy zainteresowałam się secesją oraz tematyką kabaretów. Kocham stare plakaty (kupiłam kilka ich reprodukcji), dlatego Alfons Mucha był miłością od pierwszego wejrzenia.
Drugi - Gustav Klimt, znany głównie z mozaikowych obrazów, rzadko malował przyrodę. Dzieło - "Pocałunek" - stało się w dzisiejszych czasach jego wizytówką. Osobiście pokochałam go za "Węże wodne" (obie wersje) oraz "Śmierć i życie".
Trzeci - Claude Monet. Nie mogę powiedzieć, że jest moim ulubionym impresjonistą, jednak jego "Boulevard des Capucines", "Camille Monet na łożu śmierci", czy "Palazzo Contarini" wzbudzają we mnie melancholijne uczucia. Poza tym zawsze zazdrościłam mu ogrodu w Giverny.
I wreszcie czwarty - Giuseppe Arcimboldo, którego uwielbiam za oryginalność i pomysłowość.
Mogłabym opowiadać o sztuce bardzo długo i  zanudzać Was moimi ulubieńcami, jednak wybrałam dziś tych, którzy są najbardziej znani i których obrazy pasowałyby do dzisiejszego wpisu. Może kiedyś, może nawet niedługo, umieszczę tutaj wpis poświęcony tylko sztuce, bynajmniej tej kulinarnej.

Claude Monet "Staw z lilią wodną" 
Giuseppe Arcimboldo "Wiosna"

Życzę wszystkim łasuchom udanej, słonecznej niedzieli. A żeby uczynić ten dzień jeszcze bardziej pozytywnym, żegnam się z Wami piosenką Florence + The Machine "Shake It Out", polecając jednocześnie  obie wspaniałe płyty tej brytyjskiej wokalistki.
Paulina.


piątek, 13 kwietnia 2012

SWEET SWEET BREAKFAST LAZINESS

Bywają takie poranki, kiedy nie musimy się nigdzie spieszyć. Bywają takie poranki, gdy czas płynie powoli, a my możemy pozwolić sobie na kilka chwil wytchnienia. Bywają takie poranki, które chcemy celebrować, aby nadać im szczególne znaczenie, jakie odgrywają w ciągu dnia. Smaczne śniadanie, ulubiona książka lub gazeta w ręku i cicha muzyka w tle. Bywają takie poranki, które wydają się być ważniejsze od innych, gdyż zdarzają się niezwykle rzadko. 
Dzisiejszy wpis będzie poświęcony właśnie leniwym porankom. Rzadkim, bo rzadkim, ale jakże niezwykle ważnym. 
Moim najlepszym, bardzo wczesnym, porankiem był chyba ten sprzed czterech lat. Nie mogłam zasnąć przed egzaminem z hiszpańskiego i strasznie się wierciłam, co doprowadziło do tego, że obudziłam P. Była 4 nad ranem, czerwiec, złote słońce już pyszniło się na horyzoncie. Wstaliśmy i poszliśmy na spacer, najpierw na znajdującą się niedaleko łąkę (mieszkałam wtedy na obrzeżach miasta), później zagłębiliśmy się w osiedle uroczych domków jednorodzinnych. Tuż po 6 mijaliśmy małą piekarenkę i kupiliśmy świeże bułki oraz rogaliki na śniadanie. Już w domu włączyliśmy cicho radio, zaparzyliśmy kawę i zjedliśmy gorące bułki z masłem. I było idealnie. Gdybym nie była takim śpiochem, albo gdybym teraz stresowała się częściej, zapewne takie poranki byłyby u nas rzeczą normalną. Niestety czasami godzina 7 rano wydaje się być środkiem nocy, w związku z czym przeżywamy głównie leniwe, acz późne poranki.

PLACUSZKI SEROWE:
2 jajka
1/3 szklanki śmietanki 30%
1 szklanka mleka
2 szklanki maki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 1/2 szklanki twarogu zmielonego

Ze wszystkich składników, oprócz twarogu, wyrobić ciasto jak na naleśniki i na sam koniec dodać twaróg. Masa powinna być dość gęsta, można do niej dodać trochę oleju, aby placki można było łatwiej przewracać na patelni. Smażyć małymi partiami.
Placuszki mają lekki serowy posmak, są pulchne i grubsze od normalnych placków. Najlepiej smakują z cukrem i świeżymi owocami.
Z truskawkami i koncentratem z octu balsamicznego






Mając ostatnio trochę więcej czasu w końcu mogę sobie pozwolić na odrobinę relaksu przy książce. Dla fanów twórczości fantasy wyznam, iż zakochałam się w serii "Pieśń Lodu i Ognia", na podstawie której HBO kręci serial "Gra o Tron". Niezwykle wciągająca fabuła, pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji przenosi nas do świata pełnego magii, piękna, jak również grozy. Wspaniale napisana, ukazuje kunszt pisarza oraz jego niezwykłe wyczucie dla każdej z postaci. Zachęcam do czytania i uwierzcie, "Pieśń Lodu i Ognia" da Wam wszystko, czego oczekujecie od książki - śmiech, łzy, romans, horror, dramat.









Pod koniec chciałam jeszcze dać małe ogłoszenie parafialne. Otóż wypadałoby się pochwalić niewielkim sukcesem - oświadczam wszem i wobec, iż niniejszy blog Black&Noir Symphony doczekał się ponad 500-set wejść na dzień. Może według niektórych to niewiele, ale ja nie posiadam się z radości i cieszę się, że coś co robię znajduje uznanie u pewnej liczby osób. Mam nadzieję, że spełniam wasze oczekiwania, a jeśli chcielibyście, abym coś zmieniła, piszcie - każda uwaga, czy rada będzie dla mnie cenna.

Żegnam się z Wami utworem Selah Sue "This World"
Paulina.