sobota, 18 kwietnia 2015

Český Krumlov

Dziś będzie już ostatni melancholijny wpis z mojej wycieczki po Czechach. Co prawda byłam głównie w Pradze, ale na jeden dzień wyskoczyliśmy do Czeskiego Krumlova. To małe miasteczko, leżące na południu Czech, zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO, a to za sprawą swojego urokliwego położenia oraz nienaruszonej architektury i planu zagospodarowania przestrzennego, niezmiennych od czasów średniowiecza. Zabytkowe centrum jest tak śliczne, że ma się wrażenie, iż cofnęliśmy się w czasie. Wąskie brukowane uliczki, małe sklepiki z ręcznie robionymi kolorowymi szyldami, wszystko jest tak cudne i przesiąknięte historią, iż miałam ochotę tam zamieszkać. Gdyby tego było jeszcze mało, położenie miasteczka jest cudem samym w sobie. Dookoła góry, a przez sam środek przepływa wijąca się rzeka. To oraz serdeczna atmosfera mieszkańców, podbiły nasze serca.
Bardzo często widzieliśmy na drzwiach kamienic taką informację.
Oto informacja zauważona na ścianie zamku - kilkadziesiąt metrów nad rzeką (czyli bardzo wysoko :} ), że w 1848 roku, dotąd sięgała woda podczas powodzi. Patrząc na rzekę w dół, która akurat z tamtej strony wyglądała raczej jak niegroźny strumyczek, byliśmy naprawdę zdziwieni, że poziom wody tak bardzo się wówczas podniósł.
Zamkowe ogrody
Sklepik z Tredelnikami to było jak wybawienie podczas zwiedzania. Sam smakołyk być może nie był jakoś zbytnio odkrywczy - ot zwykłe drożdżowe ciasto zawijane na walce i podpiekane nad rusztem, potem obtaczane albo w cukrze z cynamonem, albo w mielonych migdałach lub orzechach włoskich. Ale tego dnia było bardzo zimno, tak więc zmęczeni i zmarznięci nie mieliśmy praktycznie szans, gdy poczuliśmy w jednej z uliczek ten bajeczny zapach. Kierując się nosami dotarliśmy właśnie do tego sklepiku. Sprzedawano jeszcze grzane słodkie czerwone wino - pokusa nie do odmówienia. Miło było sobie spacerować, popijać gorące wino i wcinać słodką bułę, od razu nabraliśmy więcej energii :) 
W całym Krumlovie, można spotkać, wyrzeźbione na budynkach zegary słoneczne. 

Dziś trochę o czeskich słodkościach. Tredelniki już przedstawiłam i czas skupić się na najpopularniejszych czeskich drożdżówkach, jakimi są kołacze - można spotkać je w każdej cukierni i kawiarni. Zdjęć im już nie robiłam, ale za to przygotowałam je po powrocie do domu. Przepis wzięłam oczywiście z mojej książki o kuchni czeskiej (polecam cykl książek "Kuchnie świata" wydanych przez Rzeczpospolitą. Udało mi się zebrać prawie wszystkie i jestem z nich bardzo zadowolona - ciekawe informacje o kraju i kulturze w pierwszej części oraz naprawdę dobre oryginalne przepisy w drugiej. Polecam pobuszować po internecie i ich poszukać).

KOŁACZE:
Ciasto:
3 szkl. mąki
1 szkl. ciepłego mleka
35 g drożdży
5 łyżek rozpuszczonego masła
5 łyżek cukru
1 jajko
skórka otarta z jednej cytryny


Mąkę wsypać do miski i zrobić na środku wgłębienie. Drożdże rozpuścić w ciepłym mleku i wlać w zagłębienie zrobione w mące. Dodać startą skórkę z cytryny. Do rozpuszczonego masła wsypać cukier i jajko, dobrze wymieszać i dodać do mąki. Zagnieść ciasto na jednolitą i elastyczną masę. Koniecznie trzymajcie się przepisu ! Jest tak dobrze wyważony, że już po pierwszych ruchach ręki wyczujecie, iż składniki pięknie się połączą, a ciasto wyjdzie giętkie i będzie ładnie odchodziło od ręki.
Po zagnieceniu ciasta w kulkę, należy je odstawić na 25 minut i w tym czasie przygotować nadzienie i rozgrzać piekarnik do 200 stopni.

Nadzienie:
Serowe:
2 łyżki twarogu
1 łyżka cukru
1 żółtko
1 białko

Białko ubić na sztywno. Twaróg, cukier i żółtko energicznie wymieszać, a następnie dodać białko, które należy delikatnie wmieszać w masę.

Makowe:
2 łyżki maku ugotowanego wcześniej w mleku
1 łyżka bułki tartej

Mak wymieszać z bułką i zagotować go jeszcze raz w mleku. Odsączyć.

Powidła śliwkowe


Z ciasta formować małe kulki, które należy rozpłaszczyć i uformować tak, aby miały wyższe krawędzie, a środek był płaski i niższy. Układać na krzyż najpierw masę serową, a następnie na krzyż prostopadle do pierwszej masę makową. Na środku, tam gdzie wszystkie linie nadzienia się łączą, nałożyć kleks powideł śliwkowych. Piec 10-15 minut.
A jeśli jesteście leniwi, możecie zamiast małych bułeczek stworzyć wielkiego kołacza, tak jak to zrobiłam za drugim razem, gdy wzięłam się za ten przepis. Większy, podłużny placek smakował tak samo, a zawsze było przy nim troszkę mniej roboty.
Za czeską granicą, tak jak i u nas, znane są słodkie cienkie naleśniki, tak zwane Palaczinki. Podaje się je często z twarogiem, powidłami, nasączonymi rodzynkami, orzechami i polewa sosem czekoladowym. Cóż, moja wersja jest bez sosu, samo nadzienie jest ucieleśnieniem rozpusty, więc uznałam, że sos mnie zbytnio zasłodzi przy tym bogatym wnętrzu.

Paulina.

czwartek, 16 kwietnia 2015

FARMERSKI TARG W PRADZE

Zrobiło się melancholijnie. Przeglądałam zdjęcia i natrafiłam na te z Pragi Czeskiej. Zupełnie zapomniałam, że miałam w planach wstawienie na bloga wpisu o wspaniałym Farmerskim Targu, który ma miejsce co sobotę nad brzegiem Wełtawy. Wstawiam więc ten wpis teraz, dwa lata po fakcie, ale wciąż z żywymi wspomnieniami tych zapachów, smaków oraz wrażenia, że nawet w tak dużym mieście jak Praga, może być domowo i niezwykle swojsko.

***

Już w pierwszej połowie dnia zaganiam wszystkich na Farmerski Targ. Po przeczytaniu kiedyś wpisu na blogu jednej z mieszkanek Pragi (Polki) o tym cosobotnim wydarzeniu, zaparłam się, że muszę tam koniecznie zajść. Uzbrojeni więc w mapę, zaznaczamy niebieskim długopisem drogę z hotelu nad kanał przy Wełtawie. Docieramy w sumie bez większych problemów. Nagle, między jednym a drugim mostem wyłaniają się kolorowe stragany. Patrzę uszczęśliwiona na P., a on moją minę kwituje jednym tylko zdaniem:
- Co, Disneyland?
Puszczam te uwagę mimo uszu, starając się nie analizować jak wiele w tym krótkim zdaniu znajduje się sarkazmu. Kiwam jedynie głowa, ochoczo, po czym pochłania mnie wir zapachów, smaków, a przede wszystkim kolorów.
 
To naprawdę jest fenomenalna rzecz, tak być powinno w każdym mieście w Polsce. Co tydzień w sobotę, w jakimś spokojniejszym miejscu, okoliczni sprzedawcy i wytwórcy zbierają się w jednym miejscu, aby oferować lokalne produkty - chleby i ciasta domowego wypieku, sery, wina, oliwy, a nawet ceramikę. Genialne. Do tego z boku przy niektórych straganach byłoby oddzielone miejsce, gdzie można by było usiąść, odpocząć i zamówić coś do jedzenia. Bo straganiki z jedzeniem też były - aromatycznym, gorącym i ciężkim. Nic specjalnego, ot takie potrawy, które gotuje się w domu. Po prawej stoisko ze swojskimi wędlinami, po lewej złowione dziś rano ryby - bajka. Chętnie chadzałabym na taki cotygodniowy targ kupując zapasy jedzenia na cały następny tydzień. I co najważniejsze - ceny nie są jak z kosmosu, czego w Polsce rzadko jesteśmy w stanie u świadczyć, ponieważ lubi się z nas zdzierać kasę. A tam ? Każdego stać na wszystko, bez większego zastanawiania się. No dlaczego, dlaczego tak nie ma w Polsce?
Ryba z grilla a na deser tiramisu? Tak !
Żurawina i biała czekolada zawsze świetnie mi się kojarzą.
Do koloru do wyboru, przypraw co nie miara.
Stoisko z miodową nalewką. A dla zmarzniętych stał przygotowany obok czajniczek na gazie, co by mogli kupić sobie kubeczek podgrzanej miodówki.
Od tego stoiska zostałam przed P. brutalnie odciągnięta : "Mamy w domu kubeczków od groma i ciut ciut" - usłyszałam, gdy zostałam zaprowadzona za kołnierz kilka metrów dalej.


Jest trochę zimno jak na wiosnę, dlatego proponuję dziś czeski rosół z pierogami. 

Należy ugotować rosół - może być na kurczaku, wołowinie lub na samych warzywach. Ważne jednak jest, aby pierogi podawać z samym bulionem oraz posypać wszystko posiekanym szczypiorkiem lub natką. 

PIEROGI:
Ciasto:
300 g mąki
3 jajka
1 łyżeczka soli
1 łyżka oleju

Wszystkie składniki zagnieść, a elastyczne ciasto rozwałkować na grubość 5 mm. Pokroić płat ciasta na kwadraty lub prostokąty, na każdym kawałku kłaść małą łyżeczkę farszu i zawijać tak, aby wyszedł mniejszy prostokąt.

Farsz:
200 g szpinaku
1 czerstwa bułka lub 2 kromki czerstwego chleba
100 ml letniego mleka
mała cebula - posiekana
1 posiekana dymka
0,5 łyżeczki soli
1 łyżka majeranku
1 łyżka posiekanej pietruszki
pieprz czarny - świeżo zmielony
2 czubate łyżki masła
* Opcjonalnie pokrojony w drobną kostkę wędzony boczek

Szpinak zblanszować, przelać go zimną wodą, odcisnąć i posiekać. Bułkę lub chleb pokruszyć i zalać mlekiem - odstawić na 10-15 minut. Rozpuścić masło i podsmażyć na nim cebulę z dymką. Jeśli boczek będzie używany, należy go też podsmażyć na rumiany kolor. Wszystkie składniki wrzucić do miski, zmieszać je z surowymi jajkami oraz przyprawami.
Z przepisu wychodzi trochę za dużo tych pierogów. Myślę, że nawet jeśli macie większą rodzinę, trochę Wam ich zostanie. Nic strasznego, bo mogą być bardzo dobrym drugim daniem na dzień następny. Podsmażone, podane z cebulką, albo jak ktoś woli, dodatkowym boczkiem, są bardzo sytym daniem. Do farszu, oprócz boczku, jeśli jesteście już tak dużymi mięsożercami, w książce, w której znalazłam przepis, poleca się dodać jeszcze trochę surowej kiełbasy. Ale ja dla mojego mięsożercy, zrobiłam część pierogów z posiekanym kurczakiem - też był szczęśliwy. Sama zaś zjadłam wersję wegetariańską i mi w zupełności wystarczyła - objadłam się jak świnka :} Łakomstwo boli.

Polecam wszystkim Czeską Pragę, bo mimo tłumów, naprawdę warto zobaczyć to miasto. Jest przepiękne.
Tutaj znajdziecie mój pierwszy wpis o Pradze, co prawda sprzed dwóch lat, ale wciąż ciekawy: http://urudejnatalerzu.blogspot.com/2013/11/rainy-days-in-prague.html

Paulina.

wtorek, 14 kwietnia 2015

DWIE CHOREBZDY



Wciąż uziemieni z P. w domu, zaczynamy się potwornie nudzić. Chorowanie nam nie służy ;/ Jedyną zadowoloną z tej sytuacji jest nasza Bebe, która z tego szczęścia nie wie u kogo woli leżeć na kolanach, więc przez cały dzień kursuje między jednym końcem kanapy, a drugim, wybierając na zmianę raz mnie, a raz P. My natomiast stajemy już na uszach i gdyby nie to, że zaaplikowano nam antybiotyki, a kaszel przybrał okropny ton, chętnie wyrwalibyśmy się z domu. Ale cóż, póki co, jesteśmy tu uziemieni i trzeba sobie jakoś radzić. W tym czasie przegrzebaliśmy lodówkę od góry do dołu, wyjadając z niej wszystko, co się jeszcze nadawało do spożycia i przebrnęliśmy przez masy książek zalegające na półkach z etykietą "Kiedyś na pewno przeczytam".
Ziewu-ziew
Przetrząsanie lodówki, która nigdy nie jest pusta, sprawia, że natykamy się na interesujące rzeczy, o których zapomnieliśmy, że je w ogóle mamy. Na przykład baardzo dojrzałe mango ukrywające się w szufladzie oraz pół koszyka kiwi, na które nikt przez jakiś czas nie miał ochoty. Do tego garść winogron bezpestkowych, szklanka wody i koktajl gotowy. Nie wiem jak wy, ale ja, gdy jestem chora, mam ochotę tylko na owoce i rosół, więc jak dla mnie smoothie w sam raz.
Po tym mango nawet widać, że swój wiek już ma  - ledwo je obrałam, takie było miękkie. Miało być użyte do jakiegoś super przepisu, ale jak widać, skończyło się na zwykłym blendowniu :)
Książka, którą obecnie czytam, a którą chcę polecić, to "Świat na rozdrożu" Marcina Popkiewicza. Najpierw przeczytał ją mój P. - mój narzeczony o dość wysublimowanym guście, no bo kto do poduszki czyta książkę o fizyce kwantowej czy Platona ? Ale kupił sobie Popkiewicza jakiś czas temu i go przeczytał, co jakiś czas czytając mi na głos co ciekawsze fragmenty. Gdy skończył, położył ją na moim nocnym stoliku, na samym wierzchu, każąc mi ją przeczytać. Więc po nią sięgnęłam i się wciągnęłam. To spojrzenie na nasz świat, jakim naprawdę jest - gospodarczo, ekonomicznie i finansowo oraz wskazanie, że na pozór niezależne od siebie dziedziny są tak naprawdę ze sobą powiązane. Autor, tłumacząc pewne kwestie, wyjaśnia, dlaczego będzie nam się żyło gorzej, a nie, jak wszyscy myślimy, lepiej. Naprawdę gorąco polecam dla tych, którzy nie zawracają sobie głowy tego typu problemami i śpią spokojnie, nie martwiąc się o przyszłość, ale także dla tych, których absorbują tego typu zagadnienia.

Ostatnio nie ma dnia, abym nie włączyła kanału na YT i nie słuchała 

NPR Music Tiny Desk Concert, dziś Banks, uzależniająca:


Paulina

piątek, 10 kwietnia 2015

DOMOWY MAKARON

Gdy jest się maniakiem kulinarnym, wszystko lubi się robić samemu. Samemu piec ciasta, piec chleb, robić wędliny, a nawet makaron. Na początku swojej przygody z garnkiem i patelnią myślałam, że nie będę w stanie zrobić makaronu bez specjalnej maszyny. Ale z czasem uświadomiłam sobie, że takowa wcale nie jest mi do niczego potrzeba. Wystarczą silne ręce do wyrabiania ciasta (mój P. oczywiście), wałek oraz ostry nóż. Całość jest dziecinnie prosta - w składnikach, jak i w wykonaniu. A makaron przygotowany samodzielnie smakuje o wiele lepiej.

DOMOWY MAKARON
3 jajka
2 szkl. mąki

Ugniatać wszystkie składniki do czasu, aż powstanie jednolita i elastyczna masa, którą należy zagnieść w kulkę, a następnie rozwałkować na grubość 2 mm. Zostawić do przeschnięcia 40 minut z jednej strony, po czym przewrócić płat ciasta na druga stronę i zostawić do wysuszenia koleje 40 minut. Pociąć makaron według uznania - ja pocięłam w nieregularne paski. Gotować 2-3 minuty.

Przepis został wzięty z książki Heather Jeanne "Łatwe i smaczne potrawy przy żółtaczce zakaźnej". Co prawda żadne z nas żółtaczki nie ma, ale to nie znaczy, że nie możemy wykorzystać świetnych przepisów, które znajdują się w tej książce. 
Makaronu wyszło nam trochę za dużo jak na jeden raz, dlatego resztę nitek dłużej podsuszyłam, a następnie schowałam do plastikowego pojemnika i włożyłam do lodówki. Okazało się to dobrym pomysłem, bo dzień później, akurat w piękną słoneczną środę, chodziliśmy już z P. pociągając nosami, kaszląc i narzekając na ból głowy. Oczywiście żadnemu z nas nie chciało się iść do sklepu, więc leczniczy rosołek musiałam stworzyć z tego, co było w domu. I tak, po ugotowaniu w wielkim garze udźca z indyka, który wyjęłam z zamrażarki, powstał tłusty bulion. Do niego przyłączyła się samotna marchewka oraz ostatnia cebula. I wtedy wkroczył makaron z dnia wcześniejszego. Na sam koniec wrzuciłam resztkę szpinaku i okrasiłam wszystko szczypiorkiem. Rosołek może mniej tradycyjny, ale pokrzepił schorowane ciało i umęczoną duszę - mission accomplished.
Przepis ten sprawdzi się także w lasagne - zamiast kroić płaty ciasta w paski, pokrójcie je w duże prostokąty. Albo pokrójcie je w jakikolwiek inny kształt - eksperymentujcie. Jeśli macie małe foremki do wykrawania ciastek, możecie wyciąć jakiś zabawny kształt do zupy dla dzieci - niejadków.

Pozdrawiam Was z mojej czerwonej kanapy, obłożona chusteczkami, przykryta szczelnie kocem, z kroplami do nosa pod ręką i kubkiem gorącej herbaty z imbirem i malinami. No i jeszcze z małym 2,5-kilowym futrzanym grzejnikiem śpiącym smacznie przy moim boku. 

Paulina.

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

ZIELONO MI - czyli tęsknota za wiosną

Uwielbiam robić spożywcze zakupy. Wspominałam już nie raz o tym, jak mój biedny P. musi mnie odciągać od półek z importowanymi produktami w supermarkecie, albo jak wzdycha zniecierpliwiony, gdy pakuję do koszyka kolejną rzecz. Jednak prawdziwym przekleństwem mojego narzeczonego są moje zakupy on-line. Gdy tylko widzi, jak otwieram stronę swojego ulubionego sklepu internetowego, wywraca oczami i pyta:
- A nie robiłaś jakoś ostatnio takich zakupów ?

Lubie eksperymentować i próbować nowych rzeczy - stąd też moje zamiłowanie do zakupów w sieci - tylko tu można znaleźć coś interesującego w przystępnej cenie. Mój ostatni zakup ? Dość obfity i ekscytujący. Trochę czegoś nowego, trochę tego co już znam i uwielbiam, jak na przykład matcha - sproszkowana zielona herbata. To jeden z tych produktów, którego uwielbiam używać do zabarwiania absolutnie wszystkiego - lodów, ciast, smoothies, a nawet mięs. Nie dość, że daje piękny zielony kolor, to jeszcze jest bardzo zdrowa. Dzisiejsza propozycja jest kwintesencją wiosny - czyli kolory, kolory i jeszcze raz kolory.
Na zdjęciu znajdują się : suszona mięta / nasiona kopru włoskiego / ususzone płatki róż / kandyzowane pomidory / kandyzowany hibiskus / przyprawa z suszonych pomidorów, czosnku i bazylii / kandyzowane pomelo / kandyzowany imbir w czekoladzie / zielona herbata / korzeń lukrecji / matcha / czarnuszka / cukier muscovado / marcepanowa kawa rozpuszczalna

DOMOWE OREO Z ZIELONYM KREMEM:
Ciasto:
1,25 szkl. mąki
2 łyżki kakao
150 g masła
1 szkl. cukru pudru
szczypta soli

Ciasto zagnieść - ma być sprężyste, nadające się do rozwałkowania, ale jeśli będzie zbyt mokre, należy dodać do niego jeszcze trochę masła. Rozwałkować na grubość 3 mm na posypanej mąką stolnicy i wyciąć foremką kółka. Piec w nagrzanym do 190 stopni piekarniku około 10-12 minut.

Krem:
100 g masła
3/4 szkl. cukru pudrupół łyżeczki pudru matcha

Masło utrzeć z cukrem pudrem na gładką masę. Na sam koniec dodać matchę. 

Na jedno ciasteczko nałożyć łyżeczkę kremu i przykryć drugim ciastkiem. Do nakładania można wykorzystać rękaw cukierniczy - będzie wygodniej.
Sia "Fire Meet Gasoline"

Paulina.

piątek, 3 kwietnia 2015

MAZUREK

W moim domu nie robiło się nigdy mazurków - jakoś tak wyszło. Dlatego też pierwszego zjadłam wtedy, gdy sama go upiekłam. Dziś wpis historyczno-melancholijny, ponieważ będzie to mój pierwszy, wymyślony mazurek sprzed kilku lat. Nic porywczego, kruche ciasto, krem toffi, pasta orzechowa i migdały. Zdjęcia, cóż, nie robią furory, ale jakoś tak zrobiło mi się sentymentalnie i chciałam Wam pokazać moje pierwsze mazurkowe dzieło z czasów, gdy dopiero zaczynałam piec na poważnie.

PROSTY MAZUREK :

Kilka godzin wcześniej (5-6) w garnku, który będzie w stanie przykryć puszkę słodzonego mleka skondensowanego, zagotować wodę i wstawić do niej puszkę. Gotować do 6 godzin, co jakiś czas dolewając wrzątku z czajnika, gdy część wody wyparuje z garnka. Puszka musi stale być zakryta gotującą się wodą. Po tych kilku godzinach mleko skondensowane zamieni się w karmelową masę.

Ciasto:
1 jajko
125 g masła
1,5 szkl. mąki
1 szkl. cukru pudru
szczypta soli
 
Wszystkie składniki zagnieść i odstawić na pół godziny do lodówki. W międzyczasie przygotować nadzienie do mazurka:

Nadzienie:
garść płatków migdałowych - do dekoracji
100 g całych migdałów
100 g orzechów laskowych
40 g masła
2 łyżki cukru jasnego lub muscovado
otarta skórka z 1 cytryny

Całe migdały i orzechy laskowe potłuc - czy to w malakserze, w moździerzu, czy nawet wałkiem. Nie muszą być miałkie, tylko pokruszone. Na patelni rozpuścić masło, dodać muscovado i wrzucić pokruszone orzechy. Karmelizować kilka minut, uważając, aby ich nie przypalić. Dodać do nich otartą skórkę z cytryny, wymieszać.

Ciasto wyjąc z lodówki i rozwałkować. Możecie je przełożyć na natłuszczoną blaszkę, ale ja piekłam je bez niczego. Wycięłam prostokątny kształt, resztę ciasta ponownie rozwałkowałam, pocięłam je na paski i zaplotłam w warkocze. Następnie warkocze ułożyłam na brzegach ciasta, aby stanowiły naturalną barierę i aby podczas pieczenia nie wylewał mi się farsz. Na spodzie ciasta, które gdzieniegdzie nakłuwam widelcem lub wykałaczką, należy nałożyć orzechy, które następnie polewa się masą karmelową. Po wierzchu można karmel oprószyć lekko sola - wszystkie smaki muszą być zrównoważone - i przyozdobić podprażonymi płatkami migdałowymi. Mazurka włożyć do nagrzanego do 190 stopni piekarnika i piec mniej więcej 50 minut.
Poniżej zamieszczam wszystkie wielkanocne przepisy, które się kiedykolwiek znalazły na tym blogu - może Was do czegoś zainspirują na ostatnia chwilę.

I na koniec chciałabym Wam życzyć Wesołych i Rodzinnych Świąt Wielkanocnych. 

Paulina.

środa, 1 kwietnia 2015

TOWARZYSTWO DLA SAŁATKI

Przewertowałam ostatnio wszystkie moje książki kulinarne (a jest ich już sporo) w poszukiwaniu jakichś wielkanocnych inspiracji. Wszystko co było zielone / z jajkiem przyciągało od razu mój wzrok. Ponieważ w niedzielę wrócił mróz (na krótko, ale jednak), moje myśli powędrowały do kuchni cięższych, bliższych słowiańskiemu sercu i żołądkowi. I tak w książce poświęconej kuchni czeskiej znalazłam przepis na pastę z jajkiem, która mogłaby być alternatywą dla naszej odwiecznej sałatki warzywnej, albo też dobrym dla niej kompanem na stole. Również warzywno-jajeczna, ale przyjemnie zielona Pasta Sachera smakuje znajomo, a jednak trochę inaczej.

PASTA SACHERA
3 jajka
2 filety z sardeli
150 g twarogu
1 zielona papryka, pokrojona w drobną kostkę
1 ogórek konserwowy, pokrojony w kostkę
1 cebula, posiekana
50 g miękkiego masła
1 łyżeczka musztardy
1 łyżka posiekanej natki pietruszki
1 łyżka słodkiej sproszkowanej papryki
sól, pieprz

Jajka ugotować na twardo. Dwa z nich posiekać, a jedno pokroić w plastry.
Masło wymieszać na gładką masę wraz z musztardą i twarogiem, po czym dodać resztę składników i na koniec dokładnie wymieszać. Pastę przybrać plasterkami jajka oraz 1 łyżką zielonej papryki pokrojonej w kostkę.

Paulina.