niedziela, 26 lutego 2012

ZIELONA TĘSKNOTA CZĘŚĆ 1

Nadeszła nadzieja na wiosnę. Śnieg zaczął topnieć, powietrze się ociepliło, a słońce coraz chętniej wychodzi zza chmur. Zdaję jednak sobie sprawę, że droga do przywitania wiosny jest jeszcze długa i kręta, opatrzona kilkoma dniami lekkiego mrozu i drobnymi opadami śniegu, zimnymi deszczami i nieprzychylnymi wiatrami. Jednak nadzieja już we mnie zakiełkowała i sama myśl, że za chwile będzie marzec, budzi we mnie ożywienie. Cała, bezwiednie, przestawiłam się już na tryb optymistyczno-wiosenny i za nic nie chcę się z niego "odstawiać". A skoro osiągnęłam ten konkretny level, tęsknię za kolorami, a przede wszystkim zielenią. Kwiatków u nas w mieszkaniu mało, dlatego wprowadzam często gęsto zieleninę na talerz ( co do kwiatów nie mam do nich ręki, wszystkie umierają, bo zapominam ich poić, nawet ich desperackie wołanie o pomoc zwiędłymi i zbrązowiałymi listkami na mnie nie działa. Zieleninką w doniczkach zatem zajmuje się z pasją P. - karmi je wszystkim, nie tylko wodą, przycina jak za bardzo podrosną i mało brakuje moim zadaniem, aby jeszcze zacząć im śpiewać, ale cóż... ).  

:P - wczoraj przycinany przez P.

Z tęsknoty za wiosną odbija mi palma i kupuję w ogromnych ilościach różne rodzaje sałat, roszponki, rukoli itd.  Pod spodem zamieszczam więc 3 różne wiosenne propozycje - dwie na obiad, jedną na śniadanie lub deser. Wszystkie smaczne, zielone i soczyste.


SOS DO SAŁATY:
Wymieszać ze sobą:
2 łyżki jogurtu naturalnego
1 łyżeczka majonezu
1 łyżeczka musztardy
sól


SOS DO ROSZPONKI:
Wymieszać ze sobą:
1 dymka, posiekana wraz ze szczypiorkiem
2 łyżeczki oleju słonecznikowego
2 łyżeczki koncentratu z octu balsamicznego
zioła do sałatek
sól

PIERŚ Z KURCZAKA Z SAŁATĄ I ROSZPONKĄ:
pół piersi z kurczaka - przekrojona na pół i rozbić tłuczkiem
2 ząbki czosnku
sól, pieprz
oliwa

Dwa plastry mięsa, oprószone uprzednio sola i pieprzem, usmażyć na patelni na rumiany kolor. Zalać połową szklanki wrzątku i dusić do chwili, aż płyn wyparuje. Pod koniec duszenia dodać zmiażdżony czosnek. Smażyć jeszcze chwilę, aż czosnek lekko zbrązowieje, a płyn zgęstnieje i powstanie z niego sos.




DZWONKI ŁOSOSIA Z BROKUŁAMI:
2 dzwonki łososia (Polecam kupować mrożone w pewnej popularnej sieci marketów z robaczkiem w logo - 4 dzwonki w opakowaniu za 10zł, naprawdę dobre i chyba nigdzie nie można ich znaleźć w tak niskiej cenie. Sama dostałam cynk od A.)
brokuły podzielone na spore różyczki
ziemniaki
sos musztardowy jak wyżej
koperek

Dzwonki, uprzednio oprószone solą i pieprzem, usmażyć na patelni na rumiany kolor. W tym samym czasie ugotować ziemniaki i brokuły. Przygotować sos musztardowy. Na talerzu oprószyć wszystko koperkiem.


ENERGETYCZNY KOKTAJL NA DOBRY POCZĄTEK DNIA:
(na 1 porcję)
Zmiksować wszystkie składniki:
1 banan
1 kiwi
sok z 1 dużej mandarynki
można dodać świeże truskawki, ja niestety nie miałam ich pod ręką


I to by było tyle na dziś. Żegnam się z Wami zielono i przedwiosennie.
Paulina.

poniedziałek, 20 lutego 2012

Nocne buszowanie w kuchni

Zapewne każdy z Was przeżył w życie takie chwile, gdy zerkał na zegarek, aby odkryć, że jest 23:59 i jest głodna/-y. Uczucie niemiłe, bo po pierwsze, zdajesz sobie sprawę z tego, że z głodu nie zaśniesz, a po drugie, jest północ i nie ukrywajmy, trochę na obżeranie się jest za późno. Walczysz dzielnie, wmawiasz sobie, że jak wciśniesz poduszkę w brzuch, aby zagłuszyć jego burczenie i odwrócisz się na bok, to na pewno zaraz zaśniesz. Taak, jasne, oszukuj siebie dalej, bo mija pół godziny, a ty wciąż się przewracasz, a myśli zamiast odpływać ku nicości, uparcie krążą wokół jedzenia. Przy okazji budzisz swojego chłopaka/dziewczynę, który niezadowolony/-a pyta : "Dlaczego się tak wiercisz?". Z rezygnacją odpowiadasz "Zgłodłam" (nie pytajcie, dodam jedynie, ze to nasza zamienna forma na "zgłodniałam"). Szczęście niepojęte ogarnia Cię w chwili, gdy Twój chłopak/dziewczyna burczy pod nosem, że tez może by coś zjadł. I tak zaczyna się polowanie na coś dobrego w środku nocy. Nie, nie - nie na byle co, ale na coś dobrego, co ukoi i usatysfakcjonuje twój żołądek, który przez ostatnią godzinę był maltretowany marzeniami kulinarnymi o wspaniałych potrawach.


PIKANTNE TOSTY FRANCUSKIE:
masło
1,5 łyżeczki ostrej musztardy
2 łyżeczki mąki
2 łyżeczki mleka
średni kawałek pikantnego sera (cheddar)
cydr (lub odrobina innego wódkowatego alkoholu)

chleb lub bułka

Na rozgrzanym maśle rozgrzać wszystkie składniki oprócz chleba, oczywiście, aż się rozpuszczą i utworzą jednolitą masę (ciągle mieszać)

Posmarować kromki pieczywa masą serową i wstawić na chwilę do piekarnika. Można oprószyć solą i pieprzem. 
Tosty wyjdą pikantne i słonawe, z lekką nutą musztardową. Pycha.

WEGETARIAŃSKI OMLET (ZGODNY Z GRUPĄ KRWI A)
250g Goudy - pokroiłam ją w małe plasterki
5-6 grzybków, posiekanych (jakie lubicie)
100g startej czerwonej lub białej rzodkiewki
1 łyżeczka pietruszki
1 łyżeczka sosu Worcester
1 łyżeczka mąki
2 jajka

Wszystkie składniki połączyć w misce. Wlać zawartość miski na dużą patelnię i dusić na małym ogniu przez 15 minut.


Wersja z ketchupem :P XD

Wersja z kawałkami papryki :P XD


BRUSCHETTA ( lub jak ja to nazywam "grzanki z dużą ilością wszystkiego na wierzchu")
Ogólnie bruschetta powinna być podawana z pomidorami (która to wersja będzie obecna poniżej). Ale ponieważ było późno, sklepy pozamykane, a pomidorów w lodówce niewiele, zrobiliśmy jedną bruschettę i grzanki z innymi warzywkami / serami / ogólnie dodatkami.

Wersja z cebulka, czosnkiem i oliwkami podsmażanymi przez chwilę na oliwie.
Wersja z pomidorami i papryką, polanymi oliwą i podpiekanymi z bułką.
Wersja z Camembert i roszponką, polanymi skondensowanym octem balsamicznym. Roszponkę można z powodzeniem zastąpić rukolą.


SAŁATKA Z JAJKIEM I BEKONEM
Przepis na sałatkę podawałam jakiś miesiąc temu - w poście o brunchu. Ten jednak wzbogaciłam o oliwki i sezam. Przepis jak się okazuje jest równie dobry na śniadanie, jak i na kolację.


CYNAMONOWE TOSTY FRANCUSKIE Z GRUSZKĄ
Idealne, gdy ma się ochotę na coś słodkiego. 
Tosty francuskie na słodko również były już tutaj przedstawiane :


Jeżeli natomiast macie ochotę na coś słodkiego, ale niewymagającego smażenia, polecam pokroić bułkę lub chałkę na kromki (4 kromki), które należy posmarować dżemem (najlepiej niskosłodzonym - wybrałam jagodowy). Kromki ułożyć jedna na drugiej w dość głębokiej miseczce i polać je śmietana kremówką - 30%, około pół małego opakowania, chyba że kromek jest duuużo. Oprószyć lekko cukrem i wstawić do mikrofalówki lub piekarnika na tyle, aby cukier się rozpuścił, a całość była ciepła, nie gorąca. Niestety nie uwieczniłam tego na zdjęciu (jadłam to wczoraj), byłam tak głodna i niecierpliwa, że rzuciłam się brutalnie na tę biedną bułeczkę i pożarłam ją w zastraszającym tempie. Mimo braku zdjęcia uwieczniającego ten smakołyk, gwarantuję, że jest pyszny. Mogłabym go jeść codziennie na śniadanie i kolację :)

To wszystko na dzisiaj. 
Wszystkim Nocnym Obżartuchom, życzę smacznych i kreatywnych kuchennych rewelacji. 
Paulina.




czwartek, 16 lutego 2012

Czeko Czekolada


Czekolada przybyła do Europy za sprawą Krzysztofa Kolumba. Jak wiemy, pod koniec XV wieku Krzyś dotarł do Ameryki, a tam natknął się na wiele nieznanych mu wcześniej roślin, między innymi takich jak kakaowiec, z którego tamtejsze plemiona wytwarzały kakao, a później czekoladę.
Na starym kontynencie czekolada zrobiła furorę i zaczęła się cieszyć ogromną sławą. Sprzedawana jako słodkie łakocie podbiła serca Europejczyków i dziś znana jest głównie jako deser lub idealny do niego dodatek. Niewielu jednak (poza Hiszpanami oraz mieszkańcami Ameryki Południowej) widzi ją w roli dodatku do mięsa – na słono, obiadowo. A właśnie pod taką postacią jest też podawana na Półwyspie Iberyjskim oraz w Meksyku. Kurczak w sosie czekoladowym cieszy się nie mniejszym uznaniem jak czekolada pitna czy czekolada w postaci tabliczek. Dlatego dziś przedstawiam Wam (rozczarowując zapewne tych, którzy mocno zasugerowali się słodkim zdjęciem obok) właśnie czekoladę na słono, z pomidorami, czosnkiem i rumianym kurczakiem.

1 pierś z kurczaka, pokrojona w kostkę (mogą to być też skrzydełka lub udka)
mąka
1 średnia cebula, pokrojona w drobną kostkę
2 ząbki czosnku, wyciśnięte
pół łyżeczki cynamonu
1/4 łyżeczki mielonych goździków
pół łyżeczki mielonej gałki muszkatołowej 
2 pomidory, pokrojone w kostkę
1 czerwona papryka, pokrojona w plasterki
1 szklanka wrzątku (lub białego wina, jeśli ktoś posiada)
60g gorzkiej czekolady

ewentualnie sól i pieprz według uznania

Kurczaka obtoczyć w mące i podsmażyć na patelni, aż będzie rumiany. W garnku, który jest sprawdzony i nie przypala, podsmażyć cebulę z czosnkiem, aż będą miękkie. Dodać przyprawy :cynamon, goździki i gałkę muszkatołową i przez chwilę mieszać, aż zaczną roztaczać aromat. Umieścić kurczaka w garnku z cebulą i czosnkiem, dodać pomidory, paprykę i wrzątek / wino. Dusić pod przykryciem około 20 minut. Następnie zdjąć przykrywkę i gotować następne 20 minut. Dodać czekoladę i podgrzewać, aż się rozpuści i dobrze wymiesza z resztą składników.
Podawać z ryżem.



Jeżeli jesteście fanami kuchni hiszpańskiej, to musicie koniecznie spróbować tego dania. Wiem, że sama myśl o jedzeniu czekolady z mięsem i warzywami niektórych może napawać obrzydzeniem, jednak zapewniam, że nie jest to takie złe, na jakie może wyglądać. W gruncie rzeczy, jak już raz spróbujecie czekolady na słono, uznacie, że jednak coś w tym jest, że czekolada nie tylko nadaje się na deser.  
Paulina.

poniedziałek, 13 lutego 2012

THE VALENTINE'S DAY


W związku z tym, że jutro obchodzone jest Święto Zakochanych, postanowiłam w dzisiejszym poście zamieścić kilka drobnych przepisów na desery. Proste, niewymagające zbyt wiele uwagi, bo po co sterczeć w kuchni pół dnia, aby pod wieczór padać z nóg? Bez zbędnego rozpisywania się, przejdę do meritum. Przedstawiam więc 3 propozycje deserów walentynkowych:

MUS CZEKOLADOWY:
150g pianek (wzięłam różowo-białe firmy Jojo, mają lekko truskawkowy posmak)
50g masła
250g gorzkiej czekolady (lepiej użyć gorzkiej niż mlecznej, ponieważ pianki i tak wystarczająco osłodzą deser)
4 łyżki wrzątku
280ml kremówki (36%, wtedy nie będzie trzeba dodatkowo jej ubijać)

W kąpieli wodnej rozpuścić trochę czekoladę w 4 łyżkach wody. 


Gdy czekolada na wpół będzie rozpuszczona, dodać do niej masło i pianki. Mieszać cały czas, aż wszystko się rozpuści i powstanie jednolita masa. Odstawić do wystygnięcia.


Ostudzona masę wymieszać z bitą śmietaną i wstawić na kilka godzin do lodówki.

Mus można oprószyć wiórkami białej czekolady lub wiórkami kokosowymi. Idealnie będą tu też pasowały świeże owoce. 
Nie trzeba tego deseru dodatkowo słodzić, pianki są wystarczająco słodkie.



Dla tych, którzy uwielbiają niecodzienne i nieco egzotyczne smaki, polecam krem imbirowo-śmietankowy. Deser pochodzi z kuchni karaibskiej i podawany jest tam z ciasteczkami imbirowymi. Ja postanowiłam przyozdobić go dodatkowo plasterkiem świeżego imbiru, aby dodać mu nieco więcej pikantności.

IMBIROWY DESER ŚMIETANKOWY:
1 1/4 szklanki śmietany kremówki 36% (300ml)
30g drobnego cukru
1/4 szkl. ciemnego rumu 
10cm startego drobno korzenia imbiru
1/2 łyżeczki mielonego imbiru
1/2 łyżeczki startej gałki muszkatołowej
1 łyżeczka startej drobno skórki limonki
2 łyżki soku z limonki

ciasteczka imbirowe lub inne kruche ciasteczka

Śmietanę ubić z cukrem. Ostrożnie dolać rum, starty i mielony imbir, gałkę muszkatołową, skórkę i sok z limonki - wymieszać. Przełożyć do kieliszków i wstawić na 2 godziny do lodówki. Podawać z ciasteczkami.


Trzecia propozycja właściwie niczego od nas nie wymaga. Wystarczy kupić świeżego ananasa i mieć w domu sproszkowane chili lub świeże, jak kto woli. 
Ananasa należy obrać i pokroić w krążki - nie trzeba wydrążać środka. Plasterki wystarczy posypać chili i to będzie wszystko. 
Ananas z chili uważany jest w Ameryce Południowej (skąd zresztą pochodzi) za afrodyzjak. Ja po prostu uważam, że połączenie kwaskowatości, słodkości i pikantności daje rewelacyjny i smaczny efekt. Ostrzegam jednak, że nie nie należy jeść tego smakołyku zbyt wiele - zarówno ananas, jak i chili w dużych ilościach mogą poranić usta i język ;(


To wszystko na dzisiaj. My z P. będziemy go obchodzić dwa dni później, jednak już dziś życzę wszystkim Łasuchom udanego Dnia Św. Walentego. 
Paulina.

P.S. Mus czekoladowy zainspirowany jest przepisem Nigelli Lawson. Deser imbirowo-śmietankowy zaczerpnięty został z książki "Podróże kulinarne. Kuchnia karaibska".

sobota, 11 lutego 2012

Cassoulet, s'il vous plaît !

Śnieg wciąż za oknem. Mimo bezchmurnego nieba i pięknego słońca, mróz szczypie w twarz i próbuje odmrozić znaczące części ciała. Dlatego staram się jak najmniej wychodzić i grzeję dupkę przy kaloryferku, owinięta szczelnie w zielony sweterek. Potrawy, które robię o tej porze roku są ciężkie, gorące, nierzadko pikantne i niezwykle sycące. Trzeba przecież dbać o zapasy ciepła (sadełko), prawda? 
Ci, którzy zaglądają tu od czasu do czasu i czytają moje wpisy, wiedzą już zapewne, że cenię sobie prostotę w kuchni. Owszem, lubię wymyślne potrawy i kiedy mam wenę chętnie oddaję się wypróbowywaniu nowych, skomplikowanych przepisów, jednak nie da się ukryć, że w 95% przypadków wybieram ten przepis, który nie będzie wymagał ode mnie dużej straty czasu. Poza tym, nie zawsze mamy przecież czas, aby sterczeć przy kuchence bite 2 godziny. 
Tak więc przepis, który zamierzam dziś przedstawić jest banalnie prosty - typ, jeden z moich ulubionych, "wrzucam do garnka, mieszam i robi się samo". Może i cassoulet, które mam na myśli robi się 2 godziny, ale praktycznie bez naszego udziału. Na pewno go nie róbcie, gdy jesteście głodni jak pies. Możecie go sobie wypróbować w weekend. Plusem niezaprzeczalnym jest fakt, że naprawdę się przy tym nie napracujecie... No, jedynie na samym początku.
Cassoulet, jak zapewne się domyślacie, pochodzi z Francji. Francuzi do dziś sprzeczają się, z którego miasta tak naprawdę się wywodzi, albowiem aż trzy miasta walczą o przypisanie sobie jego pochodzenia - Castelnaudary, Toulouse oraz Carcassonne. Jedno nie ulega jednak wątpliwości, mianowicie to, że cassoulet jest potrawą niezwykle starą, bo powstała podczas wojny stuletniej, czyli w średniowieczu. Legenda głosi, że podczas oblężenia Castelnaudary przez Anglików, obrońcy miasta byli niezwykle głodni po toczących się walkach, toteż wydano rozkaz, aby przygotować żołnierzom sycące danie, ogromnych rozmiarów, które miałoby ich pokrzepić i dodać siły do dalszej walki. Powstała potrawa składała się z suchej białej fasoli i mięsa.
Dziś danie to jest również głównie oparte na fasoli, które stała się stałym elementem cassoulet (użyłam jednak soi, za co prawdopodobnie zostałabym we Francji zlinczowana). Rodzaje cassoulet różnią się od siebie jedynie doborem mięsa. W Castelnaudary jada się je z mięsem wieprzowym - boczkiem, słoniną, szynką i kiełbasą. Cassoulet z Tuluzy słynie z tego, że miesza z sobą różne gatunki mięs, jest w nim wieprzowina i jagnięcina i kaczka oraz obowiązkowo słynna kiełbasa z Tuluzy właśnie. Carcassonne z kolei dodaje do dania jagnięcinę i drób. 
Ważną też ciekawostką jest nazwa dania. Wzięła się ona od ceramicznego naczynia do zapiekania, w którym powinno się je przyrządzać. 

CASSOULET:
3/4 szklanki soi lub białej fasoli (które przygotowujemy przed gotowaniem tak, jak pisze na opakowaniu)
100g boczku
pałka wędzonej kiełbasy (może być też jagnięcina lub wieprzowina pokrojone w kostkę)
1 cebula, posiekana
1 mały por, cienko pokrojony
2 zmiażdżone ząbki czosnku
3 gałązki świeżego tymianku lub 1,5 łyżeczki suszonego
200g pokrojonych pomidorów (mogą być z puszki)
2 liście laurowe
1 szkl. wody
1 szkl. bulionu drobiowego
1 szkl. bułki tartej
posiekana pietruszka, według uznania

Ziarna soi lub fasoli należy namoczyć w zimnej wodzie, według instrukcji napisanej na opakowaniu. Jeśli wybierzecie soję, należy ją jeszcze godzinę pogotować, zanim dodacie ją do dania.
Nastawić piekarnik na średnią temperaturę.
W rondlu obsmażyć boczek z kiełbasą lub innym mięsem (nie dodawać na patelnię żadnego tłuszczu, ten, który wydobędzie się z mięsa w zupełności nam wystarczy, inaczej danie będzie za tłuste !), gdy mięso będzie rumiane i lekko chrupiące, należy je przełożyć do żaroodpornego naczynia. Na oleju pozostałym ze smażenia mięsa, podsmażyć cebulkę z porem i czosnkiem, aż nabiorą miękkości. Po chwili dodać do nich pokrojone w kostkę pomidory (nie trzeba ich ani obierać ani wydrążać, po prostu zachować z nich wszystko). Smażyć przez niecałe 3 minuty, aby pomidory trochę zmiękły i przełożyć wszystkie warzywa do żaroodpornego naczynia, gdzie czeka już mięso. 
Zalać danie rosołem i wodą. Dodać do tego liście laurowe i posypać równomiernie tymiankiem. Przykryć i wstawić do piekarnika na 40 minut. 
Po 40 minutach duszenia w piekarniku, wyjąć danie, obsypać równomiernie bułką tartą i pietruszką i wstawić na kolejne 40 minut do piekarnika (lub do czasu, aż soja/fasola wchłoną cały płyn i będą miękkie), tym razem już bez pokrywki.
Po wyjęciu, wymieszać wszystko ze sobą, przełożyć do miseczek i pożreć :)


Dania nie trzeba niczym innym przyprawiać, od boczku, kiełbasy i rosołu jest idealnie słone. Smak - niesamowity. Gorące i sycące, idealne na zimowe obiadki.
Pozdrawiam wszystkich Łasuchów,
Paulina.

czwartek, 9 lutego 2012

KINO-KULINARIA

Nie wiem czy kiedykolwiek mówiłam Wam, jak bardzo zaawansowane stadium fanatyzmu kulinarnego osiągnęłam. Być może nie wspomniałam, że moje upodobanie do kuchni rozciąga się również na kinematografię. Oglądanie programów kulinarnych na kuchnia.tv to jedno, ale już oglądanie filmów pełnometrażowych, to zupełnie co innego. Nie mówię jednak, że tylko takie filmy oglądam najchętniej, ale na pewno nimi nie pogardzę. Tak więc dzisiejszy wpis, jak się zapewne domyślacie, nie będzie wcale dotyczył przepisów, ale filmów o kucharzach. Nie będzie tu żadnego rankingu „od najlepszego do najgorszego”, jedynie propozycje, które widziałam i które przypadły mi do gustu – poukładane alfabetycznie. Część z niżej wymienionych tytułów traktuje o samej kuchni, czy sztuce gotowania, druga natomiast część (niestety ta większa) przedstawia gotowanie jako tło dla rozgrywającej się na pierwszym planie akcji.

  1. "A cake story" - film, który widziałam na Festiwalu Filmów Krótkometrażowych Żubroffka w Białymstoku. Opowiada o piekarzu, byłym cukierniku, który w Sylwestra postanawia upiec piękny tort dla swoich przyjaciół, jako noworoczny prezent. Jednak tort nigdy do nich nie trafia, ponieważ piekarz ostatecznie oddaje go najbiedniejszej rodzinie we wsi.

  2. "Bon Appétit" - hiszpański film o młodym kucharzu, który dostaje wymarzoną pracę w słynnej restauracji i poznaje atrakcyjną Hannę - degustatorkę win, o której względy będzie musiał walczyć ze swoim restauracyjnym guru - Thomasem.

  3. "Czekolada" - dobrze wszystkim znany film z Juliette Binoche i Johnny'm Depp'em. Młoda kobieta przenosi się wraz z córką do małego, francuskiego miasteczka i otwiera tam sklep z czekoladą. Jej ciepłe i delikatne usposobienie podbija serca mieszkańców miasteczka. 

  4. "Julie and Julia" - pewnego dnia, zniechęcona pracą, której nie lubi, Julie Powell postanawia zrealizować w ciągu roku 524 przepisy z książki kucharskiej Julii Child pt. :  "Mastering the Art of French Cooking". Swój projekt opisuje na blogu, co przynosi jej wkrótce popularność. Jednocześnie w filmie przeplatają się dwie historie Julie i Julii, pokazując ich kulinarne perypetie.

  5. "Kelnerka" - film opowiada historię kelnerki z małego miasteczka, która pracuje w przydrożnym barze mlecznym. Tkwiąc w nieszczęśliwym małżeństwie z zaborczym i zazdrosnym Earlem, Jenny ucieka od codziennych problemów piekąc niesamowite ciasta.

  6. "Nieodparty urok" - Amanda, która jest właścicielka niewielkiej restauracji na Manhattanie, jest bliska bankructwa, co zmusza ją do zamknięcia interesu. Nieoczekiwanie jednak otrzymuje magiczną moc od kupionego na targu kraba. Od tej chwili staje się mistrzynią kuchni, a jej potrawom nikt nie może się oprzeć. Tak więc podupadająca restauracja, staję się najsławniejszym lokalem w mieście.

  7. "Ratatouille" - bajka, ale jakże urocza. Mały szczurek ma tylko jedno marzenie - zostać kucharzem. Dzięki idealnie rozwiniętemu węchowi potrafi przyrządzać cudowne potrawy. Udając się do Paryża, spotyka początkującego kucharza, któremu kiepsko idzie gotowanie. Zawiera więc z nim umowę, on będzie gotował za niego, ponieważ zawsze o tym marzył, a kucharz zyska upragniona sławę.

  8. "Sekretne życie pszczół" – film, oparty na podstawie książki Sue Monk Kidd, przedstawia lata 60-te XX wieku. Piękna opowieść o Lily Owens, która po śmierci matki nie potrafi porozumieć się z ojcem. Ucieka więc z domu z czarnoskórą nianią, aby odszukać miejsce, w którym wychowała się jej matka. Trafiają do domu bogatych, czarnoskórych sióstr Boatwright, które prowadzą pasiekę. Zatrzymując się w ich posiadłości zaznają bezpieczeństwa i miłości, których im brakowało. Film opowiada tak naprawdę o prześladowaniach rasowych, a kulinaria tworzą dla tego wątku jedynie przyjemne tło.

  9. "Smażone zielone pomidory" - historia Evelyn Couch, która przechodzi trudny okres. W szpitalu, podczas odwiedzin u krewnej, poznaje przemiłą staruszkę Cleowę Theadgoode. Spotkanie to zmienia życie Evelyn. Cleowa opowiada jej historię swojego życia oraz mieszkańców małego miasteczka Whistle Stop, położonego w Alabamie. Razem przenoszą się do lat 30-tych XX wieku. We wspomnieniach tych powraca kawiarnia Whistle Stop, który była niegdyś centrum miasteczka. Powraca też niewyjaśniona zbrodnia sprzed lat. Film oparty na podstawie książki Fannie Flag, pod tym samym tytułem.

  10. "Soul Kitchen" - właściciel restauracji Zinos, zostaje porzucony przez dziewczynę, w związku z tym przestaje go interesować własny interes i daje wolną rękę swoim pracownikom. Zaczyna panować anarchia - kucharz gotuje to co zawsze chciał gotować, mimo, iż w karcie nie ma takich potraw. Zmienia się muzyka, a awangardowi artyści urządzają w restauracji różnego rodzaju przedstawienia. Zamiast podupadać, lokal zyskuje na popularności, co wywołuje zaskoczenie nawet u samych pracowników.

  11. "Tampopo" - japoński film, opowiadający historię młodej wdowy, która samotnie prowadzi makaronowy bar, w którym zatrzymują się głównie kierowcy ciężarówek. Jeden z nich, oczarowany właścicielką, jednak niezadowolony z jakości serwowanego tam jedzenia, postanawia tytułowej Tampopo pomóc w prowadzeniu baru.

  12. "Toast" - ekranizacja biografii brytyjskiego kucharza Nigela Slatera. Młody Nigel od małego interesował się gotowaniem, a swoją pierwszą pracę kucharza w londyńskim hotelu Savoy dostał w wieku 17 lat. 

  13. "Uczta Babette" - klasyk kina poświęconego kuchni. Opowiada o dwóch siostrach, żyjących w małej duńskiej osadzie, w XIX wieku. Wychowane w surowy i niemal ascetycznie religijny sposób, przez swego ojca pastora, odrzuciły w przeszłości swoje szanse na miłość. Siostry przygarniają pod swój dach uciekinierkę z ogarniętego rewolucją Paryża, która przejmuje u nich obowiązki służącej. Po śmierci ojca, siostry postanawiają urządzić ucztę z okazji 100-lecia jego urodzin.  Babette, która wygrywa pieniądze na loterii przekonuje siostry, aby to ona urządziła ucztę, na którą schodzą się mieszkańcy wioski.

  14. "Vatel" - rok 1671. Książę de Conde pragnąc odzyskać swoją pozycje u króla, wyprawia ucztę, na którą zaprasza wszystkich arystokratów z Wersalu. Ucztę ową przyrządza François Vatel, pierwszy mistrz ceremonii na dworze księcia.

I to tyle na dzisiaj. Życze wszystkim Łasuchom udanego dnia,
Paulina.

wtorek, 7 lutego 2012

DANIE Z KARTY DZIEJÓW

   Jak część Was zdążyła już pewnie zauważyć, lubię umieszczać tu dania z kuchni całego świata. Im bardziej różnią się one od dań z naszej kuchni polskiej, tym lepiej. O ile zwykła podróż uczy nas o innej kulturze, o tyle historia pozwala nam zrozumieć dlaczego ta kultura wygląda dziś tak, a nie inaczej. To samo tyczy się kuchni właśnie. Tradycyjne dania serwowane w dzisiejszych czasach na przykład we Włoszech mają również swoją historię. 
   Chciałabym Was dzisiaj zabrać właśnie w taką historyczną podróż i przenieść się jakieś 2500 tysiąca lat wstecz, do starożytnej Grecji. Czytając ostatnio "Życie codzienne w Grecji za czasów Peryklesa" R. Flacelière'a, zamarzyła mi się iście grecka uczta. Nie byle jaka, ale właśnie grecka, z prawdziwymi greckimi potrawami, z czasów Peryklesa właśnie. Czy nigdy nie zastanawialiście się jak ludzie niegdyś jadali? Czy gospodynie domowe miały jakieś swoje sekrety, jak powstawały te narodowe dania? Cóż, czytając ową książkę, natknęłam się na rozdział poświęcony kuchni. I jak to ja, ucieszyłam się jak dziecko, które dostało nową zabawkę. Jednocześnie z trwogą pomyślałam, że moja kulinarna obsesja sięgnęła wyżyn, gdyż nie wystarcza mi już to, co znane dziś, ale chciałabym wypróbować jeszcze czegoś, co znane było kiedyś. Nie martwiłam się jednak o P. Jakąkolwiek potrawę z czasów starożytnych miałabym przygotować, byłaby ona mięsna. Dodatkowo znając zamiłowanie P. do Antyku, wiedziałam, że "iście grecka uczta" zostanie przyjęta z odrobiną entuzjazmu i może nawet szczypta ciekawości. 
   Poza tym spodobała mi się mentalność starożytnych Greków, których bez krępacji nazwałabym obżartuchami. Wydaje się, że przy ich zamiłowaniu do świętowania niemal z każdej lepszej okazji, ich upodobania do dobrego jedzenia i opijania się winem, powoduje, że tytuł ten pasuje jak ulał. Kochali świętować i właśnie to było niezłym pretekstem do wydawania obfitych uczt. A świętowali kiedy? Ot, kiedy tylko chcieli. Powód nie musiał być dość ważny, czy szczególny : a to święto rodzinne, państwowe, powitanie w swoich skromnych progach dawno niewidzianego przyjaciela, odniesienie sukcesu w konkursie, czy choćby zadźganie na ołtarzu białego baranka - ku czci Dionizosa, oczywiście, wielkiego, wiecznie pijanego, Boga balangi. I mimo ich skromnego jadłospisu (niezbyt sprzyjające warunki do uprawiania czegokolwiek), potrafili wyprawiać ogromne i smaczne uczty. Tak jak zazwyczaj w ciągu dnia Grecy jadali niewiele (chleb jęczmienny maczany w winie), tak pod wieczór ucztowali obficie i bogato. Placki jęczmienne lub pszenne stanowiły podstawę ich diety. Mięso, ryby i sery podawano zazwyczaj w ich towarzystwie. Na deser same pyszności - owoce świeże i suszone , takie jak figi, winogrona, pomarańcze, do tego orzechy i ciastka na miodzie. Mniam.
   Przeczytałam więc rozdział "Posiłki, gry i rozrywki" od deski do deski i zaczęłam planować posiłek. Pomysł przyszedł szybko, więc zabrałam się za gotowanie. Zrobiłam placki pszenne i duszoną wołowinę z warzywami. Proste, smaczne i niecodzienne.

! Danie na 2 osoby

PLACKI PSZENNE:
1 jajko
200 ml mleka
400 g mąki pszennej
20 g cukru
1 łyżka soli
2 łyżki oleju

Piekarnik nagrzać do 220 °C. Roztrzepać jajko z mlekiem. W oddzielnej misce wymieszać mąkę, cukier i sól, a następnie dodać do nich jajko z mlekiem. Wyrobić ciasto, odstawić na 15 minut. Po tym czasie dodać do ciasta olej i ponownie zagnieść. Odrywać od ciasta kawałki wielkości piłeczki do ping-ponga i rozwałkowywać na placki o średnicy 10-15 cm. Położyć placki na kratce do pieczenia i piec 5-7 minut, aż zrobią się lekko rumiane.

DUSZONA WOŁOWINA Z WARZYWAMI:
2 plastry udźca wołowego
1 duża cebula pokrojona w krążki lub piórka
10-15 pieczarek pokrojonych w plasterki
1 szklanka rosołu wołowego
1/3 łyżeczki rozmarynu

Mięso pokroić w dość grubą kostkę i podsmażyć na patelni aż będzie rumiane. Pod koniec smażenia dodać cebulę i poczekać aż się zeszkli, dopiero wtedy zalać wszystko rosołem i dodać pieczarki. Dusić pod przykryciem pół godziny. W połowie duszenia dodać rozmaryn. 
! Przy większej ilości mięsa, zamiast zwiększać ilość rosołu do duszenia, można dodać do dania trochę czerwonego wina. W przypadku podwojenia porcji, będzie to 1 szklanka rosołu i 1 szklanka wina.



A oto efekt końcowy:


I to tyle na dzisiaj. Mogę jedynie dodać, że danie palce lizać. Sos był wspaniale słony, wołowina rozkosznie miękka i soczysta. Placki pszenne? Idealne.
Życzę smacznego wszystkim Łasuchom,
Paulina.

piątek, 3 lutego 2012

POPOŁUDNIE BEZKARNIE CYTRYNOWE

Jako, że niska temperatura i śnieg królują od jakiegoś czasu i chyba nie mają zamiaru zniknąć, uruchomiła się we mnie tęsknota za wiosną. Brakuje mi zieleni, kwiatów, śpiewu ptaków i ciepła - nic dziwnego, w końcu jestem majowym dzieckiem. Całe szczęście przynajmniej słońce świeci,a na niebie nie ma ani jednej chmurki, nie wiem jednak czy to tak dobrze, zważając na coraz większe mrozy.
W ramach "wiosennego dogadzania sobie bez wiosny" poszły w obieg różne różniaste sałatki, wegetariańskie obiadki i w miarę jak na takie zimowe warunki - owocowe deserki. Dlatego dziś na drugie śniadanie zrobiłam cytrynowe buchty, albo jak ja to wolę raczej nazywać "cytrynowy chlebek śniadaniowy" (choć smakiem przypomina to raczej bułkę drożdżową). Najwięcej smaku mogą nam czasem przynieść rzeczy najmniej skomplikowane. Może mnie zaraz skrytykujecie i powiedzcie, że robienie ciasta drożdżowego wcale nie jest takie mało skomplikowane, ani nawet szybkie, lecz odpowiem Wam na to, że w skali ciast drożdżowych, to jest niezwykle proste.
Lekki cytrynowy posmak przywodzi nam na myśl właśnie wiosnę, a przekrojona na pół buchta posmarowana masełkiem jest świetnym towarzyszem do porannej kawy.

CYTRYNOWY CHLEBEK ŚNIADANIOWY:
20g świeżych drożdży
70g cukru
450g mąki pszennej (typ 550)
100 ml ciepłego mleka
80g stopionego masła
2 żółtka
1 czubata łyżka cukru wanilinowego
skórka z 1 cytryny
sok z 1/4 cytryny
szczypta soli

Z drożdży, odrobina cukru, 50ml mleka i 50g mąki zrobić rozczyn i przykryty odstawić do wyrośnięcia. W oddzielnej misce wymieszać żółtka ze stopionym masłem i reszta mleka. Dodać tę mieszankę do rozczynu razem z pozostałą mąką, cukrem wraz z cukrem wanilinowym, skórka i sokiem z cytryny oraz szczyptą soli. Zagnieść ciasto i odstawić je w ciepłe miejsce na godzinę do wyrośnięcia. Rozgrzać piekarnik do 200°C. Gdy ciasto już podwoi swoją objętość, zagnieść je ponownie i formować z niego małe, równe kulki. Ułożyć je równo obok siebie w tortownicy wysmarowanej masłem i posypanej mąką. Poczekać jeszcze 15-20 minut aż trochę podrosną, skropić je jeszcze trochę sokiem z cytryny i wstawić je do piekarnika na 20-30 minut - aż do zarumienienia. 
Buchty można równie dobrze zrobić w formie muffinek.



Tak jak już wspomniałam, pasują idealnie do porannej kawy. Można je przekroić i pożreć z masłem lub konfiturą porzeczkową. 
Dodam jeszcze, że przepis ten został zainspirowany moim nowym nabytkiem - "Domowy chleb, bułki i bułeczki" Anny Wrońskiej.

Pozdrawiam Wszystkich Łasuchów,
Paulina.